Więcej...

    Krwawy napad stulecia. Zbrodni dokonali byli milicjanci

    W czasach Związku Radzieckiego władze bardzo dbały o to, by wizerunek milicji był jednoznacznie pozytywny. Dzielni milicjanci walczyli ze złem na kartach popularnych powieści kryminalnych z serii "Śledztwo prowadzą znawcy" i w serialach telewizyjnych, np. "Gdzie jest Czarny Kot?" z Władimirem Wysockim w roli głównej. Gdy w 1986 r. z moskiewskiego sklepu "Młodzieżowy" skradziono rekordową kwotę 330 tys. rubli, nikt nie zakładał, że sprawcami zuchwałego napadu i zabójstwa inkasentów mogą być ludzie jeszcze niedawno noszący pagony.

    ***

    Zanim Igor Knigin trafił w szeregi radzieckiej milicji, robił masę ciekawych rzeczy. Uczył historii w jednej z moskiewskich podstawówek, pracował jako wytapiacz metalu, kreślarz i inspektor drogówki. W 1980 r. spełniło się jego marzenie – został oficerem radzieckiej milicji. Wśród kolegów słynął z dyscypliny i tężyzny fizycznej. Jedną z jego pasji były wschodnie sztuki walki, a cały pokój, który zajmował w mieszkaniu rodziców, obklejony był z trudem zdobytymi plakatami ze słynnym karateką Brucem Lee. Nie miał jednak głowy do nauki języków – i przez to wyleciał z roboty, z którą wiązał duże plany.

    Podczas zatrzymania jednego z cinkciarzy, handlującego deficytowymi ubraniami z zagranicy, Kniginowi wpadła bowiem w oko bejsbolówka z angielskim napisem. Wsunął ją do kieszeni, a po kilku dniach postanowił zaszpanować na spacerze rzadko spotykanym w ZSRR nakryciem głowy. Miał pecha – zauważyli go tzw. drużynnicy – członkowie paramilitarnej państwowej formacji, której zadaniem było dbanie o porządek i wspomaganie milicji. Jeden z drużynników znał angielski i zapytał, czy Knigin wie, co oznacza napis „Proud to be American” (Dumny z bycia Amerykaninem – red.) na jego czapce.

    ***

    W czasach zimnej wojny, gdy wypadało nienawidzić wszystkiego, co amerykańskie, obnoszenie się z takim napisem na „cudzoziemskiej” części garderoby zostało potraktowane jak policzek wymierzony społeczeństwu radzieckiemu. I choć Knigin zarzekał się, że założył czapkę bez świadomości wypisanego na niej antyradzieckiego hasła, na biurko jego przełożonego trafił raport o ideologicznej dywersji młodego oficera. Knigin przyrzekał poprawę i zwiększenie czujności i być może skończyłoby się na naganie, gdyby tego samego dnia na komisariat nie zgłosił się barman, który twierdził, że został dotkliwie pobity i okradziony przez Igora Knigina. Szczęście opuściło Igora – przy okazji wydało się, że skutecznie namawiał kolegów do przekraczania uprawnień podczas zatrzymań i przesłuchań podejrzanych, zdarzało mu się też bić i zastraszać przesłuchiwanych.

    Gdy w 1984 r. wraz z nastaniem nowego szefa MSW, Witalija Fiedorczuka, dokonywała się „czystka” w szeregach milicji (pozbywano się doświadczonych, ale lojalnych wobec poprzedniego szefa funkcjonariuszy), Igor Knigin również został wymieciony ze służ mundurowych. Znalazł pracę w ośrodku myśliwskim pod Moskwą, do którego lubili przyjeżdżać radzieccy dygnitarze.

    ***

    Igor Knigin zazdrościł im luksusów i marzył o zdobyciu dużych pieniędzy – tak dużych, by nigdy więcej się o nie nie martwić. Jego plany sięgały też dalej – planował stworzenie grupy przestępczej, która w ogarniętym szałem „pieriestrojki”, niewydolnym państwie zdobywałaby coraz większą władzę poprzez korumpowanie urzędników. Mieli mu w tym pomóc jego wspólnicy, również dawni funkcjonariusze milicji i KGB: były oficer Walerij Finiejew, skazany za przekroczenie uprawnień (miał znęcać się nad podejrzanymi i wymuszać składanie fałszywych zeznań), Jewgienij Subaczow, były wojskowy, oraz Konstantin Gołubkow, były oficer 9. Zarządu Głównego KGB, w którym zajmował się ochroną najwyższych urzędników państwowych.

    Gołubkow został zwolniony ze względu na pogarszający się stan zdrowia i otrzymał posadę dyrektora ośrodka myśliwskiego, w którym pracował Igor Knigin. Gołubkow dzięki swoim dojściom zdołał zgromadzić na daczy swojego znajomego, Subaczowa, potężny jak na owe czasy arsenał broni – pistolety, obrzyny, granaty, mieli nawet rewolwer Smith&Wesson. Na terenie ośrodka urządzili sobie strzelnicę i ćwiczyli strzelanie do celu. Od dawna planowali bowiem „napad stulecia”, który miał zapewnić im finansowanie ich ugrupowania przez długie lata.

    ***

    Ich łupem miał paść utarg któregoś z dużych sklepów, położony z daleka od ścisłego centrum miasta. Ustalili, że strzelać będą Knigin i Finiejew, który na okoliczność napadu założy mundur milicjanta. Subaczow miał po ataku podpalić drzwi sklepu za pomocą koktajlu Mołotowa – tak, by nikt z pracowników nie rzucił się za nimi w pogoń. Gołubkow miał być kierowcą – posiadał bowiem trudne do zdobycia auto marki Żyguli, popularną „ósemkę”.

    Kradzież

    14 listopada 1986 r. ok. godz. 21 pod jeden z największych w Moskwie uniwersamów „Młodzieżowy” na szosie Możajskiej podjechała Wołga z trzema inkasentami. Przyjechali po tygodniowy utarg sklepu. W „Młodzieżowym” często „rzucali” deficytowe towary, więc ciągnęły do niego tłumy: po polskie perfumy „Być może…”, czeską biżuterię i hinduskie dżinsy.

     

    ***

    Inkasenci z trudem wynieśli ze sklepu ogromny, ważący 45 kg worek, w którym oprócz banknotów i czeków znajdowały się też monety. Gdy jeden z inkasentów włożył worek do auta, kątem oka zauważył, że od strony pobliskich wieżowców ruszyło do niego dwóch mężczyzn. Byli to Finiejew i Knigin. Napastnicy od razu zaczęli strzelać do inkasentów. Jeden z nich, nazwiskiem Nowikow, zginął na miejscu. Drugi został śmiertelnie ranny i zmarł kilkadziesiąt minut później. Ostatni z nich, trafiony w rękę, zemdlał i dzięki temu przeżył – napastnicy uznali, że już nie żyje. Finiejew i Knigin złapali worek i już mieli rzucić się do ucieczki, gdy stanęła przed nimi 29-letnia sierżant milicji Wiera Ałfimowa, która pracowała w ochronie sklepu.

    Według niektórych źródeł, właśnie skończyła dyżur i zmierzała na przystanek, gdy usłyszała strzały i pobiegła zobaczyć, co się dzieje. Nie miała przy sobie żadnej broni. Na widok Finiejewa w mundurze stanęła jak wryta – była przekonana, że to prawdziwy funkcjonariusz. Wtedy Finiejew strzelił do niej cztery razy. Kobieta zginęła na miejscu. Tymczasem napastnicy ruszyli z workiem w stronę podwórek, gdzie czekał na nich Gołubkow. Uciekając z miejsca napadu, przestępcy zderzyli się z młodym mężczyzną, Wiktorem Kondratienko, który akurat wyprowadzał psa na spacer. Finiejew wydobył pistolet i pociągnął za spust, okazało się jednak, że w magazynku nie było już nabojów. Obaj napastnicy pobiegli dalej. Kondtratienko śledził ich i zobaczył, że wsiedli do granatowej „ósemki”. Zatrzymał przejeżdżający obok radiowóz drogówki i opowiedział o milicjancie, który mierzył do niego z pistoletu. Podał również numer rejestracyjny auta, którym uciekli przestępcy.

     

    ***

    Nie odjechali daleko. Po kilku kilometrach zostali zatrzymani przez patrol milicji. Gołubkow już sięgał po dokumenty, gdy Knigin i Finiejew zaczęli strzelać do mundurowych. Jeden z nich, ciężko ranny w rękę, zdołał oddać kilka strzałów do odjeżdżającego z piskiem opon samochodu. Po chwili okazało się, że trafił Gołubkowa.

    Chwilę później, usiłując uniknąć zderzenia z trolejbusem, Gołubkow najechał na krawężnik i uszkodził koło. Ranny kierowca zaczął błagać kolegów, by pozwolili mu wysiąść z auta i schować się w przejściu podziemnym. Przyrzekał, że ich nie wyda. Igor Knigin, widząc, że Gołubkow zaczyna się „łamać”, zastrzelił wspólnika z zimną krwią. Po chwili Finiejew i Knigin usłyszeli sygnały radiowozów i postanowili porzucić auto. Uciekając, rozdzielili się. Dopiero później zorientowali się, że żaden z nich nie złapał ciężkiego worka ze zrabowanymi pieniędzmi.

    Finiejewowi udało się uciec i wskoczyć do taksówki, którą wrócił do domu. Natomiast Knigin wskoczył w ubraniu do pobliskiej rzeczki Setuń i w lodowatej wodzie przepłynął na drugi brzeg. Milicjanci nie zdecydowali się płynąć za nim, widzieli jednak, w którą stronę ruszył uciekinier. Był to obszar kotłowni, obsługujących jedną z dzielnic Moskwy, postanowili więc przeszukać wszystkie pomieszczenia na tym terenie.

    ***

    Ucieczka

    W międzyczasie na miejsce napadu przybyli już niemal wszyscy moskiewscy milicjanci oraz Borys Jelcyn, który w owym czasie pełnił rolę pierwszego sekretarza moskiewskiego komitetu KPZR i był de facto prezydentem stolicy. Okazało się, że łupem napastników padło 330 tys. rubli – kwota wręcz niewyobrażalna na owe czasy. Można było za nią kupić kilkadziesiąt mieszkań, 57 samochodów Żyguli i do końca życia mieszkać w najdroższym hotelu nad Morzem Czarnym.

    Wkrótce urzędnicy dowiedzieli się, że znaleziono poszukiwaną „ósemkę”, a w niej ciało właściciela – Konstantina Gołubkowa, oraz zrabowane pieniądze – całą kwotę. Co ciekawe, na podłodze auta znaleziono też książeczkę wojskową Jewgienija Subaczowa. Wkrótce do drzwi jego mieszkania zapukali milicjanci. Subaczow, który ostatecznie nie rzucił koktajlu Mołotowa w drzwi uniwersamu i pospiesznie wrócił do domu, zarzekał się, że nigdzie tego dnia nie wychodził.

    ***

    Milicjanci zwrócili jednak uwagę na torbę z maską przeciwgazową, którą zapamiętała jedna ze świadków napadu. Zagrali va bank – powiedzieli Subaczowowi, że jego wspólnicy są ranni i na pewno będą chcieli schronić się u niego, ponieważ mieszka najbliżej miejsca porzucenia auta. Powiedzieli też, że Gołubkow nie żyje. Wtedy Subaczow zaczął płakać. Powiedział, że panicznie boi się Knigina, bo to „bestia”. Podał jego namiary i rysopis, opowiedział też o szczegółach napadu.

    Tymczasem Igor Knigin opowiedział pracownikom kotłowni zabawną historyjkę o tym, jak to przez przypadek wpadł do rzeki „po maluchu” i zapytał, czy nie mogliby użyczyć mu suchych ubrań roboczych. Mokre spodnie i koszulę rozwiesił na grzejniku. Wkrótce po tym na terenie kotłowni zjawili się poszukujący go milicjanci.

    ***

    Ponieważ nie wiedzieli, jak wygląda napastnik, pytali pracowników, czy nie widzieli nikogo podejrzanego. Nikt nie wskazał na Knigina, a on, pewny siebie, powiedział milicjantom, że nikogo obcego nie widział. Funkcjonariusze już mieli wyjść z kotłowni, gdy jeden z nich zauważył suszące się na grzejniku ubrania. Wtedy Knigin przystawił jednemu z pracowników nóż do gardła i zamknął się z nim w pomieszczeniu służbowym. Gdy zrozumiał, że nie ma dokąd uciec, pociągnął łyk wina z butelki, westchnął „Szkoda, dopiero zaczęliśmy!..”, przystawił sobie pistolet do głowy i pociągnął za spust. Zginął na miejscu.

    Ostatnim ukrywającym się napastnikiem był Walerij Finiejew. Śledczy szybko ustalili, że Finiejew był jednym z kolegów Knigina i tak jak on, był oficerem milicji. Gdy przyjechali po niego, Walerij przekonywał, że przyjechał do Moskwy na urodziny syna, a na co dzień ze względów zawodowych mieszka w innym mieście. Długo jednak nie wytrzymał przesłuchania przez byłych kolegów. Niemal natychmiast przyznał się do napadu i zapytał, jaką wersję wydarzeń przedstawiają Knigin i Subaczow.

    Sprawa „napadu stulecia” została rozwiązana. Przestępcy nie nacieszyli się pieniędzmi, zdobytymi kosztem życia czterech osób.

    ***

    Podczas przesłuchania Finiejew przyznał się też do zamordowania, wspólnie z Kniginem, dwóch osób w 1984 r. Ich pierwszą ofiarą był mężczyzna działający na nielegalnym rynku nieruchomości, a kolejną – sierżant milicji, którego zamordowali w podmiejskim pociągu – tzw. elektryczce, by zdobyć należący do milicjanta pistolet systemu Makarow.

    Walerij Finiejew i Jewgienij Subaczow stanęli przed trybunałem wojskowym. Finiejew został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano. Subaczow spędził 15 lat w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze.

    Sprawa byłych milicjantów, którzy zmienili się w bezwzględnych morderców, wstrząsnęła mieszkańcami ZSRR. Był to pierwszy nagłośniony przypadek przejścia na „ciemną stronę mocy”. Jak się wkrótce okazało, nie ostatni.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY