Więcej...

    Edyta Jungowska: Od radości do smutku!

    Fani kochają aktorkę za jej soczyste role. Jak konik polny z łatwością przeskakuje przez łzy, płacz i śmiech. Koncertowo odgrywa swoje postacie. Od ponad 10 lat głowę pani Edyty zajmuje głównie praca nad kolejnymi książkami do słuchania. Ostatnio wpadły nam w ucho jej opowieści o pewnej rodzince, która być może i w Państwa domach odpowiada za znikające każdego dnia drobiazgi…

     

    Jak wygląda praca nad audiobookiem?

    Czytam książkę wcześniej i długo się przygotowuję do nagrania, szczególnie, że są to książki dla dzieci. Aktualnie pracuję nad kolejną częścią powieści Mary Norton „Pożyczalscy”. To klasyka literatury dla najmłodszych, na której wychowuje się już kolejne pokolenie. Nagrywam wersję w nowym tłumaczeniu, które będzie językowo bliższa współczesnym dzieciakom. Nad audiobookiem pracuję wspólnie m.in. z reżyserem, twórcami muzyki. Ważne dla nas są też okładki naszych audiobooków. Autorką ilustracji do Pożyczalskich jest znakomita Emilia Dziubak. Im więcej czasu poświęcę pracy nad książką, tym jest lepszy efekt.

    Czuje się pani bardziej lektorką czy aktorką?

    Miałam przyjemność, jakiś czas temu, podczas Festiwalu Książki Mówionej rozmawiać, na ten temat z panem Wojciechem Pszoniakiem. Powiedział, że aktor zawsze będzie czytał w sposób aktorski. Dodał, że nad książką dla dzieci trzeba pracować tak samo, jak nad tą dla dorosłych, tylko, że lepiej. To trudna sztuka!  Nagrywając, zawsze staram się robić to w sposób ciekawy, bo nie ma nic gorszego niż nudne czytanie dziecku, które powoduje, że przestaje ono słuchać po 3 minutach.

    Widzowie kochają panią za niezwykłą ekspresję aktorską. Czuje się jej moc i słuchając audiobooków.

    Każdy aktor ma inny sposób czytania. Dla mnie wzorem są aktorzy tacy jak, wspomniany Wojciech Pszoniak czy Piotr Fronczewski. To są mistrzowie! Moje czytanie jest nieco inne. Chyba bardziej emocjonalne. Szukam perspektywy z jakiej pisana jest narracja i nadaję jej charakteru konkretnej postaci. Wtedy nawet opis przyrody zabarwia się emocjami. No bo przecież inaczej patrzy na krajobraz mała dziewczynka, a inaczej na przykład kot.

    Czytając, wciela się pani w wiele postaci z książek. Były jakieś, które sprawiły trudność?

    I to nie raz. Bardzo często zdarzało mi się „męczyć” z jakąś postacią czy fragmentem książki, do tego stopnia, że już po nagraniu, po przesłuchaniu materiału wracałam do studia, żeby poprawiać.  Czytając długie kilkugodzinne formy, dopiero po przesłuchaniu czuje się, że jakiś fragment powinien zostać przeczytany inaczej. Że coś trzeba przyśpieszyć, coś zwolnić, to kwestia dramaturgii. A jeśli chodzi o postaci, to wielokrotnie zmieniałam ich charakter, z różnych względów, często dlatego, że jej głos był podobny do innego bohatera w książce, a czasami dlatego, że nie byłam zadowolona z siebie, że dobrze jej nie „złapałam”, jej dynamiki, tembru głosu. Do dziś pamiętam, jak zmagałam się z sepleniącą dziewczyną w jednej z książek Astrid Lindgren, nie powiem której, żeby nie psuć wrażenia.

    Była też pani pionierką dubbingu w Polsce w latach 90. Czym różni się ta praca od nagrywania audiobooków?

    Dubbing był dla mnie świetnym, ale zupełnie różnym od czytania książek, doświadczeniem, bo to jest naprawdę wielka sztuka przełożyć intencje i emocje z jednego języka na drugi. I jeszcze trzeba, żeby to się zgodziło z tak zwanymi „kłapami”, czyli ruchem ust danej postaci. Musisz zagrać, ale jednocześnie zmieścić się w czasie, który determinuje oryginał. To niezła gimnastyka. Czyli na przykład musisz się złościć po polsku w rytmie angielskim, języku z o wiele krótszymi słowami i zupełnie inną specyfiką.

    Czytanie książek daje więcej wolności a poza tym w dubbingu prowadzisz jedną postać, a czytając książki, ma się do ogarnięcia wiele postaci-dorosłych, dzieci, zwierząt i roślin.  

    Tylko te dzieci… a my dorośli trochę czujemy się przez panią osieroceni… Nie należy nam się odrobina ciepełka z pani głosu?

    Myślę, że dorośli, którzy przecież biegle czytają, dadzą sobie radę beze mnie. Wciągnięcie dzieci w świat książek jest w obecnym czasie o wiele trudniejsze. To trochę taka misja, żeby udowodnić, że głos ludzki i ciekawa opowieść mogą stanąć w konkury z kreskówkami, filmami, całą tą ogromną światową wizualną produkcją skierowaną do dzieci. Dać pole dziecięcej wyobraźni, nieograniczonej obrazem, który przy wsparciu obecnych możliwości technicznych wydaje się nie mieć konkurencji. Otóż konkurencją jest jednostkowa wrażliwość. Słuchając książki, to ty decydujesz, to twoja wyobraźnia pracuje, stwarza postaci i świat wokół nich. Mam wrażenie, że technika niebezpiecznie wspiera ludzkie lenistwo. A ja chcę wierzyć, że ludzki głos i niebanalna opowieść, mogą dać o wiele więcej.

    Słuchanie audiobooków pomaga dzieciom się skupić.

    Działa tylko jeden zmysł. To odcina wszelkie inne „przeszkadzajki”. Uczy koncentracji. Skupia. Wyostrza. I mam nadzieję daje przyjemność osobistego obcowania z opowieścią. W końcu to tylko ja mówię coś na ucho konkretnemu dziecku.

    Za co lubi pani „Pożyczalskich”, skoro nagrywa kolejny tom?

    Pożyczalscy to miniaturowi ludzie. Niby nie my a jednak my. To opowieść o rodzince, która zmaga się, jak każdy z nas z kłopotami życia codziennego, ale też opowieść o tym, że świat jest o wiele bardziej skomplikowany i większy niż go sobie wyobrażamy. To opowieść o tęsknocie za czymś więcej, niż to co dane jest nam doświadczać w skamieniałym od lat naszym o nim wyobrażeniu. To też opowieść o konieczności ucieczki, emigracji, gdy ostatecznie rozsypuje się świat wokół nas. I dodatkowo bohaterką jest dziewczynka – niespokojna, poszukująca, odmienna. Bardzo to jest współczesne. Poza tym dochodzi cały urok filigranowych szczegółów, ogromnego działania na wyobraźnię przez autorkę. Pożyczalscy przerabiają przedmioty ze świata ludzi na swój użytek. To są cudowne pomysły, jak na przykład komoda z pudełek po zapałkach, czy wanna z wiktoriańskiego ceramicznego pojemnika po pasztecie z gęsich wątróbek. Wyobraźnia pracuje jak szalona.

    Nagrywanie audiobooków to powrót do czasów dzieciństwa?

    Miło by było, ale odpowiadamy za cały proces produkcji: od tłumaczenia, redakcję tekstu, przez nagrania i podkład muzyczny oraz wygląd książki i proces jej dystrybucji. Nie wydajemy prostych powieści dla dzieci. Pracując nad nimi, my sami nie możemy się nudzić. Muszę mieć poczucie, że te książki w jakiś sposób mnie wciągają. To zresztą nie jest dla mnie nic nowego, bo zawsze budując postać, którą grałam, musiałam czuć, że jakoś się utożsamiam z nią. Podczas pracy nad audiobookiem, więcej uwagi poświęcam też na to, by było zabawnie i różnorodnie. Za to właśnie kocham Astrid Lindgren, że umie żonglować emocjami. Przez moment jej bohaterowie są bardzo, bardzo smutni, wręcz mają kluskę w gardle, a za chwilę jest im wesoło. Coś takiego jest w psychice dziecka, że ma ono w sobie, coś w rodzaju samoobrony, że potrafi naturalnie przejść ze smutku w radość. We wszystkich książkach, które czytam, staram się wydobyć odrobinę humoru, moment refleksji i wzruszenia. To przecież są emocje, z którymi spotyka się każdy człowiek…

    Pytała: Jowita Kamińska
    Foto: Zdjęcie Edyty Jungowskiej:  Krzysztof Serafin, Wydawnictwo Jungoffska

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY