Wojciech Plewiński urodził się w 1928 roku w Warszawie. Z wykształcenia architekt, kochał nurkowanie i narciarstwo. Fotografii spróbował przez przypadek, jak sam mówi.
W jednym z wywiadów wspominał:
Decydujący moment to było to, jak zrobiłem pierwsze filmy z wakacji, które powstały na spływie kajakowym. Wtedy bardzo modne były spływy, na które wszyscy jeździli (…) i tam zrobiłem te zdjęcia. (…) Pożyczyłem Leikę z Elmarem od znajomego, strasznie dumny byłem, ale ledwo potrafiłem włożyć film. I zrobiłem dwa filmy, i z tych dwóch filmów wybrałem kilka zdjęć, posłałem na fotograficzny konkurs PTTK i wygrałem tam wszystkie nagrody. Jakąś menażkę i plecak. Więc to mnie tak podniosło na duchu, zobaczyłem, że to ma sens.
Nasze szczęście, że miało to miejsce…
Zacząłem fotografować właściwie przez przypadek i najpierw dla własnej przyjemności.
W 1957 roku Wojciech Plewiński związał się z „Przekrojem”. Jest autorem ponad 500 okładek dla „Przekroju”, na których znajdziemy Beatę Tyszkiewicz czy Annę Dymną. Ale jest także autorem wielu fotoreportaży modowych, prezentowanych na łamach tego czasopisma.
Nie miałem do dyspozycji studia z oświetleniem, fotografowałem więc przeważnie w plenerze, w świetle zastanym. Moje modelki z reguły nie miały w co się ubrać, nie umiały się malować, o fryzurach nie wspominając. Na sesje przynosiły ciuchy i buty popożyczane czasem od całego akademika.
Zasłynął jako znakomity fotograf teatralny. W 1959 roku rozpoczął współpracę z teatrami, m.in. Teatrem Starym i Teatrem Słowackiego, później Teatrem STU i Teatrem Ludowym w Krakowie. Fotografował także przedstawienia dla teatrów w Warszawie, Łodzi, Katowicach, Wrocławiu, Chorzowie, Tarnowie, Bielsku, Zakopanem. Współpracował z Piwnicą pod Baranami. Sfotografował ponad 800 spektakli!
Interesowało go życie artystyczne. Brał m.in. udział w spotkaniach jazzowych na Kalatówkach. To tam właśnie pod koniec lat 50. XX w. sfotografował Romana Polańskiego i Andrzeja Wojciechowskiego tańczących na stole w piżamach.
Zawsze było dla mnie bardzo ważne, żeby, jak to nazwałem, pożyć sobie – przeżyć coś nowego, ekscytującego, ważnego.
Mnie urzeka fotografia reportażowa Wojciecha Plewińskiego. Zdjęcia z polskiej ulicy czy wiejskiej drogi, a także z zagranicznych podróży. Wybrane fotografie z reporterskich cyklów możemy również zobaczyć na wystawie w Domu Spotkań z Historią.
Fotografie są ważne jako dokument. Tyle że zrobiony po mojemu.
Obecnie w Domu Spotkań z Historią w Warszawie możemy obejrzeć 150 fotografii wykonanych przez tego wybitnego artystę na wystawie pod tytułem: „Pozowane, podpatrzone. Fotografie Wojciecha Plewińskiego”.
„Wojciech Plewiński przez kilka dekad był związany z krakowskim „Przekrojem” i najważniejszymi polskimi teatrami. Nie ograniczał się do zleconych tematów i jak sam mówi, „robił więcej niż potrzeba”. Z podróży po Polsce i Europie przywoził reportaże, fotografował też znajomych, zwykle wybitnych przedstawicieli polskiej kultury i sztuki” – czytamy w opisie wystawy. I dalej:
„Prezentowane na ekspozycji fotografie pochodzą głównie z lat 1950–1980. Wyboru zdjęć z bogatego archiwum autora dokonały kuratorki Anna Brzezińska i Katarzyna Sagatowska, które podkreślają: Twórczość fotografa wymyka się prostym kategoriom. Charakteryzuje ją lekkość, poczucie humoru, wykorzystanie każdego ciekawego momentu do zrobienia zdjęcia. Głównym tematem wydaje się być człowiek i różne przejawy jego aktywności.”
Wystawa będzie czynna do 4 lutego! Zobaczcie ją koniecznie!
Pierwszy cytat pochodzi z https://culture.pl/pl/tworca/wojciech-plewinski; pozostałe z wystawy „Pozowane, podpatrzone. Fotografie Wojciecha Plewińskiego” w Domu Spotkań z Historią.
Aleksandra Karkowska – autorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru Pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”, „FOTO z misiem”. Od 2015 roku prowadzi Oficynę Wydawniczą Oryginały. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografie i podróże.
Więcej o kulturze znajdziecie tutaj.
















