Więcej...

    Fotografka, która sama stała się gwiazdą. Annie Leibovitz potrafi w każdym odkryć piękno

    Na sesję z jej udziałem gwiazdy umawiają się ze sporym wyprzedzeniem. Sarah Jessica Parker, Cate Blanchett, czy Madonna to tylko niektóre nazwiska stale współpracujące z jedną z bardziej znanych artystek świata. Kim jest fotografka, która odnajduje w każdym piękno?

    Sztuka niejedno ma imię

    Anna Lou Leibovitz przyszła ja świat 2 października 1949 roku w Waterbury, w stanie Connecticut.

    Trzecią z sześciorga dzieci Samuela Leibovitza i Marilyn Edith od zawsze pociągała sztuka. Była to jedyna obsesja w życiu dziewczyny, która często się przeprowadzała, miała skłonność do konfabulacji, a przez to niewielu przyjaciół. Zamiast spotkań z normalnymi ludźmi Leibovitz wolała robić zdjęcia, jej pierwszym modelem był stacjonujący na Filipinach i w Wietnamie ojciec.

    Zafascynowana muzyką i literaturą Leibovitz przeprowadziła się do San Francisco, gdzie w Art Institute zamierzała studiować malarstwo i poświęcić się nauczaniu sztuki innych. Nauczycielką plastyki jednak nie została, zamieniła sztalugi i pędzle na aparat fotograficzny. Przez pewien czas utrzymywana się ze zleceń w kibucu w Izraelu, ale dość szybko wróciła do Stanów Zjednoczonych.

    W 1970 roku Leibovitz dostała etat w „Rolling Stones”, gdzie wykonywała intymne portrety członków rockowej grupy o tej samej nazwie,  siedzącego na krześle Micka Jaggera, przytulonych do siebie Johna Lennona i Yoko Ono. Fotografia rozebranej, skulonej obok Lennona performerki utorowała Leibovitz drogę do międzynarodowej kariery. Historyczną fotografię – pięć godzin po sesji Lennona zastrzelono – w 2009 roku odtworzył syn muzycznej pary.

    W tamtym czasie życie Leibovitz było dalekie od ideału. Ona sama często zmieniała partnerów, brała narkotyki i coraz bardziej ceniła sobie wolność, jaką stwarzał zawód fotografki.

    Katalog próżności

    Rok 1983 zaczął się dla Leibovitz obiecująco. Rozpoczęta właśnie współpraca z magazynem „Vanity Fair” kwitła i otworzyła wiele dotąd zamkniętych drzwi do świata, który fotografka znała z pierwszych stron gazet.

    Cztery lata później artystka zrealizowała sesję z gwiazdami używających kart kredytowych American Express, za którą została wyróżniona prestiżową nagrodą Clio.

    Kolejne kontrakty opiewające na coraz większe sumy były kwestią czasu.

    Z miesiąca na miesiąc Leibovitz stawała się gwiazdą. Była tytanem pracy śpiącym z aparatem przy łóżku, gubiącym koperty z tysiącami dolarów i niespecjalnie przejmującym się konsekwencjami. Jedyną świętość stanowiły maleńkie odbitki pokazywane potem na wystawach, na widok których asystentów zaczynały boleć głowy. Kiedy chciała, Leibovitz potrafiła zrobić awanturę o źle wyeksponowane fotografie, a potem  o nich zapominała.

    W 1991 roku życie artystki znów przyspieszyło.

    Wystawa w National Portrait Gallery była dla Annie Leibovitz sporym wyróżnieniem. Zaprezentowane prace opatrzone komentarzami fotografki przedstawiające portrety znanych osób i reportaże budziły nieraz skrajne uczucia, ale nawet one zostały przyćmione przez ujęcie, które zostało opublikowane na łamach „The New York Times”.

    Po tym, jak Leibovitz przyjęła zlecenie na sesję na dachu hotelu Chrysler na Manhattanie spodziewano się, że praca będzie równie widowiskowa co poprzednie ujęcia. Jednak to zdjęcie stojącej na 61. piętrze Leibovitz na długo stało się jej ikonicznym portretem.

    Kilka lat później fotografka znowu nie miała powodów do narzekania.

    Posada w „Vanity Fair” miała mnóstwo zalet, a jedną z nich było to, że Leibovitz nie musiała o nic się martwić.

    Annie Leibovitz nagle stała się fotografką, o którą zaczęli zabiegać celebryci. Na długie lata jej kalendarz zaczął przypominać rozkład planu lotów, z tą różnicą, że nie znalazły się żadne adnotacje dotyczące prywatności. „Życie innych wydawało mi się tak interesujące i pełne przygód, że zapomniałam zaplanować własne” – przyznawała szczerze.

    Artystka o dwóch obliczach 

    Mało która fotografka jest tak lubiana co Annie Leibovitz. Na zorganizowanej w 2007 roku retrospektywnej wystawie, na którą złożyły się kultowe zdjęcia, pokazano też prywatną odsłonę Annie. Kobietę zacofaną, dla której rozkładówki magazynów nie miały najmniejszego znaczenia. Artystkę z długimi przesuszonymi włosami w męskim przebraniu, która podróżowała po świecie, rozmawiała z gwiazdami i czuła się niekomfortowo we własnej skórze.

    Mimo współpracy z Disneyem, Ikeą, sygnowanym kursem fotografii, wystawami z portretami kobiet, Leibovitz czuła się słaba i nieistotna. W świecie, który zbudowała nie istniało coś takiego jak kruchość, delikatność i subtelność.

    Nosząca smokingi i półbuty Annie Leibovitz została okrzyknięta najbardziej męską fotografką gwiazd.

    Było w tym sporo racji.

    Leibovitz, która nigdy nie wyszła za mąż – nagle poczuła się wypalona. Praca przestała budzić ciekawość fotografki, a ona sama przyznawała czasem, że brakuje jej zwykłej codzienności.

    Takie wyznania nie były niczym nadzwyczajnym w świecie show-biznesu, ale dla Annie Leibovitz stanowiły nowość.

    Wtedy jeszcze u jej boku można było spotkać Susan Sontag.

    W imię miłości

    Poznały się pod koniec lat 80., kiedy obie były gwiazdami. Leibovitz miała wtedy 39 lat, Sontag 55, była świeżo po publikacji książki o AIDS, znała Leibovitz ze słyszenia i chciała, aby fotografka zrobiła sesję z jej udziałem. Znana z trudnego charakteru pisarka nie znosiła odmów, chętnie karciła za byle przewinienie, ceniła luksus i wygody.

    Była całkowitym przeciwieństwem skrytej i nieśmiałej Leibovitz, co tak bardzo pociągało w niej Annie.

    „Pamiętam, jak wybrałam się z nią na kolację i pociłam się pod ubraniem, ponieważ uważałam, że nie potrafię z nią rozmawiać” – wyznała Leibovitz w wywiadzie-rzece poświęconym pisarce.

    To Leibovitz płaciła za wakacje, odstąpiła partnerce trzy mieszkania w Nowym Jorku, kupowała ubrania znanych projektantów. Zatrudniła Sontag świtę złożoną z pokojówki, kucharza, tabunu sprzątaczek i opłaciła mieszkanie z widokiem na katedrę Notre Dame.

    “Zrobiłbym dla niej wszystko” – powiedziała Annie Leibovitz.

    Leibovitz robiła wiele, by zobaczyć uśmiech na twarzy Sontag,  ale nie zawsze to się udawało.

    Najgorsze były spotkania ze znajomymi.

    Sontag urządzała partnerce piekło, nazywała głupią, leniwą i niedouczoną. Zdarzało się, że w trakcie spotkania Sontag wychodziła obrażona, bo Leibovitz czymś ją uraziła. Była kapryśna, nieprzewidywalna.

    Winę za to jak się zachowywała Sontag zwalała na trudne dzieciństwo, matkę, dla której ważniejszy był alkohol i ojczyma, z którym nie umiała się dogadać i przejęła po nim nazwisko. Prawda była taka, że Susan Sontag nie tolerowała obcych, była osobna i najlepiej odnajdywała się w świecie złudnych iluzji.

    To była toksyczna miłość, która nie miała szans na przetrwanie.

    A jednak kiedy Annie Leibovitz dowiedziała się o śmierci przyjaciółki z trudem wróciła do pracy. Fotografia, która wcześniej dawała radość, teraz stała się dla niej utrapieniem, ale to ona uratowała artystkę i uczyniła z niej akuszerkę piękna.

    Annie Leibovitz ma dziś 75 lat, jej największym i jedynym narkotykiem pozostaje praca. Artystka niechętnie mówi o życiu prywatnym, zamknęła się w skorupie, z której umiała wydostać ją wyłącznie Susan Sontag.

    Susan Sontag zmarła 28 grudnia 2004 roku w Nowym Jorku. Pozostawiła po sobie dorobek w postaci 6 książek przetłumaczonych na 30 języków, kilkanaście esejów i tekstów krytycznych w prezeważającej mierze mówiących o prawach człowieka.

    Źródła:

    https://www.hauserwirth.com/artists/24984-annie-leibovitz/

    https://www.lgamanagement.com/artists/annie-leibovitz-/

    https://www.ikea.com/pl/pl/life-at-home/rezydencja-artystyczna-ikea-annie-leibovitz-pub136f0300/

    https://fototapeta.art.pl/fti-alp.html

    Więcej o sylwetkach kobiet znajdziecie tutaj.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY