Katarzyna Mazurkiewicz, przewodniczka wypraw poznawczych i trekkingowych, lubi opowiadać o świecie i ludziach podczas wypraw i pokazów slajdów. Wspólnie z mężem Andrzejem prowadzi Agencję Podróżniczą Terra Incognita, pilotuje wyprawy do Indii i w Himalaje, prezentuje pokazy slajdów oraz organizuje festiwal TERRA. Odbyła wiele wyjazdów w różne rejony Himalajów, a także na Syberię, rosyjski Daleki Wschód, do Mongolii, Azji Środkowej, Iranu, Tybetu, Turcji, Gruzji, Kirgistanu, Pakistanu, a także Wenezueli i Tanzanii. Lubi wracać w te same miejsca, a szczególnie chętnie wraca w indyjskie Himalaje, które zafascynowały ją swoją różnorodnością krajobrazową i kulturową.
Kasiu, całe Twoje życie to nieustająca podróż, nieprawdaż?
Tak, to prawda. Począwszy od dojeżdżania do szkoły podstawowej 5 km dziennie na rowerze z leśniczówki, potem do liceum i na studia pociągiem, aż do dziś – kiedy mam wyjątkowo daleko do pracy, bo czasem to są Indie, a czasem Tanzania (śmiech). Generalnie ciągle jestem w podróży, wyjazdy jako przewodniczka, często wyjazdy na prezentacje fotograficzne po Polsce. Bywa, że często pakuję się na trzy wyjazdy po kolei.
Skąd Twoja pasja do podróży?
Myślę, że to moja mama zaszczepiła we mnie te pasję. Ona zabierała mnie i mojego brata w góry i zaszczepiła w nas pasję do poznawania przez maszerowanie. Ona nas nauczyła, że żeby coś poznać trzeba się natrudzić. A potem w górach spotykasz faceta, który chodzi po górach i razem chodzicie. (śmiech)
Co osobiście najbardziej lubisz w podróżowaniu?
To było ewolucyjne. Dziś to przestrzeń i ludzie. Nawet myślę, że spotkania i relacje z ludźmi są na pierwszym miejscu. Zarówno jeśli chodzi o miejscowych, ale też o grupę. Zawsze to ciekawe, kogo poznam i z kim będę podróżować.
Emocje i otwartość są dla mnie ważne, bo kiedy jesteśmy otwarci, wtedy dzieją się ciekawe i ważne rzeczy.
Lubię też powroty do miejsc i ludzi, dlatego jak na tyle czasu w podroży odwiedziłam tak niewiele krajów. (śmiech)
Jakie są Twoje ulubione kierunki?
Mam w zasadzie trzy ulubione: Zanskar i Kaszmir w Indyjskich Himalajach, niby blisko siebie, a tak zróżnicowane krajobrazowo i kulturowo, Zanskar pustynny i skromny, Kaszmir zielony i znacznie bogatszy oraz Jakucja. W Jakucji dawno nie byłam, ale spędziłam tam ponad 8 miesięcy w ciągu 4 lat. Trafiliśmy na dobry czas, była pieriestrojka, ludzie mieli nadzieję, wtedy wszystko było możliwe. A i my byliśmy młodzi i mieliśmy dużo więcej siły i zapału.
Czy jest kierunek – marzenie, w którym jeszcze nie byłaś?
Nie, nie mam takiego miejsca. Raczej mam chęć do powrotu do miejsc, gdzie już byłam, które chętnie bym odwiedziła w innych okolicznościach, np. w innej porze roku. Ale tęsknię też za smakiem długich podróży… to daje wolność.
Z Andrzejem (mężem – przyp. red.) jesteście autorami wielu wspaniałych tras trekkingowych…
Nie czuję, że jesteśmy autorami tras, przeszliśmy ich wiele, ale już ktoś przed nami nimi szedł… W Jakucji faktycznie weszliśmy jako pierwsi Polacy na górę Pobieda oraz Mus Chaja. Trudem nie było samo wejście na szczyty, to dość łatwe technicznie góry, ale sam fakt, że my tam szliśmy trzy tygodnie i przez ten czas nie spotkaliśmy nikogo, ani jednego człowieka. Byliśmy wtedy sami w tych górach.
Nigdy nie robiliśmy niczego dla wyczynu. Dla nas sama podróż była już celem. Przeszliśmy wiele kilometrów z plecakami. W pewnym momencie pomyśleliśmy, że warto to pokazać innym. A Andrzej faktycznie przygotowuje fajne trasy, zawsze ma na nie dobrą koncepcję i tego się trzyma.
Często wyjeżdżasz jako przewodniczka z grupami. Czy pomiędzy tymi wyjazdami masz jeszcze czas na własne podróże?
Mam, choć nie jest to tak często jak bym chciała. Czasem zostaję dłużej w danym miejscu, jak już grupa wyjedzie, albo przylatuję wcześniej, żeby pobyć tam sama i się poszwędać, poczuć miejsce.
Ostatnio prywatnie z Andrzejem byliśmy w 2018 roku (jeszcze przed pandemią) w Zanskarze. A mamy jeszcze kilka planów na nowe trasy w Indyjskich Himalajach…
Od dwudziestu lat organizujecie z mężem Festiwal TERRA. Skąd pomysł na to wydarzenie?
Od pokazów slajdów. Przez 16 lat organizowaliśmy pokazy slajdów w Muzeum Azji i Pacyfiku.
Przez 8 lat jeździliśmy do Niemiec i Szwajcarii z naszymi pokazami. W Polsce budowaliśmy rynek profesjonalnych pokazów – musiała być dobra jakość prezentowanego materiału, dobry przekaz, dobra organizacja. Jako pierwsi wprowadziliśmy bilety. To było w 2001 roku, kiedy organizowaliśmy pierwszy Festiwal TERRA, w Muzeum Etnograficznym. Byliśmy zestresowani, czy to dobra decyzja, ale się udało. Potem Muzeum okazało się za małe i przenieśliśmy się do kina Luna, a potem do Kina Wisła. Dzięki biletom festiwal się sam finansuje, to daje nam dużą niezależność i swobodę w doborze wyjątkowych gości.
Dla kogo jest ta impreza?
Dla każdego! Nasi uczestnicy to różne osoby. Są podróżnicy, którzy czerpią inspirację do kolejnych wypraw, ale są też osoby, które ze względu na stan zdrowia lub finanse nigdy nie wyjadą. Te nasze prezentacje są dla nich prawdziwą podróżą. Ale są też tacy, którzy kochają piękne fotografie lub dobre opowieści.
Kiedy najbliższa edycja?
Zawsze to pierwszy weekend grudnia, więc w tym roku to 2-3 grudnia, w warszawskim Kinie Wisła.
Zdradzisz kto będzie gościem tej edycji?
W tym roku będzie bardzo różnorodnie. Anna Grebieniow zabierze nas w swoją podróż żaglowozami po Mongolii, Ania i Marcin Szymczakowie opowiedzą o podróży rodzinnej (bo byli tam z dziećmi) do Afryki, Magda Konik opowie o życiu wśród górali w Tuszetii (Gruzja), a z Kamilą Kielar przemaszerujemy 5 tysięcy kilometrów od Meksyku do Kanady!
W sumie prezentacji w tym roku będzie osiem. Zapraszam.
Dziękuję Ci za rozmowę i życzę wielu pięknych podróży do znanych i nieznanych zakątków świata. I oczywiście zapraszamy na Festiwal!
Dziękuję bardzo. I zapraszam serdecznie.
Aleksandra Karkowska – autorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru Pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”, „FOTO z misiem”. Od 2015 roku prowadzi Oficynę Wydawniczą Oryginały. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografie i podróże.
Więcej o podróżach znajdziecie tutaj.