Anna Krauss: Tworzysz “Luki Sztuki” nad Bałtykiem – jakie to ma znaczenie dla tworzonych przez Ciebie dzieł?:)
Magdalena Chojnacka-Nowacka, Luki Sztuki: Luki Sztuki to pracownia stworzona całkiem niedawno, impulsem do jej powstania było oczywiście morze i jego dary, które zbieram podczas spacerów po dzikich plażach. Wszystko tutaj jest morskie, począwszy od inspiracji, po materiał do tworzenia prac tzw. driftwood oraz sam proces twórczy. Często maluję swoje prace w kamperze stojącym blisko morza. 🙂 Wyjście na kawę na plażę, czy obowiązkowa przerwa na zachód słońca, a po powrocie dalsze tworzenie, to zdecydowanie ma znaczenie. Czasem zdarza mi się kończyć prace w innych miejscach, oddalonych od wybrzeża, ale początek zawsze jest ten sam, idę na plażę, znajduję przesiąkniętą morzem deskę, patyki czy korzeń i w zasadzie od razu wiem, co z tego powstanie.
Czy mieszkasz nad Bałtykiem?
Kilka lat temu postanowiliśmy z mężem rozpocząć podróżowanie kamperem i zacząć przemierzać wybrzeże z zamiarem poznania każdej plaży, wejście po wejściu, od wschodu na zachód. To był wspaniały czas i tak właśnie zaczęła się moja morska przygoda.
Aktualnie urządzam swoją pracownię w Gdyni. Dwa kroki spacerem na plażę, by zrobić sesję nowo powstałej pracy, nim spakuję ją i wyślę do klienta – jest na wagę złota. Jednak Trójmiasto jest dla mnie zbyt tłoczne i kiedy tylko mogę, zabieram plecak i ruszam w drogę na dzikie plaże, to tam czuję się najlepiej.
Jak narodziła się Twoja pasja do tworzenia dekoracji z drewna dryftowego i bursztynu?
W zasadzie od zawsze będąc nad morzem zbierałam na plaży kamienie, bursztyny i szkiełka tzw. seaglassy, zwane też syrenimi łzami. Pasjonowały mnie też morskie drewienka, w których widziałam przeróżne kształty, ryby, ptaki itp. I w końcu nadszedł dzień, w którym postanowiłam zrobić swoją pierwszą morską pracę, która o dziwo szybko została sprzedana. To napędziło mnie do dalszego działania i tak zaczęły powstawać kolejne morskie dekoracje.
Skąd pomysł na „Luki Sztuki”? Masz wykształcenie artystyczne?
Luki Sztuki narodziło się z miłości do morza, wolności, wiatru we włosach, zachodów słońca i dzikich plaż Bałtyku oraz darów, którymi raczy mnie Neptun. Z wykształcenia jestem geologiem złożowym, pasję do minerałów i skał oraz poszukiwawczą i odkrywczą mam we krwi, stąd pochodzi również fascynacja morzem i jego skarbami.
Jak wygląda proces poszukiwania materiałów? Czy masz swoje ulubione plaże lub miejsca nad Bałykiem?
Pewnie, że mam! To puste plaże Bałtyku, gdzie jestem tylko ja i morze.:) Może nie zdradzę gdzie, ale zapewniam Cię, że istnieją takie miejsca i jest ich całkiem sporo. 🙂 Poszukiwanie to nieodłączny etap wszystkich moich morskich wypraw, za każdym razem, gdy idę na plażę mam ze sobą plecak, w razie gdybym coś ciekawego znalazła, a że zawsze znajduję, to wyobraź sobie, jak wyglądam, kiedy ciągnę za sobą te wszystkie deski, liny, patyki i inne cuda, z których potem tworzę swoje prace. Ostatnio udało mi wejść w posiadanie oryginalnych belek z Molo w Orłowie, które zostało poddane renowacji. Poza tym znajomi podrzucają mi znalezione przez siebie driftwoody, czasem klienci przysyłają mi morskie deski i drewienka ze swoich podróży, bo wiedzą, że je dobrze wykorzystam. Zbieram też korki od wina na plażach, które znalazły się tam po imprezach, po których nikt ich nie uprzątnął, strugam z nich figurki, kampery i deski surfingowe.
Ile czasu zajmuje stworzenie jednej dekoracji, na przykład morskiej bombki czy zestawu ,,Dziadków do orzechów”?
To zależy, co tworzę. Morskie bombki, czyli drewienka znalezione na plaży i malowane na wzór Dziadków do Orzechów i Świętych Mikołajów robię taśmowo. 🙂 Najpierw maluję wszystkim twarze, później mundurki itd. To zdecydowanie skraca czas, który poświęcam na ich powstanie. Natomiast na pozostałe bardziej rozbudowane prace, a są to z reguły realne miasteczka, np. Hel, Mechelinki czy Gdańsk – muszę poświęcić długie godziny, czasem tygodnie. Prace dojrzewają, często tworzę kilka prac na raz, przeglądam zdjęcia realnych budynków, tworzę szkice, czasem jadę obejrzeć je z bliska, by później jak najbardziej realnie je odtworzyć. Oczywiście wszystko, co tworzę, okraszone jest bajkową konwencją i zawsze powtarzam, że jest to luźna inspiracja architekturą danego miasteczka, nie replika, co nie wyklucza tego, że każdy, kto zobaczy daną pracę, bez problemu rozpozna, co to za miejsce. 🙂
Jakie techniki stosujesz podczas pracy z bursztynem i drewnem dryftowym?
To, co znajduję w danym momencie w morzu czy na plaży, nie jest materiałem do tworzenia. Drewno jest mokre, ciężkie i najpierw musi wyschnąć, dopiero wówczas mogę przystępować do jego obróbki i nie stosuję żadnych magicznych sztuczek. Bursztyny, którymi często dekoruję moje prace, zawsze znajdują się w oryginalnej bryle, nie szlifuję, nie nawiercam, naturalne są najpiękniejsze. Natomiast belki i deski obrabiam do pożądanej przeze mnie wielkości, tnę, szlifuję, lakieruję i czasem tylko maluję na nich wzburzone morze. 🙂
Która z kolekcji, np. ,,Morskie bombki” czy ,,Dziadki do orzechów”, cieszy się największą popularnością?
Zarówno Dziadkowie do Orzechów, jak i Święci – są produktem sezonowym i cieszą się sporą przedświąteczną popularnością wśród fanów morza. W tym roku stworzyłam limitowaną kolekcję morskich bombek prosto z Helu, specjalnie dla miłośników cypla i półwyspu helskiego, jak się domyślasz malowane były tylko na helskich patykach. Natomiast kolekcją cieszącą się największą popularnością jest miasteczko „HEL”. Helskie domki maluję „na pamięć”. Maszoperia, Izdebka, Kuter, Stella Maris, Checz czy sklep “Bursztyn”, w każdym z nich znam wszystkie okienka, numery budynków i wszystkie inne elementy potrzebne do ich stworzenia w moich pracach… A kiedy jadę na Hel i spaceruję ulicą Wiejską – czuję się jak w bajce, jakbym była w jednej ze swoich prac.:)
Czy tworzysz na zamówienie?
Tworzę, ale najczęściej dla stałych klientów, których upodobania już znam i wiem, że to, co stworzę na ich prośbę – będzie się im podobało. Prawie regułą jest, że klienci kupują moją gotową pracę, a za kilka chwil wracają do mnie ze swoim pomysłem i tak zaczynamy „razem” tworzyć ich kolejną bajkę. Czasem klienci proszą mnie, bym zrobiła dla nich coś specjalnego i mają mocno sprecyzowane pomysły, boję się tego, ale z reguły ryzykuję i wchodzę w to. Oni wierzą w moją wyobraźnię, a ja wierzę w to, że moje dzieło ich nie zawiedzie i póki co, jeszcze nie było reklamacji. Opowiem Ci ciekawą historię, przyszedł do mnie klient i poprosił mnie o prezent dla osoby, która lubi żeglować. Pomyślałam, by stworzyć jacht cały z driftwoodu, nie miałam jednak żagli… Znalazłam je u starego znajomego, który prowadzi szkołę żeglarską i starym zużytym żaglom dałam nowe życie. W ten sposób, przez zupełny przypadek dekoracja “Jacht” – oprócz realizacji tego zamówienia – weszła do stałej kolekcji moich prac.
Opowiedz coś bliżej o sobie Czytelnikom Damosfery.
Odkąd sięgam pamięcią – wiedziałam, że chcę tworzyć. Mój dziadek robił wiatraki, domki i inne cuda z zapałek, byłam tym zafascynowana. Sama, kiedy tylko miałam sposobność, rysowałam, szkicowałam i szyłam, choć lewą ręką nie szło mi to zbyt łatwo.
Miałam też epizod, w którym wycięłam dziurę w firankach wiszących w oknie, bo akurat TEN kawałek materiału był mi niezbędny do stworzenia dzieła. Jednak na to, by iść do liceum plastycznego do innego miasta, które miało otworzyć mi drogę na ASP, byłam zbyt niepokorna i charakterna – i w sumie dobrze się stało, bo z pewnością nie byłabym dziś w miejscu, w którym jestem teraz.
Jakie masz plany i marzenia?
HIC ET NUNC (z łac. tu i teraz) to motto, którym się kieruję na co dzień. Nie lubię mieć zbyt dalekosiężnych planów życiowych. A z marzeń… To chciałabym nauczyć się malować niebo i chmury, moje nauki malarstwa zakończyły się na zajęciach w miejskiej galerii. To było ponad ćwierć wieku temu i nie doszłam do tego etapu albo akurat byłam na wagarach.
Jakie reakcje klientów na Twoje prace zapadły Ci szczególnie w pamięć?
To temat rzeka, pamiętam wiele odpowiedzi zwrotnych od klientów, najczęściej dotyczą one radości z otrzymanej przesyłki oraz docenienia ilości detali, które wkładam do każdej z prac. Mam stałych klientów, z którymi pracuję nad ciągiem prac, które wiszą w ich domach. Czasem myślę sobie, że wystawy swoich prac zrobić bym nie mogła, bo wielu ich nie posiadam, ale znam takie adresy, gdzie są małe muzea mojej twórczości, to chyba najpiękniejszy dowód uznania.
Natomiast wzruszyłam się ostatnio, gdy jedna z moich klientek zamówiła morskie bombki z limitowanej wersji z Helu i napisała mi po ich otrzymaniu, że nigdy nie była na Helu, ale może w końcu tam się wybierze, bo dzięki moim patykom Hel i Bałtyk osobiście zapraszają ją w swoje strony.
Co poradziłabyś osobom, które chciałyby spróbować swoich sił w podobnej twórczości?
Wyobraźnia, kreatywność, łut szczęścia i wiadomo, potrzebne jest morze. Z tym pakietem można zdziałać cuda. Jeśli idąc po plaży znajdujesz patyk i widzisz, że to jest np. flaming albo delfin, albo uśmiechający się do Ciebie Św. Mikołaj – to robota dla Ciebie.:)