Więcej...

    Kiedy po raz pierwszy upadłam

    Kiedy po raz pierwszy upadłam, wiedziałam, że nie będzie łatwo. Nie znoszę sytuacji, w których nie mam racjonalnego wpływu na swoje życie. Bałam się, że nikt nie zrozumie, że nikt nie wyciągnie do mnie ręki. Jak mówić o sobie, kiedy nigdy się tego nie robiło. Łzy to oznaka słabości, strach to oznaka zaniedbania w głowie. Przecież pakując plecak z doświadczeniem, zabiera się ze sobą wszystko, nie segregujesz wspomnień jak starych gaci i nie wywalasz tych, które nie pasują do reszty kolekcji. Strach, że nie podołasz, strach, że nie sprostasz wymaganiom, ściąga nas w odmęty tego, co w nas najgorsze. Ja siebie nie poznawałam, jakbym stała obok i  oglądała film z kiepską fabułą. To nie było o mnie... a jednak.

    ***

    Siedziałam w biurze z ogromnym oknem na zatokę, wiał wiatr, jesienny, ponury wieczór zamieniał się już w noc. Ludzie biegali, każdy się spieszył, miałam wrażenie, że oglądam jakiś serial telewizyjny, który mnie nie interesuje, ale telewizor jest włączony, więc wzrok jest skierowany na niego. Ściągnęłam szpilki, nogi miałam opuchnięte, czułam się źle, nie chciało mi się gadać, nie chciało mi się wychodzić z biura i wracać do domu, nie było sensu. Nie czułam w sobie tej matki-Polki, kochającej żony. Rola, jaką sobie wymyśliłam, pracującej matki nie była ani łatwa, ani nie byłam na nią  gotowa.

    Spojrzałam na stolik, tam na małej metalowej tacy stała whisky i dwie szklaki, zawsze traktowałam to jak ozdobę mojego wielkiego biura, dziś pomyślałam, że co mi tam. Wlałam sobie połowę szklanki, usiadłam w fotelu obróciłam się w stronę okna, założyłam nogę na nogę i powoli sączyłam złoty płyn. Do dziś pamiętam smak, pierwszej okazji, w której poczułam się spokojna, jakbym w małym szkle zamknęła spokój, ciszę. Oddychałam, nie widziałam w tym nic złego, a wręcz przeciwnie, to była moja nagroda, za wszystko, za każdy krzyk mojego szefa, za nieudany i udany projekt. Za to, że jestem matką, za to, że jestem żoną, człowieka, który nawet nie podejmuje próby zrozumienia mnie.

    Nikt mnie nie rozumie. Każdy myśli, że chce dla mnie jak najlepiej, a ja? Czego ja chcę? Wypiłam pierwszą szklankę, potem było już dość prosto, każda kolejna tego wieczoru, jak i całej mojej wieczności, ograniczyła się do podniesienia butelki, wlania płynu, wypicia. Wydawało mi się, że to nic nie znaczy, nie ma konsekwencji. Niestety myliłam się tak bardzo, jak bardzo bolała mnie głowa następnego dnia. Nie wróciłam do domu, pierwszy raz w życiu, noc spędziłam w biurze.

    ***

    Mąż dzwonił do mnie kilkanaście razy, jednak chyba uznał, że nie ma sensu. Rano wpadł do biura z ogromną awanturą, że jeśli mam zamiar nie wracać do domu, to mam go o tym informować. Cisnęło mi się na kacu, że jak potrzebuje informacji, to niech zadzwoni na infolinię. Spojrzał na mnie i wyszedł z biura. Wstałam, zamówiłam taksówkę, wróciłam do domu, wzięłam prysznic, zjadłam coś na ból i wróciłam do pracy. Jednak opłakane skutki były tylko wtedy.

    Jadąc windą, znajomy stwierdził, że następnym razem powinnam zdecydować się na klina i nic mi nie będzie. W tamtym momencie, pomyślałam, że nigdy więcej nie doprowadzę się do takiego stanu. Co również było złudne. Kazałam sekretarce odkupić butelkę i tak odkupowała ją przez kolejne tygodnie i miesiące.

    Staczałam się, najgorsze było w tym to, że doskonale o tym wiedziałam. Nie muszę Wam tłumaczyć, że nigdy normalny człowiek, sam z siebie nie utnie sobie palca, więc dlaczego jeśli ma w dłoniach swoje życie, robi z niego kulkę, wpycha na górę i po prostu wypuszcza z rąk, a ona leci i nic z tym nikt nie robi. Ja piłam, nie nazwałam tego nigdy wcześniej. Piłam z każdym dniem więcej, miałam kaca, klina, bolała mnie głowa, piłam, nie miałam czasu, piłam. Po pewnym czasie nie musiałam mieć też powodu, piłam, bo piłam.

    ***

    Upadłam po raz drugi, kiedy zapomniałam wrócić do domu, do moich dzieci, zostały same, a ja spałam w biurze. Nie, to nie są małe dzieci, jednak moje dzieci. Wypiłam tylko trochę, to zabawne, zawsze to było tylko trochę. O ile butelka to trochę, pomnożona przez każdy dzień w tygodniu, ilości tygodni w miesiącu i miesięcy w roku. Nie odpuszczałam. Mój syn, spojrzał na mnie i zapytał, czy jak się zachlam, to będzie mógł nie przychodzić na mój grób. Byłam tak skacowana, że nie zrozumiałam o co mu chodziło. Nazwałam go szczeniakiem, który dzięki mnie ma nowe spodnie, wycieczki, prywatną szkołę, nowy telefon. On wykrzyczał, że nie ma matki. Stałam na środku korytarza, przełknęłam ślinę, spojrzałam do góry i zobaczyłam wzrok mojego męża.

    To co zobaczyłam w tym wzroku, było jak uderzenie kamieniem, pierwszy raz obiecałam sobie, że to ostatni raz. Nie sądziłam, że mam jakieś problemy z alkoholem. Czy ja mam jakieś problemy, jakiś nałóg? To pytanie było w mojej głowie każdego dnia i wypierałam je zaraz, jak o tym pomyślałam. Dwa tygodnie… tyle wytrzymałam… niestety… tylko dwa tygodnie. Po zakończeniu dużego projektu, szef zaprosił nas na świętowanie. Niestety ja świętować nie potrafiłam. W sumie piłam ‘soczek’, dokładnie 45 sekund od rozpoczęcia imprezy. Reszty spotkania niestety nie pamiętam. Obudziłam się w biurze, śmierdząca, upokorzona, z rozmazanym makijażem.

    ***

    Spojrzałam na drzwi, potem na zegar. Było po 11. Nie wiedziałam co się stało. Nie rozumiałam mojej sytuacji. Sekretarka zapukała, spojrzała na mnie i patrząc, ruszyła w stronę okna, otworzyła je i wychodząc dodała: Masz spotkanie z szefem, idź do niego. Jakie spotkanie pomyślałam? Przyłożyłam obolałą głowę do poduszki, kolejny raz obudziłam się, było po 18. W biurze nie było już nikogo. Zamówiłam taksówkę i bez słowa pojechałam do domu. Tam też nie było nikogo, jednak było mi to na rękę. Wykąpałam się, wrzuciłam pranie do kosza. Zeszłam na dół, zjadłam coś i położyłam się na kanapie. Nie wiem, czy coś czułam, niewiele, chyba czułam tylko smak wódki.

    Stwierdziłam, że jutro zmienię siebie, dziś odpocznę. Obudziłam się rano, dzieci szykowały się do szkoły, mój mąż wychodził do pracy, traktowali mnie jak ducha, ducha, który bardzo nieproszony krąży po domu. Nie wiedziałam, czy coś powiedzieć, więc obróciłam się, wzięłam kąpiel, ubrałam się i zamówiłam taksówkę do pracy. W biurze szef czekał na mnie, siedział przy moim biurku. Jego wzrok był zimny, a jego mina raczej mówiła, że coś jest stanowczo nie tak. Było mi zimno ze strachu. Usłyszałam jedno zdanie. Proponuje Ci urlop, lepiej przyjmij moją propozycję. – wychodząc położył dokument na biurku. Nie pytałam, nie walczyłam, podpisałam pismo i spakowałam swoje rzeczy. Wezwałam taksówkę, wróciłam do domu. Siedziałam na kanapie, patrzyłam na piękny szklany barek, na piękne karafki, które były pełne. Pomyślałam, nie, nie tym razem, za cholerę. Wtedy poczułam ból głowy, brzucha, bolały mnie chyba nawet włosy, wstałam… usiadłam, znowu wstałam. Chodziłam w koło dużego salonu, ciągle widziałam tylko jedno.

    ***

    Ciągle widziałam tylko ten cholerny alkohol. Dalej było już tylko gorzej, ubrałam się, spojrzałam na zegarek i uznałam, że spacer mi pomoże i wtedy nastąpił ostatni upadek. Idąc na jednej z ulic zobaczyłam monopolowy. Stwierdziłam, że skoro nie chcę pić mocnego alkoholu, jedno piwo mi nie zaszkodzi. I tak po kilku godzinach ocknęłam się na ławce w parku. Śmierdziałam alkoholem, moczem, czułam się jak wrak człowieka, który widzi siebie przez pryzmat szklanej butelki. Zwymiotowałam, bolała mnie głowa. Podniosłam się i zachwiałam, usiadłam na ławce, a obok mojej nogi leżała butelka i plastikowy kubek. Łzy cisnęły mi się do oczu, czułam pot na plecach, chciało mi się wyć.

    Jak ja mogłam być w tym miejscu, w którym teraz jestem? Co ja zrobiłam? Miałam w głowie tyle pytań. I kiedy wycierałam nos w chusteczkę, za plecami usłyszałam, jak młodzi ludzi śmiejąc się, krzyczeli – Patrz! Menelka ma tyłek na wierzchu. Moja godność upadła po raz ostatni. Moje poczucie, że straciłam siebie zabolało. Ja kobieta z klasą, ja pani na stanowisku, ja matka, ja żona, i córka… ja alkoholiczka. Wróciłam do domu, wykąpałam się i wykonałam telefon, a on był moim wołaniem o pomoc.

    Każdy z nas przyjmuje jakieś role w życiu, każdy niesie swój bagaż doświadczeń. Każdy miewa momenty zwątpienia w siebie i w innych. Jednak to, jak radzimy sobie w najtrudniejszych momentach życia zależy tylko od nas. Dla niektórych zwykła wewnętrzna siła pokonuje niski stopień zadowolenia z życia, inni popadają w nałogi. Nie status społeczny, nie pozycja, grubość portfela określa jak sobie w takiej sytuacji poradzimy.

    ***

    Nie oceniajmy zanim nie poznamy człowieka, nie szufladkujmy ludzi z takimi problemami. Pamiętajmy natomiast, że każdy z nas ma siłę do walki, musi w sobie znaleźć ten pierwiastek, to coś, co pozwoli nam podjąć wyzwanie i walczyć. Nikt nie mówił, że życie to prosta gra komputerowa, w której masz kilka żyć. Masz jedno i to od ciebie zależy, co z nim zrobisz. Można nosić ubrania najdroższych marek, a w środku mieć straszny bałagan. Nie oceniaj siebie surowo i daj sobie szansę.

    Paulina Oleśkiewicz

    Paulina Oleśkiewicz – kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz – realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY