Kiedy człowiek dociera do pewnego punktu w swoim życiu, często wydaje mu się, że wszystko już osiągnął, że tak naprawdę niewiele mu do życia potrzeba. Ma rodzinę, pracę i nawet go to wszystko, jakoś cieszy. Ma piękny dom, samochód, większy lub mniejszy kredyt, ale generalnie to życie jest jakieś takie normalne, takie bezpieczne. To jest jak siedzenie w tym wielkim głębokim fotelu z daleka od okna, bo w nim bezpiecznie, trochę strach ruszyć tyłek i podejść do tego okna i zobaczyć, co tak naprawdę jest tam na dole, bo ten widok może nas zaskoczyć, zdziwić, straszyć. Jakakolwiek w naszym życiu zmiana tej pozycji, jest zwyczajnie niepewna, a pewne wtedy jest tylko jedno… sama zmiana.
Ja byłam w tym miejscu, wydawało mi się, że mam wszystko męża, dzieci, już prawie dorosłe, więc w sumie nawet nie musiałam się nimi zajmować każdego dnia, miałam pracę, którą wykonywałam od wielu lat, w tej samej firmie, więc wszystko wiedziałam. Jeśli wakacje – to w to samo miejsce, bo znajome, nie trzeba szukać, myśleć. Tłumaczyłam sobie, że daje mi to wytchnienie, bo doskonale wiedziałam, gdzie pójść na śniadanie, gdzie są najlepsze gofry, gdzie dają przepyszną kaczkę.
To samo, ciągle to samo…
Po takich wakacjach, wracałam do szarej rzeczywistości i wiedziałam, gdzie mam zaparkować swój samochód na parkingu pod sklepem, jak wygląda mój szef i tak naprawdę każdy grymas na jego twarzy, bezbłędnie potrafiłam ocenić. Co jeszcze? Cóż, te same komplety pościeli, te same sklepy, w których kupowałam pieczywo, nabiał, mięso.
Czułam się, jakbym w ten fotel była wciskana coraz bardziej. Jakby ten fotel rósł, a ja byłam coraz mniejsza i z jednej strony rozumiałam, że to bezpieczeństwo, jest jakąś formą ucieczki, ale z drugiej strony wiedziałam, że ta stabilizacja to tak naprawdę usztywnienie.
Gdy wychodząc rano do pracy widywałam tych samych ludzi, którzy ochoczo mówili: dzień dobry, chciałam chociaż raz im nie odpowiedzieć, albo odpowiedzieć: „do widzenia.” Chciałam zrobić cokolwiek inaczej, jednak te wielkie ramy, w które włożył mnie świat, chociaż pewnie sama się tam wepchałam, nie pozwalały mi na to.
Nawet garsonka ta sama
Tak tkwiłam w tym, dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, te same garsonki, tak samo pita kawa, wiecie, ja nawet nie próbowałam zmienić sposobu parzenia kawy, zawsze tak samo i tak samo intensywna, bo przecież wiedziałam, ile gram kawy nasypać do dzbanka, żeby wyszła taka idealna. Nawet teraz jak o tym wszystkim mówię, łamie mi się głos. Takie to wszystko było idealne, że aż do granic obciążające.
Każdego dnia zaczynałam czuć jak w tym fotelu, ktoś przygniatał mnie do oparcia, traciłam oddech i zatykało mnie. Kiedy chciałam rozmawiać z moim mężem, żebyśmy może poczuli ten powiew młodości, przecież jeszcze tyle możemy, on mówił, że rozumie mnie, ale chyba jemu tak jest dobrze. On nie chce się zastanawiać, co takiego się dzieje, że wszystko wygląda tak samo.
Fotel a zmiana
Miałam wrażenie, że ja nie potrafię się podnieść z tego fotela, że tak już będzie zawsze, a na samą myśl mdliło mnie. Nie oczekiwałam od niego zmiany, ale sama na tą zmianę wciąż nie byłam gotowa. Nie chciałam, żeby ktoś nazwał to kryzysem wieku średniego. Nie chciałam wyjść na wariatkę.
Walczyłam z tym każdego dnia. Nie umiem wyjść poza te ramy – tak sobie mówiłam. Następnie dodawałam: ciesz się z tego, co masz, mogło być gorzej, inni mają gorzej, masz pracę i rodzinę, ciesz się, ale się nie cieszyłam, bo w tym wszystkim było tak mało mnie, tak mało mojej radości, tej młodzieńczej pasji, miałam wrażenie, że gorzej być nie może, albo że jeśli będzie źle, to będzie źle. Ja zwyczajnie się bałam.
Czekacie pewnie w tym tekście na jakąś ogromną zmianę, na jakąś spektakularną tragedię. Pewnie myślicie: rzuciła rodzinę i wyjechała z nowym kochankiem, szaleć na hiszpańskich wyspach. Niestety zaskoczę was, nie ma tam spektakularnej zmiany. W sumie nie wiem, czy dla kogoś to w ogóle będzie zmiana. Mam wrażenie, że ludzie nie doceniają tego, co ja zrobiłam.
Spojrzałam w dół
Pewnego dnia podeszłam do tego okna, wstałam z tego wielkiego fotela, spojrzałam w dół, a tam nie było nic i mnie zmroziło, przez lata tak zaniedbywałam siebie i to, żeby być szczęśliwą, radosną, taką dziecinną, że tam nie było nic. Jedyną zmianą, jaką wtedy zrobiłam, to rozpłakałam się nad swoim losem, nad moim życiem, nad tym wszystkim, co mnie otacza, bo nie było mnie w tym wszystkim.
Obróciłam się i popatrzyłam na ten bezpieczny fotel, czułam, że mam ochotę wyrzucić go przez okno, ale ten fotel to symbol mojej rodziny i mojego życia. Poczułam, że wyrzucenie go nic nie da. Poczułam, że chciałabym usiąść na nim, w końcu świadoma siebie. Reasumując, największym i spektakularnym zwrotem akcji w tym opowiadaniu będzie to, że wyciągnęłam telefon i wpisałam w wyszukiwarkę: Terapia, i od tego zaczęło się wszystko.
Podejdź bliżej
Ten fotel dalej stoi, a ja w nim siadam patrzę przez to okno, ale fotel przybliżył się do okna, a ja widzę, to co jest błękitne i to co się buduje na dole. Buduje się powoli, pewnie długo mi zajmie to budowanie, skoro jakieś 20 lat zapomniałam o sobie. Przypominanie sobie swoich małych cząstek też pewnie zajmie kolejne lata, ale wiem, że warto, bo można się cieszyć z tej samej wycieczki, ale widząc siebie na tej wycieczce.
Będąc blisko siebie można wychodzić do pracy, tej samej, ale czuć się świeżo. Można do tej kawy czasem dolać mleka, żeby nie była taka sama, ale trochę inna i można cieszyć się życiem tak po prostu, bez udawania, więc być może ktoś się znudził czytając, może ktoś bardzo mocno to przemyśli. Moja historia jest jedną z milionów, które dzieją się teraz na świecie. Ciągle czegoś chcemy, na coś czekamy, lepiej szybciej i piękniej, jednak zapominamy, gdzie nasze miejsce w tym pędzie i w tych trudach, a nasze miejsce jest tak naprawdę najprostszą rzeczą w tym wszystkim, a jednak tak trudną. Warto dostrzec, że jesteśmy i zawsze będziemy dla siebie najważniejsi.
Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.
Więcej o psychologii znajdziecie tutaj.