Więcej...

    Izabella Cekiera „Jestem jak niedokończona książka, która się ciągle pisze i nie ma jeszcze końca.”

    Izabela Cekiera to krakowska modelka, pedagożka oraz kobieta przedsiębiorcza, która wyróżnia się swoim szerokim zakresem działań. Obecnie pełni funkcję ambasadorki i jest twarzą marki Kuklińska DK Fashion, znanej z modowych kreacji. Jej aktywność zawodowa i osobiste osiągnięcia zostały zauważone przez magazyn WhyStory, który uhonorował ją nagrodami w dwóch kategoriach: "Piękni pięćdziesięcioletni" oraz "Kobieta charyzmatyczna".

    Kinga Kuryło: Jak wspominasz modę lat 80.?

    Izabella Cekiera: Były takie czasy, szare, mało kolorowe. To był rok 1987. Od razu po maturze wyjechałyśmy z koleżanką do Szwecji i tam zobaczyłyśmy oczywiście inny świat. Pracowałyśmy w piekarni, troszeczkę zarobiłyśmy pieniążków i jak to kobiety poszłyśmy na zakupy. Ubrałyśmy się w to, czego nie było w Polsce. Jak wróciłyśmy do Krakowa z tymi nowymi ubraniami to wyglądałyśmy inaczej niż inni. Wyróżniałam się z tłumu przez mój ubiór i aparycję. Takie czasy były. W Krakowie nie było nic w sklepach, tylko Tandeta i tzw. Plac Żydowski co niedzielę. Zawsze można było specjalne „perełki” sobie kupić. Jakieś fajne buty, sukienki, bluzki itp. Jeśli chodzi o ubrania to w tamtych czasach każda Pani miała swoją krawcową. Szyło się rzeczy i wymyślało. Podpatrzyłam sobie coś zawsze z katalogu Burdy, miałam też dar do wymyślania sobie ubrań, dzięki czemu też wyglądałam inaczej na tej ulicy.

    W jaki sposób zaczęła się Twoja przygoda z pokazami mody?

    Weszłam do galerii handlowej Mustang, która znajdowała się na ul. Dietla. Była też galeria Miraż. To były takie fajne butiki. Zawsze coś innego. W galerii Mustang był taki świetny pasaż, kolorowy i tak mi się spodobały te sklepy. Tam mnie przyjęły dwie Panie: Katarzyna Treter-Ferig oraz jej córka Sylwia Treter. Zajmowały się modą i projektowaniem. Tam były płaszcze, czapki, furażerki sukienki sylwestrowe i z tiulu. Oglądałam wieszaki, rzeczy na manekinach i pani Katarzyna podeszła do mnie i zapytała: „Czy ty byś chciała u nas wystąpić w pokazie mody?”. Zdziwiona powiedziałam: „Ja?”. Pokaz miał być w niedzielę w Swoszowicach. Zgodziłam się. Pojechałam wtedy na swój pierwszy modowy wybieg. Prezentowałyśmy modę jeździecką i elegancką. Ten pokaz jest nagrany, jest pamiątka, kiedyś sobie odtworzę. Niedawno odnalazłam Sylwię na Facebooku, obecnie się nazywa Hanarz. Miło po tylu latach znów mieć kontakt. Następnie był wybór Miss Małopolski w hotelu Holiday. Wtedy byłam ubrana w spódnicę z takimi falbanami tiulowymi od Sylwii, do tego miałam czarny gorset. Były takie czasy, że dziewczyny się same malowały, miały swoje buty. Fryzjer był, ale tylko, jeśli któraś potrzebowała lakier albo koka. Ja miałam długie włosy, więc nie korzystałam. Sama się malowałam i miałam pożyczone buty od koleżanki. Poznałam wtedy Jerzego Antkowiaka i zaprosił mnie na pokaz Mody Polskiej. Pojechałam do Warszawy. Nie mam z tego zdjęć, bo wtedy człowiek nie przywiązywał do tego wagi. Byli fotografowie, ale my byłyśmy w swoim świecie, że żyjemy tu i teraz, przedstawiamy i koniec, idziemy do pociągu. Zamiast myśleć przyszłościowo, że to kiedyś będzie fajna pamiątka. Później dowiedziałam się, że został wybudowany hotel Marriott i byłam jako hostessa. Prezentowałyśmy też tam stroje już jakiejś innej projektantki.

    Jak Twoi rodzice na to wszystko zareagowali?

    Cieszyli się. Wszystko dobrze, ale nauka nauką. Trzeba było też pilnować i studiować pedagogikę. Szczególnie mój tata się bardzo cieszył. Brałam udział również w sesjach zdjęciowych m.in. z fotografką Panią Haliną Garzyńską-Kańską.  Później dostałam zaproszenie do telewizji. Prowadzącą była Iwona Meus, dziennikarka. To był dzień sylwestrowy 1987/88 rok. Nagrywaliśmy rano, a wieczorem oczywiście był bal. Kreacje były od Sylwii Treter. Bombki, koronki, tiule. Nagrywanie programu to było dla mnie coś wtedy innego. Później w innym programie telewizyjnym prezentowałyśmy stroje karnawałowe. Na jednym z pokazów poznałam Ulę Markiewicz, z którą mam kontakt do dziś. Razem prezentowałyśmy kreacje Sylwii w Kronice Krakowskiej oraz brałyśmy udział w otwarciu kasyna w Hotelu pod Różą i Browaru Heinekena. Miałyśmy również sesje zdjęciową i reklamę w magazynie OFFSET. Pamiętam, że brałam udział również w reklamie szamponu.

    W jaki sposób przygotowywałyście się do pokazów w tamtych czasach?

    Same się malowałyśmy. Białko się rozrabiało z oliwą z oliwek i kładło się na twarz. Wszystko natura. Na włosy kładło się naftę, olejek rycynowy, żółtko, witaminę A. Wciskałam to do miseczki i nakładałam taką papkę. Octem się spłukiwało włosy na koniec, żeby lśniły. Nie było wtedy jakiś maseczek do twarzy ani odżywek. Jestem naturalna, nic nigdy nie poprawiałam w swojej urodzie. Młodości się nie da zachować, ale mam aktualnie przyjaciółkę, która pomaga mi dbać o cerę, żeby była promienna i nawilżona. Figurę mam po tatusiu, dużo się też ruszam, czasem lubię też pobiegać. Chodziłam też kiedyś na siłownię. Zaczęłam potem od czasu do czasu ćwiczyć w domu. Można powiedzieć, że dużo jest tu uwarunkowania genetycznego, ale też nie objadam się. Nie jem chleba, jak już to ciemny. Nie piję w ogóle soków ani zup. Tylko woda mineralna. Tak się już przyzwyczaił mój organizm. Robię tylko wyjątek jak jadę do mamy. Nie jest też tak, że odmawiam sobie wszystkiego. Trzeba po prostu mieć umiar.

    Czy zdarzały się jakieś nietypowe sytuacje podasz pokazów?

    Był też kolejny pokaz w hotelu Holiday i nagranie było w Kronice Krakowskiej. Miałam jakieś białe rajtki do kreacji. Dopiero jak wyszłam, ktoś mi zwrócił uwagę, że poszło całe oczko, ale na pewno nie było tego widać w telewizji. Przez to, że ktoś mi zwrócił uwagę, to byłam trochę spięta, ale później zaczęłam szaleć tą sukienką na wybiegu i się fajnie udało.

    Czyli nie byłaś nieśmiała?

    Nie, nie byłam nieśmiała. Nigdy nie miałam oporów. Ja to lubiłam. Moja babcia była krawcową i ja jeździłam do niej do Radomia. Już jako mała rządziłam i mówiłam, co chcę, żeby mi uszyła. Ja nie potrafię szyć, natomiast babcia szyła przepięknie. Przychodziły do niej klientki. To było coś pięknego. Zawsze miałam niepowtarzalne rzeczy.

    Czy któryś z pokazów wspominasz szczególnie?

    Mój ulubiony pokaz mody to te wybory Miss. Poznałam wtedy wielu wspaniałych ludzi. Mam nawet kontakt, z niektórymi dziewczynami, które wtedy startowały w konkursie. Ludzie byli bardzo mili, sympatyczni. Utkwiło mi to w pozytywnej pamięci. Poznałam m.in. Krzysztofa Zanussiego, Krystynę Prońko, Ewę Bem, Jerzego Antkowiaka. Na otwarciu Browaru Heinekena w Krakowie poznałam również Krystynę Sienkiewicz, Andrzeja Zauchę, Stefana Fredmanna oraz Zbyszka Wodeckiego. Bardzo sympatyczny człowiek. Chociaż jego poznałam już wcześniej, ponieważ dostałam się do szkoły muzycznej, starej szkoły w Nowej Hucie na wiolonczelę. Miałam siedem lat, a Wodecki już wtedy kończył szkołę. Pamiętam go trochę jak przez mgłę w tych dużych czarnych okularach, ale później właśnie poznałam go osobiście. Następnie były targi w Poznaniu w 1989 roku. Wtedy prezentowałam futra z Warszawy, które mieściły się na ul. Hożej. Byłam zapraszana na różne wydarzenia drogą pantoflową.

    Czyli nie byłaś w żadnej agencji?

    Nie, to było wszystko spontaniczne, nienagłaśniane. Nie było Internetu. Bardzo chciałam to robić profesjonalnie. Lubię się fotografować, lubię sesję zdjęciowe. Miałam propozycję wziąć udział w konkursie Miss, ale zaszłam wtedy w ciążę. Potem poznałam poprzez Ulę Markiewicz Małgosię Bryllę, która mi zrobiła parę sesji zdjęciowych. Następnie poznałam Agnieszkę Góras, Ewę Janicką oraz Dariusza Pawelca, z którymi też miałam sesje.

    Co się stało z Twoją grą na wiolonczeli?

    Na wiolonczeli przestałam grać. To były takie czasy ciężkie, wypożyczało się instrument ze szkoły muzycznej, przynosiło się do domu. Ćwiczyłam i później z tą wiolonczelą szłam. To nie były czasy, że dziecko się woziło. Rodzice pracowali, moja mama w szpitalu jako położna miała dyżury. Dziecko po komunii to już musiało być samodzielne. Miałam występ w szkole. Grałam na wiolonczeli, a pani nauczycielka na pianinie. Dzieci zaczęły się ze mnie śmiać, że trzymam instrument między nogami. Byłam bardzo wrażliwą dziewczynką i powiedziałam, że nie chcę już więcej grać na wiolonczeli. Źle się z tym czułam. Moi rodzice nie byli jakoś stanowczy, choć byli również muzykalni, także mój brat, który jest samoukiem gra na gitarze w zespole Ornette. Mój tata grał na skrzypcach, a mama dostała się do Mazowsza, ale niestety mój dziadek jej zabronił, takie były czasy. Grałam też na pianinie, ale zostało to zaniechane. Moja córka, Julia chodziła na lekcje pianina i przez to ja sobie przypomniałam wszystkie nuty i zaczęłam na nowo grać.

    Obecnie jesteś modelką w Kuklińska DK Fashion. Jak zaczęła się wasza współpraca?

    Moje marzenie o modelingu jest trochę opóźnione. Pierwszy priorytet to były dzieci, mąż, dom, praca w szkole, przedszkolu. Ciągle z tyłu głowy myślałam o tym modelingu. Jak skończyłam trzydzieści lat, to miałam w głowie, że jestem już bardzo stara i nic mnie w życiu nie czeka. Mój syn się wyprowadził, córka również. Była pandemia i przeglądałam ten Facebook. Myślałam sobie, że tak bardzo bym chciała coś robić w tym kierunku. Moje koleżanki oglądały moje fotografie i pytały, dlaczego ja nic nie robię w tym kierunku? Mówiłam wtedy, że gdzie ja się nadaję, jak są teraz młode, piękne dziewczyny. Potem miałam urodziny, przyniosły mi dziewczyny tort w kształcie fortepianu i mówią do mnie, żebym wymyśliła sobie życzenie. Moim życzeniem było to moje marzenie, żeby zrobić coś w kierunku modelingu. Tak się zaczęło. Stawiam teraz na siebie, teraz jestem ja. Danusię Kuklińską znałam z widzenia, bo miała pierwszy sklep na Grodzkiej. Pamiętam jej witrynę z sukienkami. Patrzyłam zawsze, ale nigdy nie weszłam. Na Gertrudy później jechałam tramwajem i tam też miała piękne suknie na wystawie. W końcu tyle lat minęło i pojawiła się Danusia w Internecie i zaczęłam oglądać. Minął tydzień od moich urodzin i poszłam do galerii Danusi na Krowoderskiej. Ona taka uśmiechnięta i radosna była. Powiedziałam jej, że wymyśliłam sobie sesję zdjęciową w jej sukniach. Tak mi zawierzyła, że dała mi dziesięć sukienek. Nawet nie pamiętam, czy znała moje nazwisko. Nie spisała z dowodu osobistego ani nic. Umówiłam się na sesję z fotografką Agnieszką Góras. W poniedziałek miałam robione zdjęcia, a we wtorek oddałam Danusi wszystkie suknie. Zdjęcia bardzo się jej spodobały. Zadzwoniła do mnie potem i mówi, że jest pokaz mody w Leśnym Spa, na który mnie zaprasza. Zgodziłam się. Najpierw była konferencja, a potem odbył się pokaz jej kreacji, które miałam przyjemność zaprezentować. Później już mi Danusia proponowała różne wydarzenia i jeździłyśmy razem. Dużo jej zawdzięczam. Zawsze była dla mnie bardzo otwarta. Marzenia się nie spełniają, tylko trzeba je spełniać. To co sobie wymyśliłam – to spełniam. Nigdy nie mów nigdy, bo nigdy nie jest za późno! Jestem jak niedokończona książka, która się ciągle pisze i nie ma jeszcze końca.

    Możesz powiedzieć o sobie, że jesteś szczęśliwa?

    Jestem szczęśliwa, zadowolona. Mam wspaniałe dzieci, męża, mamę i brata rockmana. Spotykam bardzo dobrych ludzi. Jestem taka kontaktowa. Czy z młodym, czy ze starszym – to szybko nawiązuję kontakt. Taki mam charakter. Chciałabym się jeszcze gdzieś pokazać. Mam takie marzenia. Czasem słucham jakieś piosenki i marzę, że mogłabym iść do tej muzyki w pokazie mody Dolce&Gabbana. Ja wiem, że to jest nierealne. Lubię to i jest to piękne. Czuję się jak wewnętrzne dziecko, które ma dużo energii. Odżyłam po tym, jak postawiłam na siebie. Odnalazłam swój cel i siebie. Mąż mnie bardzo wspiera i się cieszy. Mam duszę artystyczną po moim dziadku, który był Włochem pochodzącym z Sycylii. Skończył Sorbonę w Paryżu na kierunku „muzyka sakralna”. Przyjechał do Radomia zagrać koncert na organach w kościele. Wtedy zakochał się w mojej babci, nauczył się języka polskiego i został w Polsce. Dziadek grał, śpiewał i potrafił stroić wszystkie instrumenty, dlatego wszyscy jesteśmy uzdolnieni muzycznie w rodzinie.

    Czy jest coś, co zrobiłabyś inaczej, patrząc wstecz lub żałujesz jakiejś decyzji?

    Bardzo żałuję szkoły muzycznej, że nie poszłam dalej. Mogłam połączyć pasję muzyczną z artystyczną. Gdybym urodziła się w tych czasach, to na pewno byłoby inaczej.

    Więcej o sylwetkach kobiet znajdziecie tutaj.

     

     

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY