Murphys to niewielkie miasteczko położone w Kalifornii przy drodze nr 4, kilka mil od słynnej drogi 49, tak zwanego „złotego łańcucha”.
Miasteczko powstało tuż po odkryciu złota w Kalifornii, co miało miejsce w 1849. Wzdłuż głównej ulicy znajdziemy wiele budynków z tamtego okresu, są w nich dziś głównie winiarnie, restauracje i sklepy z pamiątkami czy rękodziełem, galeriami sztuki. Jednym z budynków przy Main Street jest hotel Murphys, który działa nieprzerwanie od 1856 roku.
Zamarzyło mi się, aby odwiedzić to miejsce i zatrzymać w hotelu, który ma ponad 150 lat tradycji, odwiedzić lokalny bar i posłuchać tutejszych historii związanych z gorączką złota i nie tylko.
Kiedy hotel został oddany do użytku nosił nazwę Sperry & Perry Hotel, na cześć inwestorów, którzy go wybudowali: Jamesa Sperrego i Johna Perrego. Hotel świetnie prosperował. W okolicy było złoto, więc wielu inwestorów się tu chętnie zatrzymywało. Ponadto gigantyczne sekwoje oraz jaskinie Mercer odkryte w 1885 roku przyciągały wielu turystów w te strony.
W 1859 roku pożar zniszczył budynek, ale już w 1860 został on odrestaurowany i ponownie otwarty.
Przez lata hotel był zarządzany przez kolejnych właścicieli. Obecną nazwę otrzymał w 1945 roku.
Oryginalnie w budynku było 30 pokoi. Po remontach i przeróbkach, by dostosować go do dzisiejszych standardów, np. dodając łazienki na korytarzu i w niektórych pokojach, jest ich dziewięć. Dodano też skrzydła obok głównego budynku hotelowego, w których obecnie funkcjonuje 20 pokoi.
Na stronie internetowej hotelu Murphys czytamy: „Aby zachować zabytkową atmosferę hotelu, zabytkowe pokoje NIE są wyposażone w nowoczesne udogodnienia, takie jak telewizory i telefony. Wszystkie pokoje zabytkowe mają wspólne toalety i prysznice, które znajdują się na korytarzu, chyba że zaznaczono inaczej.”
Dzięki zachowanym rejestrom hotelowych gości znamy nazwiska osób, które się zatrzymały w hotelu. Byli wśród nich Mark Twain, prezydent Ulysses S. Grant, Susan B. Anthony, J. Pierpont Morgan, C.E. Bolton zwany Czarnym Bartem. Kopie oryginalnych rejestrów można obejrzeć w lobby.
Właściciele hotelu są bardzo dumni z tych nazwisk. Wykorzystali je jako nazwy poszczególnych pokoi w najstarszej części hotelu, dodając przy nazwisku słynnego gościa rok jego wizyty.
Mark Twain mieszkał tu przez kilka tygodni w 1877 roku, kiedy budował swój dom w okolicy, po drodze do Sedony. Ten pisarz i poszukiwacz przygód ma nie tylko „swój” pokój w hotelu, ale także sala balowa jest jego imienia.
Prezydent Grant odwiedził Murphys w 1880, już po swojej prezydenturze (1868-1876). Zatrzymał się w hotelu podczas wyprawy na zachód w poszukiwaniu nowych inwestycji po nieudanej próbie ubiegania się o trzecią kadencję. Apartament jego imienia jest otwarty dla odwiedzających – możemy obejrzeć jego wyposażenie przez szklaną ścianę. Znajduje się w nim XIX-wieczny piec węglowy oraz oryginalna rama łóżka, fotel fryzjerski, fortepian, z których korzystał prezydent podczas swojej wizyty.
J. Pierpont Morgan, amerykański finansista i biznesmen, założyciel m.in. J.P. Morgan & Company, General Electric i U.S. Steel, zatrzymał się w hotelu w 1869. Teraz straszy w „swoim” pokoju. Miał w nim ulubiony fotel bujany, którym lubił huśtać od czasu do czasu. Kilka lat temu gość, który spał w tym pokoju wyrzucił fotel przez okno. Wstawiono więc do pokoju dwa krzesła, żeby duch mógł sobie wybrać, które z nich woli. Czasem w nocy krzesła szurają, albo światło mruga.
Susan B. Anthony, nauczycielka i działaczka społeczna, która całe życie walczyła o prawa kobiet w Ameryce, między innymi o ich prawo do głosowania. Zatrzymała się w tu w 1871 podczas wycieczki do Parku Stanowego Calaveras Big Trees.
Charles E. Bolton, zwany Czarnym Bartem, to amerykański bandyta, który miał reputację dżentelmena, dyliżanse okradał stylowo, a po kradzieżach zostawiał poetyckie notki. Trafił do więzienia w okolicznym San Andreas. Spał w hotelu w 1880 roku.
Wszystkie te historyjki zna dokładnie Sidney, urocza recepcjonistka hotelu, która oprowadziła mnie po budynku i opowiadała te historie z wielką pasją.
Zdziwiłam się, kiedy razem z kluczem do pokoju Sidney wręczyła mi zatyczki do uszu.
Na stronie internetowej hotelu Murphys czytamy: „Pokoje te mogą być głośne, ponieważ znajdują się nad naszym tętniącym życiem saloonem.”
I wszystko jasne!
Zatyczki nie były potrzebne. Bar był pełen życia do 20:00, byłam w czwartek. Old fasion był pyszny.
Aleksandra Karkowska – autorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru Pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”, „Mewa na patyku”, „FOTO z misiem”. Od 2015 roku prowadzi Oficynę Wydawniczą Oryginały. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografie i podróże.
Więcej o podróżach znajdziecie tutaj.














