Więcej...

    Pchać życie do przodu

    Kiedy dowiedziałam się, że pani Hala (Halina Mancewicz) umarła w wielu 100 lat w głowie pojawiła mi się myśl „udało się!”. Tego właśnie chciała i często powtarzała, że koniecznie musi przeżyć swoją kuzynkę, która żyła 98 lat. W ogóle nie przejmowała się specjalnie mijającym czasem, bo uważała, że zawsze jest czas na wszystko. „Studiowałam romanistykę. Kiedy po raz pierwszy wystąpiłam na scenie wiedziałam, że chcę tylko tańczyć. Stało się to dość późno - w wieku 25 lat więc w ogóle wszystko wydaje mi się trochę spóźnione, a na pewno nie jest jeszcze tak późno” - mówiła.

    Pieszo przez Kaukaz

    Za mąż wyszła w wieku 88 lat, do późnych lat jeździła na łyżwach na warszawskim Torwarze „Trzeba ćwiczyć, bo po ćwiczeniach fizycznych napływa energia i chęć do życia” – tłumaczyła ze śmiechem. Pani Hala wiedziała, co mówi, w końcu przeszła pieszo Kaukaz wysoki i północny oraz góry Piła i Piryn w Bułgarii. Jeszcze w wieku 90 paru lat prowadziła zajęcia z baletu w żoliborskim domu kultury „Chciałam uczestniczkom zajęć przekazać piękno ruchu, radość życia i zdrowie” – mówiła.

    Chodziła na Uniwersytet Trzeciego Wieku i uczyła się języków obcych, no i co dzień pisała pamiętnik. Kochała też modę – w smutnych latach PRL-u można ją było spotkać w jej ulubionym tramwaju numer 15 w wielkim żółtym kapeluszu, brązowej sukience i butach na obcasie. Do każdego zestawu ubrań nosił inną torebkę. Wydawała się być taką radosną osobą….Ale czy tak było zawsze? Zanurzmy się w dzienniku z przeszłości pani Hali…

    Jestem z natury wesoła

    „O jakże pragnę dojść do tego, żeby się nie przejmować niczym, żeby brać wszystko na zimno, z filozoficznym spokojem, żeby nie mieć takiej wrażliwości, jaką mam, żeby nie żyć nerwami, żeby nie myśleć nerwami i nie reagować nerwami. Zasadniczo przecież mam tak pogodne usposobienie, tak wesoła jestem z natury, tak pragnę radości życia, beztroski, np. wyznaję hedonizm – chciałabym wziąć z życia możliwie najwięcej przyjemności” – pisała. Nienawidziła cierpienia i bólu i nigdy nie chciała cierpieć, a jednak mimo tej filozofii pogrążała się w cierpieniu bez dna, przejmując się byle czym i w rezultacie nerwy miała na wierzchu. Choć rozum starał się je zwalczyć i ujarzmić i wmawiała sobie, że się wyniszcza, że prędko się zestarzeje – nie mogła się opanować.

    Jej emocjonalność spowodowała to, że najlepiej czuła się i radziła sobie na scenie „W ruchu ciała, w najdrobniejszym jego drgnieniu i najrozleglejszych skokach” – pisała. W jej przypadku nadwrażliwość wiązała się z dużą intuicją, która podpowiadała o wyborze adoratorów „Jaką miałam wspaniałą intuicję, że go odrzuciłam, bo odczuwałam, że ten człowiek nigdy nie zrozumie mego świata”. O tym, że kobieta potrzebuje adoracji wiedziała doskonale i bardzo pragnęła miłości i akceptacji. Często niestety jej związki kończyły się zatraceniem „Nie tylko Stefan zostawił mi niesmak i gorycz. Zaledwie dwa lata chodziłam w pancerzu i byłam naprawdę sobą – po tym się zatraciłam – zgubiłam sama siebie i sztuka moja na tym straciła – od tej chwili nie stworzyłam żadnego wartościowego tańca. Zbłąkana, Pajęczynka, Szkice ludowe powstały, kiedy jeszcze byłam dziewicą”.

    Marzyła, że stworzy wielką sztukę kiedy obok niej pojawi się człowiek niezwykle niepospolity, o wielkiej indywidualności lub wiedzy. Jak większość idealistów przez większość część życia czuła się niepewnie. „Czuję się jak liść jesienny, porwany przez rozszalały, opętany wiatr – bez celu, bez sensu, hen daleko”. Na szczęście jednak zawsze wiatr ją odnajdywał i zabierał ze sobą w taniec, czyli w pracę, która zawsze stawiała ją na nogi.

     

    Diabelska siła uczuć

    Pani Hala zastanawiała się często na łamach pamiętnika dlaczego tak łatwo daje się opętać tej diabelskiej sile uczuć, nad którą nie mogła zapanować. Ma świadomość tego, że przyciąga charakterystyczny typ mężczyzn.” Kiedy ze mną są nie mają pieniędzy, gdy się rozchodzimy, momentalnie im się szczęści”. Jak to w życiu bywa, każde nieszczęście musi się kiedyś skończyć.

    Przeczulona na swoim punkcie i nie trzymająca niczego w sobie pani Hala narzekała wkoło do wszystkich. To co czuła czy myślała – mówiła na głos. Kiedyś znajomy pianista usłyszał jak marudzi. Wziął ją na bok i dał reprymendę. Uważał, że sama sprowadza na siebie wszelkie niepowodzenia, że przyciąga zło z astralu, że powinna zacząć wierzyć w siebie i myśleć o tym, że musi jej się udać. „Wzięłam to do siebie i zaczęłam odbudowywać swój charakter”- podsumowuje te wydarzenie w pamiętniku. Powyrzucała z domu wszystkie zbite lustra, pamiątki po „byłych” i jak ręką odjął wszelkie smutki. Zaczęła wierzyć w siebie i kiedy zobaczyła siebie we właściwym świetle – szczęście przyszło same.

    „Choć niestety ładna nie jestem, nie jestem też brzydka. Dlatego muszę mieć bezwzględnie tańce pełne sensu i treści” – pisała. Wtedy też zaczęła odnosić największe sukcesy (m.in. została laureatkę srebrnego medalu na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Brukseli). Odnotowuje to w swoim pamiętniku „Układa mi się pomału i życie i występy. Mimo intryg, mimo szkodzenia mi przez życzliwe koleżanki popycham się pomału naprzód”. I tak „popychała się” do końca życia.

    Apetyt na życie

    Z występami rozstała się w latach 70 tych. Wtedy sama urządziła sobie 30-lecie pracy estradowej w Teatrze Komedia. Widzów zaskoczyła tym, że w większości swoich układów tanecznych przedstawiła zamknięte dramatycznie małe obrazki baletowe oraz pokazała dawno nie widziane dynamiczne tańce ludowe – polskie, węgierskie, hiszpańskie.

    Pod koniec życia Pani Hala miała wciąż apetyt na życie. Poza zmianą stanu cywilnego (od red. mąż Marek: pisarz i wydawca, wielbiciel tańca był przez długi czas jej wielbicielem na odległość. To dla niej porzucił swoje dotychczasowe życie i zamieszkał na Żoliborzu. Dzięki niemu też wyszły drukiem jej wspomnienia pamiętnikarskie), nauczyła się pisać na maszynie, powstało o niej kilka prac magisterskich.

    Często pod koniec życia odwiedzali ją wielbiciele tańca zafascynowani jej pogodą ducha, smaczną kuchnią męża i jej niespotykaną w dzisiejszych czasach szczerością. O określonej godzinie zwykła mawiać – „Kochani przejrzyjcie sobie jakieś moje zdjęcia (uwielbiała się fotografować przy każdej okazji), bo ja muszę obejrzeć w telewizji kolejny odcinek – Mody na sukces” – tego serialu sobie nie umiała odmówić.

    Katarzyna KAMIŃSKA

    https://youtu.be/PNYq1tmP4m0

    FOTO: archiwum prywatne Pani Haliny Mancewicz







    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY