Wychowałam się w małej miejscowości. W latach dziewięćdziesiątych ciężko było szukać rodziny, w której nie było alkoholu. Ja mam wrażenie, że to było hobby każdego z ojców moich przyjaciół. U nas w domu raczej świętem był dzień, kiedy ktoś nie był pijany. Pili oboje rodzice, pili dziadkowie. Mama oczywiście zawsze mówiła, że pije tylko okazjonalnie, z koleżankami. Ja miałam wrażenie, że tych okazji było zbyt wiele. Często, kiedy wychodziłam do szkoły, wiedziałam, że jak wrócę to będzie ciężko. Dlatego zaczęłam uciekać w szkołę.
Wszystkie zajęcia dodatkowe, a potem wieczorami zabawa z dziećmi na boisku szkolnym. Dużo się uczyłam i dobrze się uczyłam, nie chciałam sprawiać problemów. Zwyczajnie bałam się jako dziecko, że ktoś zauważy, że wychowujemy się sami i nas zabierze. Z perspektywy małego dziecka, lepsze własne piekło, niż obce w domu dziecka. Moja matka często straszyła nas, że jak nie będziemy grzeczni, posłuszni, to nas zabiorą. Osiągnęła swój cel, każdego dnia bałam się, że jakaś tajemnicza pani, z jakiejś tajemniczej organizacji, przyjdzie i mnie zabierze. Ja kochałam moich rodziców, nawet jeśli w ogóle ich nie znałam.
Miałam trójkę rodzeństwa, dwóch starszych braci, młodszą siostrę. Najstarszy brat był dla mnie jak ojciec, różnica wieku była spora. To on robił mi śniadania odkąd pamiętam, a popołudniami odbierał ze szkoły, jeśli już musiałam wracać. Pamiętam, kiedy stawiał się ojcu i dostawał po pysku, pamiętam kiedy pyskował do matki, a ona rzucała w nim wszystkim, co było pod ręką. Chciał nas bronić i nas bronił w jakiś sposób.
Pamiętam tę wigilię, kiedy babcie przygotowywały posiłki, a pijani dziadkowie spali za ścianą, o rodzicach nawet nie wspomnę. Wtedy też on robił nam śmieszne prezenty pod choinkę. Czuł, że jest jedyną ostoją normalności w tym świecie dla nas. Nie mylił się. Gdyby jego wtedy nie było, nie wiem, co bym zrobiła. Kiedy widziałam jak ojciec pełznie do domu, wiedziałam, że noc będzie bardzo niespokojna. Matka jak była często trzeźwa, to krzyczała na nas i kazała nam być cicho. Podobno to przez nas pił ojciec. Ciekawe przez kogo piła ona?
Moje dzieciństwo było trudne, ale też miałam dobre chwile. Nie było telefonów, gier komputerowych, nie było zabawek, ale były przyjaźnie. Było poczucie, że jesteśmy tacy sami, odrzuceni przez świat, z królem 0,7 na stole, bo tak mówiliśmy często, że stary wróci z królem dzisiaj, albo król został obalony. Mieliśmy różne nazwy, podobało nam się to, że mieliśmy swój świat, bo w naszym świecie było inaczej. Bawiliśmy się w dom, w naszym domu, tym wymyślonym, były czyste ubrania, jedzenie, ciepłe łóżko, gorąca herbata i dużo miłości. Z tych wyobrażeń uczyliśmy się, jak powinien wyglądać dom. Niestety nie z rodzinnych domów. W domu często było zimno. ojciec zapominał napalić w piecu, matka nie potrafiła, więc póki brat nie nauczył się tego robić, często szczególnie w weekendy, siedzieliśmy zimą pod pierzynami, bo po prostu było zimno.
Kiedyś w Boże Narodzenie zostaliśmy sami, bo ojca zatrzymano na 48 godzin, a matka uznała chyba, że ma wolne, więc poszła w tango. Nie było prezentów pod choinką, nawet choinki nie było. Wiedziałam, że są święta, bo nie trzeba było iść do szkoły, a w noc sylwestrową były fajerwerki. To byłoby na tyle ze świątecznej atmosfery. To wspomnienie będzie ze mną zawsze. Takie święta zostają w pamięci, szczególnie, jak ma się 10 lat.
Z biegiem lat, zmieniał się tylko poziom nienawiści do moich starych, bo nie byłam w stanie ich zrozumieć. Widziałam ojca stojącego pod sklepem i nienawidziłam go ze wszystkich sił, potem widziałam matkę, która łazi po parku, z jakimiś menelami i nie wiadomo, czego tam szuka. Ja w głębi serca wierzyłam, że ja taka nie będę.
Pewnego dnia zrozumiałam, że moje życie nie będzie takie jak moich znajomych. Zrozumiałam, że będę musiała dużo poświęcić i bardzo mocno walczyć o to, żeby pewnego dnia usiąść w fotelu, który nie będzie na raty i napić się kawy, patrząc w mój telewizor, w domu, w którym będzie czysto i cicho.
Zaraz po szkole zawodowej, poszłam do pracy. Ciężko pracowałam na to, żeby mieć ubranie, jedzenie i oczywiście, aby móc jak najszybciej uciec z tego piekła, ale patrzyłam na rzeczywistość. Kartki w kalendarzu przelatywały bardzo szybko, a ja ciągle tam byłam, w tym samym piekle. Z każdym miesiącem i rokiem traciłam nadzieję, że kiedyś będzie lepiej. Może znajdę jakiegoś męża, który nie będzie miłośnikiem napoi wysokoprocentowych. Bałam się, że skończę jak matka. Bałam się cały czas, że moje życie będzie wyglądało tak samo. Bałam się, że zmieni się sceneria, ale wokół mnie będą inni nawaleni ludzie.
Mając 22 lata wyszłam z domu i miałam w portfelu 1500 zł. Na tamte czasy, to było dużo pieniędzy. Trzasnęłam drzwiami i już nigdy tam nie wróciłam. Zaczęłam żyć gdzie indziej, było ciężko, trudno i niewyobrażalnie źle. Nigdy nie sądziłam, że trafię gorzej niż miałam, ale musiałam chyba upaść bardzo nisko, żeby szybko się podnieść i pójść tam gdzie zawsze chciałam dojść.
Dziś piję kawę, w fotelu, w ciszy, w małym mieszkaniu. Tak, w mieszkaniu na kredyt, ale czuję, że moim, bo kiedyś tak będzie. Mieszkanie małe, przynajmniej czyste, bez smrodu alkoholu, papierosów w tle i bez przypitej mordy zaraz po przebudzeniu. Pierwszy raz w życiu, nauczyłam się oddychać i nigdy nie wrócę w moje rodzinne strony. Nigdy nie spojrzę w oczy moim starym, bo nie chce już nigdy czuć tego rozczarowania. To przeszłość, której nigdy nie zapomnę, ale przynajmniej umiem z nią już żyć, bez lęku, że kiedyś może mnie dogonić. Piętno domu alkoholowego zakryłam warstwą odwagi, życie może być po mojemu.
Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.
Więcej o psychologii znajdziecie tutaj.