Więcej...

    Chciałabym przeżyć życie raz jeszcze

    Szkoda, że dopiero jak już było za późno, dowiedziałam się, co jest dla mnie w życiu najważniejsze. Błędów i krzywd, które popełniłam, już nigdy nie da się naprawić.

     

    Początki

    W sumie byliśmy szczęśliwą rodziną. Z mężem poznaliśmy się jeszcze na studiach. Szybko przypadliśmy sobie do gustu. Okazało się, że mamy wspólne życiowe cele. Chcemy spokojnego, ale wygodnego życia. Nie boimy się pracy, ale musi nam ona zapewnić dostęp do życia na odpowiednim poziomie. Nie chcemy, jak nasi rodzice, klepać przysłowiowej biedy i martwić się o byt. Chcemy mieć nowoczesne mieszkanie, nowy samochód, podróżować i korzystać z życia, a więc móc bywać tam, gdzie czas wolny spędzają ludzie, którzy nie martwią się o to, czym nakarmią rodzinę. Restauracje, teatry, tak, to miała być nasz przyszłość. Gdzieś w bliżej nieoczekiwanej przyszłości miało być też potomstwo. Oczywiście nasze wspólne dziecko miało korzystać ze wszystkich tych dóbr. Od początku jemu również zaplanowaliśmy już życie. Najlepsze przedszkole, potem najlepsze szkoły, studia, może zagraniczne. Oprócz tego rozrywki, najlepsze zabawki, sporty, ale nie takie pospolite, tylko tenis lub sporty motorowe. Może również jakiś instrument. Niech maluch od początku wie, że wygrał los na loterii.

    Oboje byliśmy bardzo pracowici. Wspólne marzenia nakręcały nas w tej pracy, a cel przysłaniał wszystkie trudny związane z ich osiąganiem. Powoli, rok po roku realizowaliśmy to, co nam się wyśniło. Wykształcenie, wrodzona pracowitość – to wszystko powodowało, iż nasz stan posiadania stale się powiększał. Najpierw małe mieszkanko i stary samochód, ale już niedługo potem apartament w centrum miasta i nowe auto. Do tego coraz częstsze wyjazdy zagraniczne i bogate życie towarzyskie. Nasz związek funkcjonował jak dobrze zorganizowana firma. Żadne z nas bowiem nie było szczególnie uczuciowe i nie lubiło okazywać emocji. Żadnemu z nas nie zależało na bliższym poznawaniu drugiego, tworzeniu bliższych więzi czy też uzewnętrznianiu swoich emocji. Nie szkodzi. W takim układzie było nam ze sobą dobrze. Aha, po drodze był ślub i huczne wesele. W sumie nie było nam to potrzebne, ale miało ułatwić życie, a poza tym  niech rodzina i znajomi zobaczą, na co nas stać.

    Michał

    Prawdziwą rodziną staliśmy się, gdy na świat przyszedł Michał. Mogłoby się wydawać, iż będzie to najtrudniejsze marzenie do spełnienia, nic z tego, to też przyszło nam dość łatwo.

    W naszym wzajemnych relacjach pozostał ten sam chłód. Michał był synem moim i synem mojego męża. Nie był naszym wspólnym synem. Choć dziwnie to brzmi, nadal byliśmy indywidualnymi jednostkami, a nie rodziną. Każde z nas żyło trochę oddzielnie.

    Michał od początku był zdrowym i ślicznym dzieckiem. Nie przysparzał zmartwień ani kłopotów. Nie zabiegał o zainteresowanie, był trochę samotnikiem. Oczywiście, tak jak mu to wcześniej zaplanowaliśmy, był dzieckiem uzdolnionym. W szkole najlepsze oceny, ale też masa zajęć pozalekcyjnych. Korki z prawie wszystkiego, po to, aby oceny nie spadły poniżej naszych oczekiwań, przecież resztę życia też już miał przez nas zaplanowaną. Musiał się do tego dostosować. Nigdy nie usłyszałam od niego słowa buntu lub sprzeciwu. Pokornie realizował wszystko, czym go obarczaliśmy, nie pytając go nigdy o jego własne zdanie. Przecież wiemy wszystko najlepiej, wszystko dla jego dobra. Tak, te słowa słyszał od nas najczęściej.

    Ten moment

    Coś, co kiedyś uważałam za wyświechtane frazesy, że „coś nam dane, nie jest nam dane na wieki”, „nic nie trwa wiecznie” i tym podobne, tego dnia nabrały innego dla mnie znaczenia. Jeden dzień, jedna chwila, której nie da się cofnąć, potrafi zrujnować wszystko, zmienić perspektywę i przewartościować nasz świat. Chociaż, jak się tak zastanowię, to w moim przypadku nie wystarczyłoby cofnąć tej jednej chwili, powinnam przeżyć życie raz jeszcze, aby nie popełnić tych samych, ciągle powielanych błędów.

    Ten dzień. Wydawało się zwykły, taki sam, do momentu, gdy otrzymałam telefon. Michał nie żyje. Rzucił się pod pociąg. Michał, mój Michał? Nie, to niemożliwe. Przecież był pogodnym nastolatkiem. Miał (tak to przyszło mi do głowy najpierw) wszystko, czego chciał – komputer, najnowszy model komórki, konsolę, skuter, rower, ciuchy, wszystko, o czym można marzyć. Na wszystkich zdjęciach z pięknym równym uśmiechem, roześmiany i szczęśliwy. Co mogło popchnąć go do tego kroku? Niestety już nigdy się nie dowiem. Zniszczyłam jego życie i swoje. Wydawało mi się, że dobra materialne, to wszystko, czego potrzebuje. Ale to był mój punkt widzenia. Z jakimi problemami się borykał, co go tak przytłaczało? Nie udało mi się zbudować z nim więzi i nigdy go tak naprawdę nie poznałam. Żałuję tego bardzo, bo nic już nie zapełni tej wyrwy w sercu, jaka po nim została. Kocham Cię, Michałku, bardzo przepraszam i mam nadzieję, że jest ci lepiej w tym innym świecie.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY