Greta Garbo – skandynawska tajemnica
Zanim pojawiła się twardo brzmiąca Garbo informująca poprzez pseudonim resztę świata o własnej niedostępności i zdystansowaniu, była Greta Lovisa Gustafsson. Urodzona 18 września 1905 roku przyszła aktorka wychowywała się w rodzinie niewykwalifikowanego robotnika Karla Gustafssona oraz sprzątaczki Anny (z domu Karlsson) w ubogiej dzielnicy Sztokholmu o nazwie Södermalm.
Chyba nie ma biografii wielkiego artysty bez wspomnienia jego początków, a także krewnych. W końcu ludzi nie od dziś fascynuje droga zwykłych śmiertelników na gwiazdorski firmament, dając im choć chwilową nadzieję na odmianę własnych, monotonnych torów. Greta Garbo mówiła jednak: „Nie chcę, żeby pisano, że urodziłam się w takim czy innym domu, że moja matka była taka, a ojciec taki. Miałam matkę i ojca. To wystarczy. Dlaczego świat miałby o nich mówić?”. Jej zaciekłe starania o ochronę prywatności wciąż budzą podziw w wyzbytej tajemniczości branży, którą obecnie zdominowali ekstrawertyczni influencerzy czy instagramowi władcy dzielący się ze światem najintymniejszymi szczegółami życia.
Mając na względzie słowa Garbo, nie będziemy zagłębiać się w szczegółowe losy jej rodziców, warto jednak dodać, że to właśnie oni nauczyli przyszłą gwiazdę pracowitości, upartości i praktycznego myślenia. Te cechy okażą się niezastąpione u szczytu sławy, kiedy hollywoodzcy mocarze bezowocnie będą podejmować kolejne próby wpłynięcia na postawę aktorki. Ona pozostanie jednak niezłomna, odmawiając wywiadów, negocjując korzystne warunki wystąpienia w filmie czy unikając czerwonych dywanów.
Biorąc pod uwagę wspomnienie przyszłej ścieżki zawodowej Grety, należy również odnotować, że Gustafssonom nie wiodło się najlepiej. Nie mieli dostępu do ciepłej wody i ledwo wiązali koniec z końcem, choć nie głodowali. W domu przydawała się każda dodatkowa korona. Poza granicami miasta mieli działkę, na której uprawiali warzywa, owoce i hodowali kwiaty. Greta uprawiała na niej truskawki, które następnie sprzedawała na ulicach Sztokholmu.
Praca na dobre wkroczyła do jej młodego życia po nagłej śmierci ojca. Karl zmarł w wieku zaledwie 48 lat z powodu choroby nerek, pogrążając w żałobie Annę, Gretę i jej dwójkę rodzeństwa: siostrę Alvę oraz brata Svena. Greta uwielbiała ojca i była do niego bardzo przywiązana. Nigdy nie pogodziła się z jego utratą. Wiele lat od tragicznego zdarzenia zwierzyła się znajomemu Larsowi Saxonowi: „przez ponad rok co noc płakałam do poduszki. Przez jakiś czas po jego śmierci musiałam zwalczać niedorzeczną chęć, by wstać z łóżka, pobiec na jego grób i sprawdzić, czy nie pogrzebano go żywcem”.
Narodziny boskiej Grety
Śmierć ojca wyznaczyła koniec edukacji Grety na etapie szkoły podstawowej. Wcale nad tym nie ubolewała – choć otrzymywała całkiem niezłe oceny, nie lubiła szkoły. Jedynym wartym jej uwagi przedmiotem była historia, która działała na wielką wyobraźnię dziewczynki. Zanim zdobyła popularność, imała się najróżniejszych zajęć. Od początku interesowało ją jednak aktorstwo. Razem z siostrą i bratem często bawiła się w przedstawienia, które wystawiali przed sąsiadami. Jeśli zarobiła kilka groszy dla siebie, chodziła do kina lub kupowała magazyny filmowe.
Wiedziała, że chce być gwiazdą wielkiego formatu, ale nie miała znajomości i ułatwionego startu. Pracowała u golibrody jako tzw. dziewczyna do namydlania, a także w domu towarowym PUB. Trafiła do działu modniarstwa, gdzie początkowo piastowała stanowisko sprzedawczyni, a z czasem modelki pozującej w kapeluszach. Dostrzeżono jej niezwykłą aparycję, a zwłaszcza magnetyzujące, szaroniebieskie spojrzenie pełne melancholii, które w przyszłości stanie się znakiem rozpoznawczym Garbo.
Pewnego dnia kilkunastoletnia pracownica i modelka PUB-u zwróciła uwagę reżysera Johna W. Bruniusa, który obsadził ją w roli statystki w filmie „En lyckoriddare” (1921). Epizod Grety odbył się również z udziałem jej siostry Alvy, którą zabrała na spotkanie z twórcą – Brunius ostatecznie zdecydował się na zatrudnienie dwóch panien Gustafsson. Nieco większą, choć wciąż dalszoplanową rolę otrzymała przy okazji komedii w reżyserii Erika Petschlera inspirowanej zwariowanym stylem „króla slapsticku” Macka Sennetta pod tytułem „Petter włóczęga” (1922).
Choć twórcy kina dostrzegali w jej występach potencjał, Greta zdawała sobie sprawę, że bez profesjonalnego przygotowania nie zawojuje aktorskim środowiskiem. Wkrótce przyjęto ją do prestiżowej szkoły Królewskiego Teatru Dramatycznego. To właśnie tam wypatrzył ją jeden z największych europejskich twórców swego czasu, Mauritz Stiller, który przez kolejne lata od podstaw zbuduje mit boskiej Grety i uczyni z niej największą gwiazdę kina. W 1923 roku reżyser zaangażował młodą aktorkę do niemego melodramatu „Gdy zmysły grają” na podstawie uznanej powieści „Gösta Berling” spod pióra ulubienicy Szwedów, Selmy Lagerlöf.
Greta wspominała pierwsze chwile spędzone na planie słowami: „Byłam bardzo roztrzęsiona. Przyszłam z ulicy, weszłam do środka, zrobiono mi makijaż, a potem zabrano na plan, kazano położyć się na łóżku i udawać chorą. Bardzo chorą. Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Wyglądało to jak jakiś wielki żart: przychodzę i mam tak po prostu udawać chorą. I było mi wstyd. Nie umiałam tak zwyczajnie przestać się przejmować i się otworzyć, jak to mówicie. Nigdy wcześniej nie otworzyłam się w taki sposób, i było mi głupio. Pan Stiller odczekał kilka chwil, a potem powiedział: „Mój Boże, czy ty w ogóle masz pojęcie, jak wygląda chory człowiek?”. Wtedy już wiedziałam, że to nie zabawa i nikt się nie będzie śmiał. Zrozumiałam, że to było potrzebne do filmu, i zaczęłam udawać bardzo chorą kobietę”.
Mauritz Stiller zwierzał się natomiast asystentowi Axelowi Nilssonowi: „Ta dziewczyna ma w sobie coś niezwykłego. A ja muszę odkryć, co to jest”. Tak rozpoczęła się ich legendarna współpraca. Co znaczące, w tamtych latach spekulowano na temat erotycznej relacji Grety i Stillera, lecz dziś wiadomo o homoseksualizmie twórcy, który darzył swoją muzę platonicznym uwielbieniem. Stiller ukształtował wizerunek Grety, instruując jej zmysłowe gesty i melancholijne spojrzenia, wymyślił również dla niej pseudonim. W języku staronorweskim „garbo” oznaczało tajemniczą istotę. Tajemnica stała się zresztą kluczem do image’u artystki – była tym, co przyciągało spojrzenie całego świata i do dziś nie pozwala o niej zapomnieć.
Garbo w Hollywood
To Stiller przedstawił Gretę jednej z najważniejszych osób w Hollywood – Louisowi B. Mayerowi z wytwórni MGM, z którą wkrótce oboje podpisali umowę. W 1925 roku Garbo i Mauritz pożegnali Szwecję i pełni nadziei wypłynęli do Ameryki. Po przybyciu do Krainy Snów wkrótce zrodziły się jednak problemy w ich raju. Wszyscy wyraźnie dążyli do rozdzielenia Garbo ze Stillerem, w dodatku przetrzymywano gwiazdy w niepewności, zwlekając z ofertą scenariuszy, co było podstępną praktyką mającą na celu utemperowanie nowych osobistości studia, a tym samym obniżenia ich wymagań.
Pierwsze miesiące Garbo w USA były udręką. Przyzwyczajona do surowego klimatu Północy aktorka cierpiała katusze w upalnej Kalifornii, nieustannie biorąc kąpiele w wannie wypełnionej lodem. W dodatku narzucono jej restrykcyjną dietę składającą się prawie wyłącznie z sałaty i szpinaku. Grety nie ominęły również zabiegi estetyczne uwydatniające jej kości policzkowe, a także fryzjerskie sztuczki mające na celu okiełznanie jej naturalnie bujnych i niesfornych loków. W końcu Arnold Genthe wykonał Garbo zdjęcia, które następnie ukazały się w „Vanity Fair”. I tak Ameryka oszalała na punkcie tajemniczej piękności ze Skandynawii. Uwagę przykuwała wyjątkowa fotogeniczność gwiazdy oraz jej długie, pełne nostalgii spojrzenie.
Powszechne zainteresowanie zaowocowało pierwszą rolą w hollywoodzkim filmie „Słowik hiszpański” (1926). Choć nalegała, nie pozwolono reżyserować go Stillerowi, który przeżywał gorzkie chwile w MGM. Za kamerą stanął Monta Bell. Obraz rozpoczął pasmo znakomitych kreacji Grety jako femme fatale – kreacji, których ona sama nienawidziła. Nie chciała wcielać się w pompatyczne i wyrafinowane damy nieustannie igrające z mężczyznami lub mdlejące z powodu miłosnego zawodu. Niestety pragnęła tego publiczność, a to było wystarczającym argumentem dla obsadzających ją producentów.
Sukces „Słowika hiszpańskiego” zaowocował kolejnym portretem wampa w „Kusicielce” (1926), którą pierwotnie miał reżyserować Stiller. Z powodu autorskiej wizji kina i europejskiego artyzmu, Mauritz był jednak problematyczną figurą dla wytwórni stawiającej przede wszystkim na kasowość. Zastąpił go Fred Niblo, co nie obyło się bez protestów aktorki opuszczającej plan i grożącej Mayerowi pozwem. Rosnąca sława pozwoliła na obsadzenie „nowej gwiazdy z Północy” u boku wielkiego amanta Johna Gilberta w „Symfonii zmysłów” (1926). W ten sposób narodziła się jedna z najpiękniejszych par w dziejach niemego kina. Garbo i Gilbert nawiązali także namiętny romans w życiu prywatnym, a widzowie pozostawali zahipnotyzowani erotycznym napięciem tworzącym się między ich bohaterami. „Całowali się z otwartymi ustami! Leżeli objęci! Ona kładła się na nim! Nigdy wcześniej nie widziano na ekranie czegoś tak kipiącego od erotyki”, pisał Robert Gottlieb, autor biografii artystki.
Stiller po niepowodzeniu amerykańskiego snu wrócił do Szwecji. Niestety i w Sztokholmie nie otrzymał żadnej filmowej propozycji, choć odniósł sukces jako reżyser teatralny przy okazji sztuki „Broadway”. Z Garbo wciąż pisali do siebie listy. W końcu znalazł się na skraju bankructwa, a jego problemy zdrowotne wzbierały na sile. Zmarł niespodziewanie 18 listopada 1928 roku w wieku 45 lat. W chwili śmierci trzymał w ręce fotografię swojej muzy. Greta otrzymała tragiczną wiadomość na planie „Dzikich orchidei”. Od razu po zakończeniu zdjęć wyjechała do Szwecji, gdzie pogrążyła się w żałobie i odwiedziła grób swego mistrza.
Gottlieb pisał: „Bez wątpienia Stiller był człowiekiem, z którym Garbo stworzyła najsilniejszą więź, taką, której jego śmierć nie zerwała. Inne osoby w jej życiu również wywarły na nią wpływ, pełniły funkcje przewodników, troszczyły się o nią, ale nikt inny do tego stopnia nie zdominował jej duszy. Ich relacja może i pod koniec uległa nadwątleniu, ale jej oddanie Stillerowi i jego pamięci nigdy nie osłabło”.
Garbo mówi!
Era kina niemego uczyniła z Grety Garbo największą aktorkę światowego kina. Stała się również najważniejszą gwiazdą MGM. Jej pozycję ugruntowały nieudźwiękowione melodramaty „Anna Karenina” (1927) i „Władczyni miłości” (1928), w których ponownie towarzyszył jej Gilbert. Ekranowy wizerunek Garbo budowany na tajemniczości stapiał się z obrazem gwiazdy kreowanym przez jej fanów. Życie prywatne Grety podobnie spowijała aura sekretu, gwiazda unikała pokazów przedpremierowych i czerwonych dywanów, sporadycznie udzielała również wywiadów, strzegąc swej intymności.
Relacje bliskich osób z jej środowiska wskazują, że była nieśmiałą i serdeczną osobą. Tajemniczość Garbo do dziś tworzy jej mit i budzi szereg wątpliwości co do jej hollywoodzkich losów m.in. w kwestii orientacji seksualnej. Aktorka była biseksualistką, a obok jej męskich kochanków w postaci np. Johna Gilberta warto wspomnieć o miłości do powieściopisarki Mercedes de Acosty.
Przełom dźwiękowy w kinie wzbudzał obawy co do tego, czy legendarny, spowity tajemnicą wizerunek Garbo podoła nowym środkom wyrazu i nie zniechęci publiczności. Wieść o tym, że w swym pierwszym dźwiękowym filmie „Anna Christie” (1930) Greta przemówi, wzbudziła międzynarodową sensację. Okazało się, że zmysłowy głos aktorki doskonale wpasowywał się w jej ekranowy portret wampa. „Garbo mówi!” – głosiła prasa.
Lata 30. ubiegłego stulecia i filmy dźwiękowe Garbo to szczyt jej świetlanej kariery. W 1931 roku na ekrany kin weszła historia o kobiecie-szpiegu „Mata Hari”, a „Garbomania” opanowała całą Amerykę. Dochodziło do tego, że policja obstawiała szturmowane przez fanów gwiazdy kina w obawie przed zamieszkami. Rok później Greta wcieliła się w primabalerinę przy okazji „Ludzi w hotelu”, gdzie pojawiła się cała hollywoodzka śmietanka: Lionel i John Barrymore’owie oraz Joan Crawford. To w tym dziele wypowiada swą kultową kwestię: „Chcę być sama”. Wielkim sukcesem były też melodramaty „Królowa Krystyna” (1933) i „Dama kameliowa” (1936).
„Chcę być sama”. Abdykacja królowej
W 1939 roku Garbo po raz pierwszy uraczyła świat swym… śmiechem. Do tej pory dumna i melodramatyczna, doskonale sprawdziła się w komedii „Ninoczka”, tak odmiennej dla swego emploi. Współscenarzysta filmu Billy Wilder wspominał Gretę: „Najwspanialsza aktorka filmowa wszech czasów (…). Twarz, ta twarz, o co chodziło z tą twarzą? Można było z niej wyczytać wszystkie tajemnice kobiecej duszy. Można było wyczytać Ewę, Kleopatrę, Matę Hari. Na ekranie stawała się wszystkimi kobietami świata”.
Garbo miała świat u swych stóp, gdy… odeszła. Po występie w „Dwulicowej kobiecie” (1941) porzuciła karierę, Hollywood, fanów oraz splendor. Od początku nie potrafiła odnaleźć się w świecie pełnym blichtru i pozorów. Chciała grać role różnorodne i ciekawe, tymczasem zaszufladkowano ją w jeden typ kobiecości oparty na uwodzicielskim czarze. I choć w takiej roli porywała tłumy i krytyków, sama mówiła: „Nie widzę żadnego sensu w graniu ról, w których chodzi tylko o strojenie się i uwodzenie mężczyzn”.
W wieku 36 lat zniknęła z życia publicznego, zaszywając się w apartamencie na Manhattanie. Nigdy więcej nie wróciła na wielki ekran. Nie pojawiła się na gali rozdania Oscarów w 1955 roku, kiedy to Akademia przyznała jej Nagrodę Honorową. Niektórzy wskazują na to, że Garbo nie potrafiła pogodzić się z własną dojrzałością i przemijalnością urody. Odeszła 15 kwietnia 1990 roku. X muzie podarowała swój wiecznie młody wizerunek, który do dziś pozostaje w świadomości kinomanów i kontynuuje jej zbudowaną jeszcze za życia legendę.
Literatura:
R. Gottlieb, „Garbo. Najbardziej tajemnicza gwiazda Hollywood”, tłum. M. Bukowska, wyd. Znak Litera Nova, Kraków 2022.
Więcej o sylwetkach kobiet znajdziecie tutaj.