Więcej...

    Krzysztof Komeda – przedwczesny koniec mistrza polskiego jazzu

    Wróżono mu wielką karierę za oceanem, która mogłaby zmienić oblicze muzyki filmowej. Sukcesy w polskiej kinematografii i hollywoodzki debiut nie były jednak w stanie przezwyciężyć niezbadanych ścieżek losu. Pasmo sukcesów Krzysztofa Komedy przerwała tragedia i niespodziewana śmierć, która wstrząsnęła środowiskiem.

    Omal nie został lekarzem

    Krzysztof Komeda urodził się 27 kwietnia 1931 roku w Poznaniu. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Trzciński. Pseudonim artystyczny Komeda przyjął, gdy postanowił zająć się na poważnie jazzem. Publiczne granie tego typu muzyki było zakazane w PRL-u aż do 1956 roku ze względu na zasady socrealizmu. W ten sposób Krzysztof próbował uniknąć konfliktów z prawem. Ponadto chłopak studiował laryngologię i nie chciał, aby środowisko akademickie kojarzyło go z twórczą pasją.

    Krzysztof od dziecka przejawiał muzyczny talent. Grę na pianinie opanował już w wieku 4 lat. Był ponadto zafascynowany nowoczesną odsłoną muzyki rozrywkowej promowaną na Zachodzie. To wszystko sprawiło, że mimo lekarskiego wykształcenia poświęcił się sztuce. Założył jeden z pierwszych w kraju zespołów jazzowych Komeda Sextet, który utorował w Polsce drogę modern jazzu. Współpracował z Jerzym Matuszkiewiczem, Andrzejem Trzaskowskim i Witoldem Kujawskim, czyli grupą Melomani. Wkrótce zaczął odnosić pierwsze sukcesy na krajowych festiwalach, były też występy w Paryżu czy Grenoble.

    Muzyka filmowa Komedy

    Przełom w muzycznej karierze Krzysztofa Komedy wyznaczyła przyjaźń z Romanem Polańskim. Reżyser zaangażował zdolnego jazzmana do muzycznego ilustrowania własnych dzieł, począwszy od krótkich metraży „Dwaj ludzie z szafą” (1958) i „Gdy spadają anioły” (1959).

    Kompozycje Komedy zwróciły uwagę innych wielkich mistrzów polskiego kina. Janusz Morgenstern powierzył Krzysztofowi stworzenie muzyki do „Do widzenia, do jutra” (1960), „Ambulansu” (1961) i „Jutro premiera” (1962). Współpracował ponadto z Andrzejem Wajdą, Januszem Nasfeterem, Andrzejem Kondratiukiem i Jerzym Skolimowskim.

    Hollywoodzka przygoda

    W 1962 roku Komeda zdobył międzynarodowy rozgłos po premierze „Noża w wodzie” Polańskiego nominowanego do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego i wyróżnionego nagrodą FIPRESCI na festiwalu w Wenecji. Dla reżysera sukces produkcji oznaczał nowy etap kariery. Roman Polański w krótkim czasie trafił do Hollywood, do którego w 1968 roku sprowadził również Krzysztofa Komedę.

    Współpracowali przy muzyce do „Dziecka Rosemary” dla wytwórni Paramount. Komeda skomponował w tym kultowym horrorze rozsławioną kołysankę, którą na ekranie nuci aktorka Mia Farrow. Motyw przewodni trafił na radiowe anteny i przyniósł jazzmanowi ogromne uznanie. Krytycy zauważali, że bez muzyki Komedy „Dziecko Rosemary” nie byłoby takie samo.

    Zośka

    Wszyscy pozostawali jednogłośni, co do dalszych losów Krzysztofa Komedy. Wróżono mu wielką karierę oraz spełnienie amerykańskiego snu. On sam był w pewnym sensie oczarowany światem pełnego blichtru. Nie zamierzał wracać do kraju. Pobyt w Stanach Zjednoczonych wywołał jednak kryzys w jego życiu prywatnym.

    Od 1958 roku pozostawał w małżeństwie z Zofią Komedową (z domu Tittenbrun). Kobieta była muzą polskich jazzmanów, wywarła znaczący wpływ na promocję dorobku Komedy i pełniła funkcję jego menadżerki. Hipnotyzowała swym ognistym temperamentem, jasnym warkoczem i wigorem, który przyniósł jej tytuł „Szalonej Dziewczyny”.

    Niestety Zofia nie odnalazła się w hollywoodzkich realiach. Gdy mąż chodził z imprezy na imprezę, ona stroniła od ludzi i tęskniła za ojczyzną. W dodatku Krzysztof nie dochowywał jej wierności. Młode Amerykanki, szybkie samochody i luksusy zawróciły mu w głowie. Prywatny dramat tej dwójki spotęgował wkrótce tajemniczy wypadek.

    Wstrząsająca śmierć Krzysztofa Komedy

    W Hollywood Krzysztof Komeda imprezował nie tylko z plejadą zagranicznych gwiazd, ale też polskimi przyjaciółmi. Roman Polański zapoznał go z przebywającym w Los Angeles pisarzem Markiem Hłasko, który próbował swych sił w scenariopisarstwie. Pewnej grudniowej nocy 1968 roku Krzysztof i Marek wracali upojeni alkoholem do wilii Komedy w Beverly Hills. W pewnym momencie Hłasko popchnął Komedę, a ten spadł ze skarpy. Nigdy nie poznamy prawdy o przyczynach tego wypadku. Czy doszło do pijackiej sprzeczki? A może to przypadek albo nieprzemyślany żart?

    Krzysztof Komeda trafił do szpitala z rozcięciem na głowie, jednak podczas badań nie wykryto urazów wewnętrznych i wypuszczono go do domu. On jednak czuł, że coś jest nie tak. Kolejne tygodnie upłynęły mu pod znakiem wykańczających migren i omdleń. W końcu usłyszał diagnozę – miał krwiaka mózgu. Na wieść o tym jego żona Zofia zorganizowała podróż powrotną do Polski.

    Niestety, 23 kwietnia 1969 roku stało się najgorsze. Muzyk odszedł w warszawskim szpitalu. Cztery dni później świętowałby 38. urodziny. Pogrążony w wyrzutach sumienia Marek Hłasko nie potrafił sobie poradzić z tragiczną wiadomością. Popadł w sidła autodestrukcji, uciekł w alkohol i leki. 14 czerwca tego samego roku został odnaleziony martwy w niemieckim Wiesbaden. Bezpośrednią przyczyną zgonu wybitnego pisarza była zapaść wywołana toksycznym połączeniem środków nasennych z alkoholem.

    Więcej o kulturze i sztuce znajdziecie tutaj.

    Krzysztof Komeda, fot. Wikipedia
    Krzysztof Komeda, fot. Wikipedia

     

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY