Wystawa
Na wystawę „Fridy Kahlo i Diego Ravena. Kontekst polski” wybierałam się, odkąd dowiedziałam się, że jest w Poznaniu. W końcu przyjaciółka zorganizowała babski wyjazd i pojechałyśmy we trzy.
Wystawa zorganizowana jest w przepięknych wnętrzach Centrum Kultury Zamek.
Prace, które zostały tam zaprezentowane pochodzą z prywatnej kolekcji Jacquesa i Natashy Gelmanów, a także z kolekcji prywatnych i muzeów w Meksyku, Niemczech i Polsce. Niewątpliwie jadąc na tę wystawę warto mieć świadomość, że podtytuł „kontekst polski” nie jest tu bez znaczenia w kontekście nomen omen tego, co zobaczymy. To zaprezentowanie relacji łączących Fridę przede wszystkim, ale i Diego z artystkami polskiego pochodzenia Bernice Kolko i Fanny Rabel. Z drugiej jednak zaś strony ten kontekst polski objawia się pracami Fridy i Diegi oraz grafikami Fanny Rabel, które były prezentowane na wystawie Sztuki Meksykańskiej w Polsce w 1955 roku. Zresztą jeden z tych obrazów jest tylko kopią oryginału, bowiem w 1955 roku został przez Polskę wypożyczony z Moskwy, zwrócony i ślad po nim zaginął.
Kilka sal
Wystawa znajduje się w kilku salach, w których prezentowane są zdjęcia dokumentujące życie Fridy i Diega, ale również jej przyjaciół i uczniów. Osobno pokazane są obrazy Fridy i Diega, i w końcu osobno prace Fanny Rabel – uczennicy Fridy i bliskiej współpracownicy Diega.
Fantastycznym posunięciem organizatorów wystawy jest wyświetlanie w jednej z sali filmu, na którym uczniowie, ale i przyjaciele opowiadają o Fridzie i jej pracy oraz relacjach jakie ich łączyły.
Frida to ewidentnie osobowość, mistrzyni, jak o niej mówią w filmie jej uczniowie. To ona bowiem, dziewczyna bez specjalnego wykształcenia artystycznego z olbrzymim talentem, w przeciwieństwie do swego męża, Diegi, który wiele lat zgłębiał malarstwo, osiągnęła rozgłos i szczery szacunek. I, mimo że namalowała mniej prac od niego, jest bardziej znana i podziwiana.
Jej sztuka
Jej sztuka jest prosta, kolorowa, wręcz czasem naiwna, ale piękna, nie można przejść obojętnie obok niej. Większość jej prac to autoportrety pokazujące ból, radość, smutek, nostalgię, ale zawsze w kolorze, z różnymi rekwizytami symbolizującymi to, co się aktualnie działo w jej życiu.
Spędziłyśmy na wystawie z przyjaciółkami 2 godziny i prawdę powiedziawszy nie czułyśmy przesytu, wręcz przeciwnie, wychodząc chciałyśmy jeszcze zostać i nadal chłonąć sztukę.
Każdy z obrazów Fridy zrobił na mnie wrażenie, ale myślę, że największe jej grafiki, na których pokazuje cierpienie związane z poronieniem. Z jednej strony była kobietą szczęśliwą i na swój sposób spełnioną, co ukazane jest w kolorowych, barwnych obrazach, ale i na zdjęcia, na których zawsze jest w kolorowych, kwiecistych strojach. Z drugiej zaś myślę strony było w niej wiele smutku i spowodowanego osobistymi przeżyciami, ale jak i związanych z niegodzeniem się z nieszczęściem ludzi ją otaczających.
Radość
Wychodząc z wystawy mimo wszystko ogarnęła mnie wielka radość, że dane mi było uczestniczyć w takim wydarzeniu i zobaczyć dzieła Fridy na żywo, bo jednak album, nawet najpiękniej wydany, nie odda rzeczywistości. Ponadto, niewątpliwie cała wystawa jest niezwykle ciekawie opisana, czytając opisy poszczególnych prac czy całych pomieszczeń, nie czuje się znużenia, jakie często może towarzyszyć suchym opisom w muzeach.
Każdy, kto jeszcze ma możliwość wycieczki do Poznania, by zobaczyć wystawę powinien to zrobić, bo naprawdę warto.
p.s. Atutem około wystawowym jest sklep, w którym można kupić reprodukcje zdjęć z Fridą, bądź koszulki z nadrukiem jej prac, ale również niezwykłe albumy i książki. Niezwykle ważna była dla mnie też możliwość robienia zdjęć z wystawy (tylko bez flesza).
Tekst/zdjęcia w galerii: Katarzyna Krauss
Wystawę można oglądać do 21.01.2018