Krzysztof Cugowski to artysta doświadczony, z wieloma sukcesami na koncie oraz niepodważalnie wysoką pozycją w polskiej branży muzycznej. W tym roku świętuje 55-lecie swojej imponującej, jak na polskie standardy, kariery muzycznej. Towarzyszą mu w tym wybitni instrumentaliści (nazwa grupy jest więc jak najbardziej adekwatna do ich umiejętności), którzy współpracują z nim od 2017 roku. Owocem tej współpracy była płyta „50/70 Moje najważniejsze” (2020 r.), będąca swoistym podsumowaniem 70 lat życia i półwiecza muzycznej kariery artysty. Na dwupłytowym wydawnictwie (drugi dysk zawierał zapis koncertu, który Cugowski wraz z Zespołem Mistrzów dali w Radiu Lublin w 2018 roku) znalazły się głównie nowe, akustyczne wersje utworów z repertuaru Budki Suflera (były tam też utwory, które Cugowski nagrał poza Budką), w której Cugowski śpiewał, z przerwami, do 2014 roku. Album zawierał tylko jedną premierową kompozycję, „Twoja łza”, z tekstem Andrzeja Sikorowskiego, która mogła sugerować, że formacja zamierza pracować nad nowym, autorskim materiałem. Rzeczywiście tak było, o czym Cugowski wspominał mi już w październiku 2020 roku. Nikt jednak nie spodziewał się, że na album z premierowymi (głównie, bo utwór „Panaceum” był znany od maja 2022 roku) utworami przyjdzie nam czekać tak długo. Jednak zawartość płyty w pełni wynagrodziła to oczekiwanie.
Płyta „Wiek to tylko liczba” jest pięknym świadectwem miłości do muzyki – tworzonej i wykonywanej na własnych warunkach. Na taki krok mógłby zdecydować się jedynie artysta dojrzały, świadomy, że nie musi już nic nikomu udowadniać. Mimo 74 lat, Cugowski emanuje młodzieńczą energią i radością ze śpiewania, której mogą mu pozazdrościć młodsi artyści. W końcu wiek to tylko liczba! Z tytułem koresponduje także jego główny motyw – przemijanie. O tym traktują takie utwory jak „Przewoźnik”, „Los” (który nabiera dodatkowego znaczenia w kontekście śmierci Felicjana Andrzejczaka, z którym Cugowski było w bardzo dobrych relacjach), „Lecę nad miastem” oraz singiel promujący płytę – „Co za nami, co przed nami”. Innym singlem zapowiadającym album był utwór „Góra dół”, który mimo poważnej tematyki, ma radosną oprawę muzyczną, nawiązującą do tradycji amerykańskiego funku. Ale ten gatunek, podobnie jak i soul, pojawia się także w innych utworach. Jeszcze bardziej uhonorowany został jednak inny muzyczny styl – blues. Dwa utwory bezpośrednio do niego nawiązują: „To coś” – autorstwa wspomnianego Sikorowskiego, oraz „Panaceum” ze słowami giganta polskiego tekściarstwa, którym jest niewątpliwie Andrzej Mogielnicki (jest on autorem także tekstów utworów „Co za nami, co przed nami” oraz energetycznego „Incela”). Drugi z tych utworów okraszony jest efektowną sekcją dętą, która podkreśla jego retro charakter.
Mimo zróżnicowanej stylistyki, album jest jednak przede wszystkim rockowy, czasem nawet w konwencji „hard”. Przykładem tego jest utwór „Jestem z dzikiego kraju”, który przypomina hard rockowe brzmienie Budki Suflera z utworu „Memu miastu na do widzenia”. Intensywnie gitarowe „Ścięte głowy” również mogą kojarzyć się z Budką (zwłaszcza w warstwie tekstowej), choć bardziej przypominają twórczość Deep Purple z lat 80. Zasługą tego jest m.in. obecność organów Hammonda, na których gra jeden z Mistrzów, znakomity klawiszowiec i aranżer Tomasz Kałwak. Ten instrument, brzmiący fenomenalnie, słychać również w innych kompozycjach (m.in. w „Jestem z dzikiego kraju”, „Co za nami, co przed nami”, „To coś” – w dwóch ostatnich grał na nim, obecny także w kilku innych utworach, Wojtek Olszak).
Największą siłą tego albumu są jednak ballady. Wojciech Byrski, odpowiedzialny za teksty do takich utworów jak „Przewoźnik”, „Los” czy „Veto”, świetnie radzi sobie jednak zarówno z melancholijną tematyką, jak i bardziej dynamicznymi tekstami, czego dowodem są utwory „Jestem z dzikiego kraju” (opisujący polskie przywary) oraz „Góra dół” (mówiący o życiowych wzlotach i upadkach). Na wysokim poziomie pozostają również teksty Sikorowskiego (autora m.in. poruszającego „Lecę nad miastem”) i Mogielnickiego. To, że trochę odstawać będą od nich, całkiem zgrabne jednak, teksty (dedykowany rodzicom „Ty i ja”, „Horyzont”) najmniej doświadczonego z tego grona Chrisa – najmłodszego syna Cugowskiego – było do przewidzenia. Rozczarował mnie jednak Janusz Onufrowicz, który w utworze tytułowym pozwolił sobie na tak „wyszukane” frazy jak: „Bo wesołe życie staruszek ma, kiedy muzyka na sercu mu ciągle gra”.
Z kolei muzycy nie zawiedli. Zespół Mistrzów, z gościnnym udziałem m.in. gitarzysty Michała Grymuzy i wspomnianego klawiszowca Wojtka Olszaka, zagrał na najwyższym poziomie. Jacek Królik po raz kolejny pokazał, że świetnie radzi sobie w każdej gitarowej stylistyce, niezależnie od tego, czy utwór jest elektryczny, czy akustyczny (jak w „Lecę nad miastem”). Tomasz Kałwak oczarował różnorodnymi barwami, wydobytymi z kilku instrumentów klawiszowych, a sekcja rytmiczna – Robert Kubiszyn (bas) i Cezary Konrad (perkusja) – mimo jazzowego rodowodu, udowodniła, że cięższe brzmienia są im równie bliskie. Jednak najważniejszy na płycie jest głos Cugowskiego – potężny, emocjonalny, jedyny w swoim rodzaju, wciąż na najwyższym poziomie. Jego charakterystyczna barwa (dla mnie jest przepiękna!) może nie podobać się wszystkim, ale sposób artykulacji i interpretacji wyśpiewywanych słów niezmiennie są na poziomie nieosiągalnym dla innych polskich wokalistów. Cugowski miał również wkład w melodie wokalne.
W rezultacie powstała znakomita płyta, która idzie pod prąd współczesnym trendom. Klasyczny rhythm and blues miesza się tu z soulem, funkiem i oczywiście rockiem. Choć sam Cugowski twierdzi, że płyta nie ma przebojowego potencjału, czuję, że „Wiek to tylko liczba” odniesie duży sukces, szczególnie wśród polskich „niekomercyjnych” wydawnictw tego roku. Polecam jak najszybsze przesłuchanie!
Więcej o kulturze i sztuce znajdziecie tutaj.