***
Czasy PRL-u nie były wcale takie bezbarwne. Kiedy wracam wspomnieniami do okresu mojego dzieciństwa, napawa mnie to pewnego rodzaju nostalgią. Przywołuję z pamięci obrazy rodzinnego stołu i spotkań. Pamiętam ciężko zdobytą kawę extra-selekt i kult jej mielenia i parzenia, kiedy to mój dziadek z wielką pieczołowitością wsypywał ziarna Arabiki do starego, poniemieckiego, ręcznego młynka, przymocowanego do futryny drzwi kuchni, a potem świeżo zmielone ziarna zalewał wrzątkiem w ogromnym, białym kubku, a reszcie rodziny – w cienkich szklankach z koszyczkiem. Zapach był cudowny i niósł się po całej kamienicy, bo wszyscy w ten dzień stali w niebotycznych kolejkach, by zdobyć chociaż parę paczek kawy. Czas tej minionej epoki rządził się swoimi prawami. Powstało wiele marek sprzętów, które możemy dziś nazwać kultowymi. Wiele z tych rzeczy było wtedy marzeniem, a jaka była radość z ich posiadania. Chciałabym Wam przypomnieć, co było charakterystycznego dla minionej, ale niezapomnianej epoki.
***
Mieszkałam w kamienicy i nasze mieszkanie nieco odbiegało od mieszkań moich niektórych kolegów i koleżanek. W szczególności różniło się wielkością, ale wystrój pozostawał praktycznie taki sam. Bywało, że sąsiedzi mylili swoje mieszkania, bo wszystko wyglądało podobnie. Nie było też powodów do zazdrości. Na ścianach wisiały tapety, albo były one pomalowane w jaskrawe kolory i przemalowane wałkiem we wzory. Połowę pokoju zajmowała meblościanka na wysoki połysk, a drugą połowę albo narożnik, albo składany półkotapczan.
Zazwyczaj w każdym domu była też farelka w kolorze żółtym lub czerwonym. W pokojach stały piece na węgiel. Babcia miała istne dzieło sztuki. Przepiękny piec, w zimnoniebieskim kolorze z lakierowanymi kaflami, na niektórych z nich był tłoczony wzór o motywie kwiatowym, a i same drzwiczki były kute i dopasowane do kształtu pieca. W domu było albo za gorąco, albo za zimno, bo takie było ogrzewanie piecowe. Za to jaki był niepowtarzalny klimat. Z pieca buchał ogień, aż było słychać jak buzuje w kominie. Babcia piekła w nim na ruszcie jabłka. To był rarytas.
***
Mama miała wykupiony abonament na mleko. Mleko i śmietana dostarczane było w szklanych butelkach, zamkniętych aluminiowym kapslem koloru złotego lub srebrnego. Mleczarze już od 4-tej rano wymieniali pozostawione pod drzwiami mieszkań puste, czyste butelki na te z pełną zawartością. To się nazywał handel obwoźny.
Do szkoły chodziliśmy w mundurkach – fartuszkach. Miały one odpinane, wymienne, białe kołnierzyki, które codziennie się prało. Fartuszki były wykonane ze sztucznego materiału, nylonu, strasznie elektryzowały i nie przepuszczały powietrza. Na ramieniu musiała być przyszyta tarcza szkoły. Nasze zabawy były proste, za to dużo przebywaliśmy na świeżym powietrzu. Graliśmy w noża, skakaliśmy w gumę albo kręconkę (długa linka, kręcona przez dwie osoby stojące naprzeciwko siebie). Zimą woźny wylewał wodę na boisko i tym samym powstawało lodowisko . Ile było radości z jazdy na łyżwach. W szkole była stołówka, w której serwowano mleko lub kawę zbożową z mlekiem.
***
Musieliśmy pić je obowiązkowo. Mleko było wlewane do ceramicznych kubków bez ucha i od gorącej zawartości parzyły w ręce. Chłopacy wyciągali kożuchy i rzucali nimi w dziewczyny. Najpyszniejsza była oranżada, czyli napój gazowany na bazie cukru i syropu lub proszku o smaku pomarańczowym. W PRL-u oranżada sprzedawana była w charakterystycznych butelkach z zaciskowym kapslem na drucie, a w pewnym okresie oranżada sprzedawana była w plastikowych woreczkach ze słomką do picia. Dzieci najbardziej lubiły oranżadę w proszku, która miała kwaskowy smak. Taką oranżadę sypało się na dłoń i zlizywało. W domu piło się wodę z syfonu. Syfon można było napełnić nabojami.
Latem piliśmy wodę sodową z sokiem z saturatorów ustawionych na ulicy. Szklanki tylko się lekko płukało, z tego względu wodę z saturatorów nazywano „gruźliczanką”, ale nie słychać było, by ktoś poważnie chorował od „gruźliczanki”.
***
W domu dużo się piekło różnego rodzaju ciast i wtedy do akcji wkraczał prodiż, który dziś zyskuje na popularności. Stanowił on alternatywę dla dzisiejszych piekarników. Ja najlepiej wspominam pilaw warzywny, który piekł mój tato. Smak był nieziemski i jestem wręcz pewna, że byłby ulubionym daniem dla wegetarian. Muszę odkopać ten przepis i przenieść się w czasy dzieciństwa.
Chyba nie ma takiej osoby, która nie znałaby Frani. Może dzisiejsza młodzież pomyślałaby o niej jak o znanej gwieździe i po części miałaby rację. Franię znał każdy. Ta pralka z maglem doskonale się komponowała z Cypiskiem, Ixi , Bisem (proszkami do prania) lub płatkami mydlanymi. Stanowiła niezawodną parę z odkurzaczem Zelmer pod względem wydawanych dźwięków. Od razu się wiedziało, co dzieje się w danej chwili u sąsiada. Można powiedzieć, że PRL to hałaśliwa epoka, bo między odkurzaniem a praniem czasem było słychać tłuczenie kotletów, a wtedy było wiadomo, że sąsiad miał rodzinę na wsi i dostał w prezencie pół świniaka.
***
Hitem był też czarno-biały telewizor „Ametyst”, a na nim robiona na szydełku serweta i sztuczne kwiaty w wazonie. Po południu w każdy piątek o 16.40 telewizja polska emitowała „Pankracego” ze wspaniałym Zygmuntem Kęstowiczem, a w poniedziałki „Zwierzyniec” z niezapomnianym Michałem Sumińskim. Programy nadawane były po południu. Rano był tylko program kontrolny (przerwa).
W późniejszym czasie czarno-białe telewizory zostały wyparte prze kolorowe typu „Grundig”, czy radziecki „Rubin”, „Elektron”. Te ostatnie często wybuchały, za to miały piękne, żywe kolory. Gdańskie Zakłady Elektroniczne „Unimor” produkowały telewizor kolorowy „Unimor” – model „Siesta”.
***
„Unimor” wchodził w skład zakładów „Unitra” – było to Zjednoczenie Przemysłu Elektronicznego i Teletechnicznego, w skład którego wchodziło około trzydziestu zakładów zajmujących się branżą elektro-techniczną na terenie całego kraju. W Bydgoszczy był zakład zwany „Unitra Eltra”. „Unitra” miała wiele sukcesów i szła z duchem czasu, wspierała też rodzimą gospodarkę. Patronem Zakładów Radiowych „Unitra” w Warszawie był Marcin Kasprzak, jedna z najważniejszych postaci polskiego ruchu robotniczego. Niestety zakłady nie przetrwały. Została tylko tablica pamiątkowa na cześć Marcina Kasprzaka. Moja babcia lubiła słuchać radia, a ja razem z nią. Miała radio „Unitra” Diora „Jubilat”. Lato z radiem przyciągało słuchaczy, a liczne audycje wzbogacały wiedzę i rozbudzały wyobraźnię.
***
Przedsiębiorstwo Zakładów Kineskopowych z Piaseczna produkowało polski projektor do wyświetlania filmów z kliszy i slajdów. Ten ciężki sprzęt był prawdziwym kinem domowym w latach 50-tych. Trzeba wspomnieć też o gramofonie lampowym, produkowanym w latach 60-tych i 70-tych, który miał bajkową nazwę „Bambino”. Można było na nim odtwarzać płyty winylowe. Dźwięk z tych płyt był niepowtarzalny. Do dziś ma swoich koneserów. Mówi się, że to muzyka z duszą.
Na uwagę zasługuje też kuchenka gazowa „Polmetal”, wyprodukowana przez Zakłady Metalowe „Polmetal” (zakład należał do Zjednoczenia Przemysłu Wyrobów Metalowych „Polmetal”) w latach 80-tych. Kuchenka była istnym cudem techniki. Miała cztery palniki, podświetlany piekarnik z zegarem, szufladę na blachy. Te kuchenki spełniają swoją rolę do dziś, a więc jakość wykonania była na wysokim poziomie.
***
Niezniszczalna była również lodówka firmy „Polar” i jej siostra z bloku wschodniego „Mińsk”. „Mińsk” miał jednak coś oryginalnego i nowoczesnego. To uchwyt otwierający lodówkę. Do dziś wygląda oryginalnie.
Kolejnym hitem był radziecki aparat fotograficzny „Zenit”. Aparat cieszy się popularnością nawet we współczesnych czasach. Można nim było zrobić profesjonalne zdjęcia w plenerze, jak i wewnątrz pomieszczeń. Był wyposażony w lampę oraz elegancki futerał.
Na początku lat 90-tych serca podbijał domowy komputer. „Commodore Amiga 500” produkowany był przez firmę „Commodore International”. Do tego słynnego komputera był też monitor, lecz w Polsce podłączano go do telewizora. Był on używany głównie do gier, takich jak „Commando”, „Bruce Lee”, „River Raid”.
***
Bardzo przydatnym sprzętem w PRL-u była maszyna do szycia firmy „Predom – Łucznik”, tzw. walizkowa, czyli zatrzaskująca się, dzięki czemu ten niezbędny dla każdej gospodyni domowej sprzęt można było przenosić z miejsca na miejsce. „Łucznik” był niezawodny, a firma produkująca maszyny do szycia przetrwała do dziś.
A pamiętacie smak kurczaka z rożna? To był przysmak. W moim domu stał rożen , który zajmował pół stołu. Piekło się od razu kilka kurczaków. Zapach był zniewalający. Najpiękniejszy i najbardziej wyczekiwany niezmiennie od pokoleń to czas Bożego Narodzenia.
W okresie PRL-u nie było inaczej. Wierciłam dziurę w brzuchu i namawiałam tatę od jakiegoś miesiąca przed świętami, do strojenia choinki. Pamiętam do dziś te piękne, szklane bombki o różnych kształtach i malowane w różne wzory i tzw. „cacka”, czyli różnego rodzaju figurki, nawiązujące do postaci z bajek, np. Jacek i Agatka, pajacyki, ale też do życia codziennego, jak koszyczki, parasolki. Na gałązki choinki kładło się watę, która imitowała śnieg lub przystrajało się tzw. „włosem anielskim”, a lampki choinkowe przypinano za pomocą klipsa do gałęzi. Uważam, że bombki PRL-u były piękne i niepowtarzalne. Ręczna robota. Dziś świecidełka z PRL-u osiągają wysokie ceny i są kolekcjonowane.
***
Bydgoszczanin, pan Maciej Falkowski ma ich już ponad 600 i nadal je zbiera. Stało się to jego hobby. Założył nawet dwie grupy w mediach społecznościowych, poświęcone tym ozdobom świątecznym („Bombki z PRL-u, Bombki z PRL-u sprzedaż, kupno, wymiana). Pod choinkę trafiały paczki z rarytasami, a rarytasy to pomarańcze kubańskie, tzw.” jaja Fidela”, banany i czekolada, która prawdziwa nie była, tylko był to wyrób czekoladopodobny. Pod choinką znajdowało się też różne zabawki i książki. Były lalki, które miały ruchome oczy i plastikowe buciki, koparki, samoloty wykonane z plastiku. Pamiętam do dziś jak cieszyłam się z serii książek: „Nastolatki gotują” Sabiny Witkowskiej czy „Nastolatki pielęgnują urodę” Anny Łasicy.
***
Tato w wolny dzień od rana raczył nas muzyką puszczaną ze szpulowego magnetofonu. Brał miotłę do ręki, udającą gitarę basową, czym rozśmieszał nas do łez. Późnym wieczorem czekaliśmy na listę przebojów programu III i nagrywaliśmy piosenki. To była magiczna chwila, w której dokonywano testu metronomem i szumem do przygotowania niektórych audycji emitowanych w stereo. Pamiętacie? Kanał lewy, kanał prawy , szszsz…..(szum). W późniejszym czasie pojawiły się radiomagnetofony na kasety. To był hit. Można było je przewijać ołówkiem, gdy taśma lekko się wciągnęła w mechanizm.
Jedną z rozrywek był oprócz „Człowieku, nie irytuj się”, zwanym popularnie „Chińczykiem”, „Elektryczny mózg” oraz bierki. Obie te gry wymagały cierpliwości, a „Elektryczny mózg” również wiedzy.
Polacy mieli wiele pomysłów na urządzenie domu. Hitem była boazeria, którą oklejano przedpokoje. Prawdopodobnie pomysł ten wziął się z tęsknoty za naturą. Zakładanie boazerii było sposobem na ukrycie krzywizn i zniszczeń na ścianach.
***
Domowe półki, kredensy, meblościanki zostały zapełnione porcelaną, które – obok wyrobów kryształowych – dumnie prezentowały się na przyjęciach urodzinowych lub ozdabiały półki. Różnego rodzaju czajniki, spodki, filiżanki produkowane przez manufakturę z Bolesławca czy ćmielowskie figurki, koty, zające, łabędzie, które dziś są łakomym kąskiem dla kolekcjonerów, poszukujących ich na targach staroci. Cechą charakterystyczną tamtych czasów były emaliowane garnki, malowane w rożne wzory. Niektórzy twierdzą, że rosół z garnka w malowane gąski smakował lepiej, niż dziś, z garnka wykonanego ze stali. Sztućce przechowywane były w specjalnych walizkach, wyłożonych aksamitem. Do dziś taki komplet posiadają moi rodzice. Na każdej imprezie rodzinnej tata otwierał walizkę ze sztućcami, które były przeznaczone tylko na ważne spotkania rodzinne i towarzyskie.
Z kolei ja posiadam stare, metalowe pudełko po ciastkach holenderskich, w którym przechowuję przyrządy do szycia, igły, nici, kolorowe kordonki, haftki, guziki. Najczęściej te pojemniki były wykorzystywane dla tych potrzeb, a pojemniki po herbacie na różnego rodzaje śrubki i gwoździe.
***
Niektóre produkty do pielęgnacji ciała były prawdziwymi markami. Część z nich są produkowane do dziś. Na przykład szampon familijny w niebieskiej butelce, która świetnie służyła za sikawkę w czasie śmigusa-dyngusa. Kolejnym produktem była woda kolońska „Wars” firmy „Miraculum”, która jest produkowana do dziś. Jeśli „Wars”, to i pędzel, i maszynka, czyli zestaw dla prawdziwego mężczyzny. Maszynka była na wymienne żyletki i niektórzy używają jej do dziś. Kolejna rzecz to niezniszczalna suszarka „Farel-SRN-15A”. Ciężka, w kolorze pomarańczowym była obecna w moim domu. Kiedy jej używałam, nie słyszałam , co mówiła mama. Pamiętam też wałki na włosy, które gotowało się w wodzie, aby uzyskały ciepło, a później nakręcało na włosy.
Polacy w PRL-u palili papierosy. Popularne były właśnie „Popularne” i „Sporty”, a także „Carmeny” i mentolowe „Mewy”. Wszystkie były bez filtra.
***
Marzeniem każdego Polaka w PRL-u było mieć choć jedną rzecz z „Peweksu”. Sklep ten oferował luksusowe towary z zagranicy. Można tam było kupić najmodniejszą odzież, kosmetyki, zabawki, sprzęt sportowy, a nawet deficytowy papier toaletowy. Moja mama miała kupione w „Peweksie” białe sztruksy Levisa, które po przeróbkach nosiłam i ja. Aby kupić jakikolwiek sprzęt, telewizor, pralkę trzeba było upolować go w sklepie, zapisując się na listę kolejową, lub mieć znajomości w sklepie. Najśmieszniejsze było, że każdy z kolejkowiczów musiał odstać swoje, nawet w nocy. Czasem, aby dostać wymarzony sprzęt, trzeba było czekać tygodniami i być obecnym przy odczytywaniu listy obecności, nawet dwa razy dziennie. Istniał również handel wymienny. Ludzie wymieniali się na sprzęty, które były im potrzebne.
W okresie PRL-u czytało się wiele gazet, których się nie wyrzucało. Wycinało się z nich przepisy, porady lub trzymano na wypadek remontu. Popularne były wtedy czasopisma takie jak : „Kobieta i życie”. Uwielbiałam czytać jej kolumnę: „Satyra w krótkich majteczkach” czyli anegdoty, których twórcami są małe dzieci, „Przyjaciółka” i gazety jak : „Express Wieczorny, „Kurier Polski”, itp.
***
Władza ludowa starała się zniechęcić ludzi do fascynacji Zachodem. Niestety to, co zakazane, budzi zainteresowanie. Pełna izolacja nie była możliwa. Przynajmniej raz w miesiącu pojawiał się w kinach nowy, zagraniczny film, a w TV czasem emitowano obrazki z Zachodu. Nie można jednak powiedzieć, że wszystko, co wschodnie było złe. Wiele asortymentu, zwłaszcza z branży elektronicznej, stała na wysokim poziomie i jeśli chodzi o jakość wykonania to można powiedzieć, że była naprawdę dobra. Wiele sprzętów, mimo że przestarzałych, działa do dziś.
Dawniej kupowano asortyment na wiele lat, a jeśli się coś popsuło, można to było w miarę tanio naprawić. Dziś sprzęt jest produkowany na kilka lat, a możliwość wymiany części często jest niemożliwa, albo przewyższa wartość produktu. Czasy PRL-u to czasy niezapomniane, wyjątkowe. Ludzie potrafili sami sobie radzić. Rękodzieło kwitło, a wymiana barterowa była zjawiskiem powszechnym. Cieszyliśmy się z prostych rzeczy, spotykaliśmy w gronie rodzinnym i mieliśmy marzenia, żeby chociaż trochę „liznąć” Zachodu.
Angelika Grobelna