Więcej...

    Nie tylko twórczyni biżuterii. Za projektami Hélène Arpels kryje się pasja i chęć zmienienia świata na lepsze

    Modelka, doradczyni męża, projektantka biżuterii i obuwia, a także wyznawczyni zasady, że diamenty pasują do wszystkiego. Za kogo uważała się Hélène Arpels - nieznana w u nas, za to popularna na świecie żona jednego z najlepszych jubilerów wszech czasów?

    Przystanek: Ameryka

    Hélène Arpels przyszła na świat w Monte Carlo w 1907 roku w rodzinie o polsko-ukraińskich korzeniach.

    Zżyta z rodziną i starszą o dwa lata siostrą Hélène nie widziała się w roli gospodyni trwoniącej czas na pranie, gotowanie i czekanie na wiecznie zajętego męża. Od obowiązków w domu wolała pokazy mody, których była stałą bywalczynią. W domu często słyszała, że wysportowana sylwetka, dobra prezencja i ubrania od cenionych projektantów zapewnią jej przyszłość.

    Tak Hélène poznała Charlesa Wortha.

    Twórca pierwszego domu mody haute-couture House of Worth potrzebował modelek, do tej roli  Hélène nadawała się wprost idealnie. Wiecznie uśmiechnięta nie sprawiała wrażenia zapracowanej nawet w czasie przymiarek i niekończących się prób. Z rodzinnego domu Hélène wyniosła zasadę, by nigdy nie okazywać zmęczenia i zniechęcenia.

    Kiedy w 1933 roku na jednej z imprez poznała Louisa Arpels Hélène nie przypuszczała, że jej życie zmieni się o 180 stopni.

    Związany od 1906 roku z firmą jubilerską Louis Arpels, tą samą, która osiem lat wcześniej na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Nowoczesnej i Przemysłowej w Paryżu wywalczyła główną nagrodę za rubinowo-diamentową bransoletę, szukał żony. Zachwycony Hélène zaproponował jej małżeństwo i pracę w rodzinnej firmie. Znana z dobrego gustu kobieta nie mogła odmówić i jeszcze w tym samym roku doradziła Louisowi stworzenie „tajemniczej oprawy”, dzięki której szwy między szafirami, rubinami i szmaragdami pozostały niewidoczne.

    Nowy sposób łączenia kamieni miał tyle samo zalet co wad. Wykonywane w ten sposób ozdoby przyciągały spojrzenia, po raz pierwszy w pełni wykorzystywały blask minerałów. Ale od zawsze pracochłonne zajęcie, teraz wymagające dodatkowego skupienia i cierpliwości, generowało koszty, a co za tym idzie tworzone ozdoby powstawały w ograniczonych ilościach.

    Mimo wszystko chętnych na zakup klejnotów w „tajemniczej oprawie” nie brakowało.

    W sierpniu 1940 roku Hélène i Louis Arpels wsiedli na statek i popłynęli do Stanów Zjednoczonych, gdzie otworzyli filię sklepu.

    Ale nie wszystko szło dobrze.

    Informacje o pogrążonej w wojnie Europie, niedawnej kapitulacji Francji i zamieszkach w Paryżu nie napawały optymizmem, podobnie jak rosnące ceny kruszców i wyrobów. Niektóre klientki rezygnowały z zakupów, inne przestawiały się na sztuczną biżuterię. Było źle i miało być jeszcze gorzej.

    Wojna dopiero się zaczynała, a wypromowane przez Hélène hasło „Diamenty pasują do wszystkiego” teraz wydawało się sporym nadużyciem.

    Aby nie dopuścić do siebie złych myśli Hélène pozowała do kampanii, modliła się o cud w postaci sprzedaży części wymyślonych już ozdób i przekonywała, że ozdobione diamentami ozdoby w postaci brosz-tancerek, szkatułek, bransolet, pierścieni i kolczyków to nie wszystko. Należało pójść o krok dalej, ale ani Louis ani jego rodzice jakoś nie palili się do tego pomysłu, być może dlatego, że między małżonkami nie układało się najlepiej.

    Jackie, buty i kaftany

    Zszycie kilku kawałków materiału, uformowanie buta i podeszwy miało się nijak do górujących nad nimi ozdobami wplecionymi w projekty. Nad całością przedsięwzięcia czuwała Hélène, która za najlepszą tkaninę uważała satynę.

    Śliskie w dotyku tekstylia nie przeszkadzały za to klientkom, które zaraz po wojnie trafiły do niewielkiego acz uroczego butiku przy Madison Avenue 665 oferującego kaftany, robione na zamówienie buty i słynącą z dyskrecji obsługę.

    Wyłożone grubymi dywanami wnętrze w stylu Ludwika XVI stało się powiernikiem sekretów żon milionerów, ekscentrycznych gwiazd i byłych Pierwszych Dam.

    Do grona klientek Hélène zaliczały się m.in. Nancy Reagan czy Jackie Kennedy.

    Z tą ostatnią Arpels łączyła szczególna więź. Jeszcze zanim Jackie sięgnęła po buty Hélène wiedziała, na co zdecyduje się jedna z najlepiej ubranych Amerykanek. Dla Pierwszej Damy nie bez znaczenia był fakt, że począwszy od 1949 roku Hélène trafiała na listę najlepiej ubranych kobiet.

    Jackie kochała obcasy, uważała, że są wygodniejsze od niebotycznie wysokich szpilek, a gdy znalazła sklep Arpels z miejsca pokochała buty byłej projektantki biżuterii. Dosyć często Arpels widywała Kennedy-Onasis z mężem i naręczem pudełek. Obdarzona szóstym zmysłem Hélène nie musiała zaglądać do środka, by wiedzieć, co w nich jest. Sześć par obcasów i szpilek  stanowiło kompromis między komfortem a dobrym wyglądem byłej Pierwszej Damy.

    Hélène nigdy nie ukrywała, że z byłą Pierwszą Damą łączyła ją szczególna więź. Gdy podczas jednej z wizyt Jackie Kennedy-Onasis zaproponowała Arpels zostanie osobistą asystentką kobieta błyskawicznie przystała na współpracę. Z Jackie dobrze się uzupełniały, przez dwie dekady Hélène wybierała dla byłej Pierwszej Damy ubrania i dodatki.

    Kiedy po raz pierwszy Hélène weszła do sklepu uderzyło ją, że jest pierwszą projektantką myślącą o modzie i przyszłości. Zamiast szpilek Arpels postawiła na niewysokie obcasy, szlachetne materiały i cyrkonie imitujące diamenty. Jej projekty nie należały do przełomowych, nieco przestarzałe pasowały do flaneli, jedwabiu i wełny, ale były świetnie wykończone.

    Sama Hélène zżymała się czasem gdy ktoś nazywał ją projektantką. „Nie jestem projektantką, ale wiem dokładnie, co chcę stworzyć”, powtarzała do znudzenia.

    Gdzie ty, tam ja

    Po rozwodzie z Louisem Arpels związek z Andre Azira stanowił dla Hélène miłą odmianę. Chociaż zostali przyjaciółmi, z Louisem niewiele już ją łączyło. Poza podpowiedziami, w czym klientki będą wyglądać dobrze Hélène wolała skupić się na butiku, sprawach do załatwienia i nowej miłości.

    Bycie właścicielką sklepu z obuwiem nie należało do prostych zajęć, ale dla Hélène Arpels i jej nowego partnera Andre Azria, emigranta z Tunezji, który przyjechał do Ameryki w latach 50., nic nie stanowiło problemu. Wizyty dwa razy do roku w fabryce w Bolonii, zamawianie materiałów, pobieranie miar i długie godziny z klientkami nie należały do przykrych obowiązków.

    Hélène i Andre rzadko się rozstawali, wyjątkiem były dni, kiedy ona zostawała w 16. dzielnicy Paryża w ich mieszkaniu, a on doglądał sklepu na Manhattanie.

    Nie posiadająca dzieci para zdecydowała o zamknięciu sklepu. Przeznaczone dla bogatych Amerykanek buty trafiły m.in. do Instytutu Kostiumografii Metropolitan Museum of Art i kolekcjonerów gotowych zapłacić każde pieniądze za parę czółenek z satyny.

    Po rozwodzie z Hélène Louis Arpels wraz z dwoma kuzynami zarządzali firmą van Cleef&Arpels, dopóki Louis nie zmarł 20 marca 1976 roku. Podobno zawsze twierdził, że porady byłej żony ułatwiały mu zrozumienie kobiet.

    Andre Azria zmarł w 2001 roku w wieku 83 lat.  Hélène Arpels przeżyła go o 14 lat i zmarła pięć lat później, w 2006 roku dożywszy 97 lat.

    Źródła:

    https://www.townandcountrymag.com/style/fashion-trends/a10236675/helene-arpels/

    https://www.metmuseum.org/art/collection/search/79011

    https://en.wikipedia.org/wiki/H%C3%A9l%C3%A8ne_Arpels

    Więcej o sylwetkach kobiet znajdziecie tutaj.

     

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY