Więcej...

    Elegancja i piękno ukryte w ceramice

    Ona jest uczennicą. On jest Mistrzem. Przez 2 lata Ona uczyła się od Niego. On uczył się w światowej stolicy porcelany – w Jingdezhen w Chinach. Możliwe, że Ona przyjmie uczniów pod swoje skrzydła. On maluje tuszami, Ona tworzy lampy techniką malarstwa kobaltowego. Obydwoje tworzą z wewnętrznej potrzeby. Mowa o ceramice i sztuce dekoracyjnej. Poznajcie Państwo Magdalenę Matuszczak i Stanisława Tworzydło.

    ***

    Jak się Państwo poznali?

    Magdalena Matuszczak: Poznaliśmy się około 2 lat temu. O pracowni „Ośrodek Sztuki Dekoracyjnej i Użytkowej” pana Stanisława i on nim samym dowiedziałam się z podcastu, w którym jedna z jego uczennic o tym opowiadała. Potem przeczytałam w Internecie więcej o jego twórczości i bardzo zaciekawiona zadzwoniłam, żeby umówić się na spotkanie. W organizacji spotkania pomogła mi jego córka i współwłaścicielka pracowni, rzeźbiarka Agata Strojnowska. Po rozmowie wstępnej i obejrzeniu pracowni, która została uhonorowana tytułem Warszawskiej Historycznej Pracowni Artystycznej, wyczułam, że pan Stanisław będzie moim nauczycielem i najlepszym źródłem wiedzy z zakresu ceramiki i sztuki dekoracyjnej.

    Od kiedy Państwo współpracujecie?

    Stanisław Tworzydło: Dotychczas była to nauka, teraz dopiero możemy zacząć mówić o przyszłej współpracy.

    ***

    Kto kogo inspiruje?

    S.T.: Ja inspiruję sam siebie, a ta inspiracja pochodzi z moich własnych przemyśleń i potrzeb artystycznych.

    M.M.: Niejednokrotnie pan Stanisław inspirował mnie i namawiał do zrobienia czegoś, o czym wcześniej może bym nawet nie pomyślała. Jednym z takich kierunków było malarstwo tuszami, którego przykłady, w postaci obrazów pana Stanisława, mogłam podziwiać w jego pracowni. Kiedy rozpoczynałam naukę, nie sądziłam, że będę malowała tą techniką i odnajdę w niej tyle spokoju. Traktuję ją jako trening skupienia, wyciszenie i po prostu… radość.

    ***

    Może powie nam Pan coś o swojej nauce w Chinach?

    S.T.: To mogłaby być długa opowieść. W latach 1955-1960 jako stypendysta państwowy studiowałem w Centralnej Akademii Sztuki (Central Academy of Arts and Design) w Pekinie. W czasie studiów poznawałem różne kierunki sztuki chińskiej, zarówno pełny zakres technik ceramicznych, jak i różne typy malarstwa. Moimi mistrzami byli wybitni chińscy artyści, panowie Jiezi i Tian Shiguang. W czasie studiów zaprzyjaźniłem się i do dziś utrzymuję kontakt ze znanym w świecie, wybitnym artystą Han Meilinem. W Chinach spędziłem pięć lat. Pracę dyplomową robiłem w mieście Jingdezhen (czyt. czindyczen) – obecnie zwanym światową stolicą porcelany. Uczyłem się tam wszystkich – naszkliwnych i podszkliwnych – technik zdobienia porcelany. Z czasu studiów w Polsce znałem tylko technikę europejskiego malarstwa na porcelanie, okazało się, że i w Chinach istnieje ta technika, nazywana zachodnim malarstwem na porcelanie.

    ***

    Jak wyglądało miasto Jingdezhen w tamtych czasach?

    S.T.: Całe miasto położone jest na złożach glinki porcelanowej. Jest ona źródłem rozwoju przemysłu produkcji porcelany i wszyscy w mieście i okolicach z tej porcelany żyją. Ponadto rozwinięty jest cały zespół manufaktur do produkcji specjalnych pędzli, które służą artystom do zdobienia porcelany, a których nie znajdziemy nigdzie indziej na świecie. W pracowni malujemy tylko oryginalnymi pędzlami z Jingdezhen. Kiedy skończył się zapas przywieziony przeze mnie, jedna z moich uczennic była w Chinach i przywiozła nowe. Teraz czas na Twoją wyprawę – prawda, Magdo? W czasach moich studiów Jingdezhen (a był to rok 1957) było niewielkim miasteczkiem z wieloma małymi zakładami produkującymi i zdobiącymi porcelanę. Obecnie jest to miasto-gigant z nowoczesnym przemysłem i wielkimi budynkami.

    Opowie Pani coś bliżej o sgraffito i o podszkliwnym malarstwie kobaltowym? Czym się różnią te techniki?

    M.M.: Sgraffito jest to technika reliefowa, którą wykonuje się na czerepie o dwóch warstwach kontrastowego koloru gliny. Ryjąc narzędziem rytowniczym w wierzchniej warstwie gliny o określonym kolorze, odkrywamy kolor znajdujący się pod spodem.

    S.T.: Malarstwo kobaltowe to rodzaj malarstwa wymagający talentu i cierpliwości. Trzeba się zaprzyjaźnić z tym malarstwem. Tak, jak to zrobiła Magda. Po co? Żeby móc go uprawiać tak, jak oryginalnie jest to robione w Chinach. Jest to niezwykle trudna technika. Nie da się tego opowiedzieć, trzeba to przeżyć. Począwszy od rozrabiania kobaltu i przygotowywania walorów, przez nanoszenie wzoru za pomocą specjalnej mikstury z węgla drzewnego, aż po naukę malowania kresek i plam (śladów pędzla).

    M.M.: Chyba jedyną rzeczą, która łączy te techniki, jest to, że uprawia się je na surowej glinie (malarstwo kobaltowe można również na biskwicie).

    ***

    Na Facebooku można przeczytać o Pani dwuletnich próbach stworzenia lampy techniką malarstwa podszkliwnego (kobaltowego) – jak się Pani udało osiągnąć zamierzony efekt?

    M.M.: Osiągnęłam to dzięki wytrwałości i cierpliwości. Mogę powiedzieć krótko – zapłaciłam za to walutą, jaką jest dyscyplina.

    W czyjej pracowni pracujecie Państwo? W pracowni mistrza czy uczennicy?

    M.M.: Oczywiście w pracowni przy ulicy Kazimierzowskiej w Warszawie, tj. w pracowni pana Stanisława. Ja mam własną, małą pracownię w garażu, w domu pod Warszawą, którą mąż pomógł mi zorganizować.

    ***

    Pani lampy są niezwykle piękne… Skąd czerpie Pani inspirację?

    M.M.: Na etapie intensywnej nauki byłam skupiona na technice i wykorzystywałam gotowe wzorniki z bardzo starego podręcznika “Ziarna gorczycy”, pochodzącego z czasów wczesnej dynastii Qing. Studenci Akademii Sztuki w Pekinie rozpoczynają lekcje rysunku właśnie od tego podręcznika. Mając gotowy szkic, tzw. początek, trzeba stopniowo ulepszać technikę, nie czekając na wenę czy inspirację. Na początkowym etapie to bardzo ważne, aby iść do przodu i się rozwijać.

    Trudno powiedzieć, co konkretnie mnie dziś inspiruje. Myślę, że wszystko.:) Uważam, że człowiek spełniony jest szczęśliwy, gdy robi to, co kocha. Inspiracja i pomysły same przychodzą z codzienności, natury, ludzi i świata wokół. Najbardziej napędza mnie do pracy rozwój, zdobywanie nowych umiejętności i wchodzenie na kolejne poziomy poznania.

    Ile trwa wykonanie jednej lampy?

    M.M.: To zależy od wybranej techniki. Lampy w technice sgraffito robię od początku do końca maksymalnie przez 3 tygodnie. Lampy kobaltowe ze złotem naszkliwnym ok. 3-5 tygodni, ponieważ potrzebne są tu aż 3 wypały, przedłużające czas pracy.

    ***

    A Pana co lub kto inspiruje? Skąd Pan czerpie natchnienie?

    S.T.: To pytanie już padło na początku. Inspirację czerpię z wewnętrznej potrzeby czynienia czegoś nowego. Ta definicja jest w jakimś sensie w tłumaczeniu mojego nazwiska – Tworzydło.:) Inspiruję się własną naturą tworzenia, ale też otoczeniem, codziennym życiem i momentami, które staram się uchwycić.

    Na Facebooku nie umieszcza Pan zdjęć swoich prac – gdzie można zobaczyć Pańskie dzieła?

    S.T.: Na stronie internetowej mojej pracowni „Ośrodek Sztuki Dekoracyjnej i Użytkowej” przy Kazimierzowskiej i w Muzeum im. Prof. Stanisława Fishera w Bochni, który był moim Mistrzem.

    ***

    Czy Pani Magda jest Pana jedyną uczennicą? Czy ma Pan więcej uczniów?

    S.T.: Nie jest jedyną uczennicą, ale ostatnią. Do tej pory pracowałem z 585 uczniami. Teraz już nie przyjmuję nowych osób. Jeśli Magda zacznie niebawem przyjmować nowych uczniów, to według tej kolejności będzie to 586. osoba.:)

    Co Pan tworzy?

    S.T.: Stale działam zmiennie.:) Bardzo różnie w zależności od czasu i sytuacji. Już jako dziecko tworzyłem miniaturowe samochodziki. W liceum plastycznym rysowałem, rzeźbiłem, a na studiach przyszedł czas na ceramikę. Tworzę w różnych okresach życia rzeczy, które mnie interesują i są moją wewnętrzną potrzebą. Nigdy nie robię nic na zamówienie, tzn. tego, co ktoś chce, według jego koncepcji. Zawsze działam w kierunku, w którym ja chcę, w myśl zasady Konfucjusza – „Jeśli w życiu robisz to co kochasz, to znaczy, że nigdy nie pracujesz”.  Obecnie wnikam w tajemnice chińskiej kaligrafii i jestem zafascynowany słowem wieczność/nieskończoność, które rysowane jest na 100 różnych sposobów. Chińska kaligrafia pozwala na twórczą interpretację.

    ***

    Którą technikę tworzenia ceni Pan najbardziej?

    S.T.: Jest ich tak wiele, że trudno powiedzieć. W zależności od etapu życia i od tego, czym w danym czasie się zajmuję.

    Czy tworzycie również Państwo dla siebie? Czy jedynie na sprzedaż bądź na zamówienie?

    S.T.: Tworzyłem na zamówienie, ale jedynie wtedy, gdy wcześniej wymyślony i wykonany przez mnie wzór się spodobał. Nigdy nie robiłem na zamówienie według czyjegoś pomysłu czy wyobrażenia.

    M.M.: Zawsze tworzę dla siebie, w sensie zaspokojenia własnej, wewnętrznej potrzeby. Oczywiście sprzedaż jest ważna i chciałabym, aby wszystkie moje prace znalazły swoich właścicieli i były komuś potrzebne. Po to, żeby moja radość i energia, którą wkładam w to, co robię, mogła mieszkać w domach różnych ludzi. Jeśli chodzi o zamówienia, robię wzory na lampach według czyichś pomysłów, jak np. w przypadku lampy „Spring Glacier” miałam tylko zdjęcie lodowca, wykonane przez klienta i hasło ‘lodowiec Aletsch w Szwajcarii’. Nie jestem w stanie przyjąć każdego zamówienia – mogę zrobić wzór, który ja sama wcześniej zaprojektuję i narysuję.

    ***

    Czy można gdzieś Państwa zobaczyć przy pracy? Czy otwieracie Państwo swoje pracownie dla „widzów/klientów”?

    S.T.: W tej chwili nie ma takiej możliwości, ale ta sugestia pojawia się od dawna. Jest to bardzo piękna myśl i chciałbym to zrobić w ramach dnia otwartego.

    Czy malarstwo na ceramice to tylko praca, czy też hobby? Czy macie Państwo jakieś inne hobby/zainteresowania? Jeśli tak, to jakie? Jeśli możecie Państwo coś bliżej o sobie opowiedzieć czytelnikom…

    S.T.: Wracam do myśli Konfucjusza – jeśli robisz to, co lubisz, z wewnętrznej potrzeby czy pasji, wtedy nie pracujesz w ogólnym rozumieniu tego słowa.

    M.M.: Dla mnie ceramika i malarstwo to pasja. Pozwoliłam sobie dać temu przestrzeń w moim życiu i się rozwijać. Ostatnio staje się to też moją pracą, ale nie na cały etat i dzięki temu wciąż jest przestrzeń na odkrywanie i rozwój. Ostatnio np. nauczyłam się kintsugi – oryginalnej techniki japońskiej sklejania rozbitych naczyń, wymagającej dużo czasu i cierpliwości. Co do innych zainteresowań, to zawsze pociągał mnie człowiek i jego wewnętrzna przemiana, dlatego postanowiłam rozpocząć studia na kierunku Coaching i Mentoring na SWPS. Myślę, że w przyszłości będę mogła to pięknie połączyć z pasją do ceramiki i malarstwa.

    Dziękuję za rozmowę.

    Rozmawiała Anna Krauss

    https://www.matuceramics.com/
    matu.ceramics na Instagramie
    matu.ceramics na Facebooku
    http://tworzydlo.art.pl/

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY