Więcej...

    Pierwsza rola. Historia moskiewskiego kanibala przez wiele lat była utajniona

    W ciepły, majowy wieczór 1970 roku dwóch mieszkańców Moskwy natknęło się na leżącą na chodniku walizkę – prostokątną, obitą sztuczną skórą. Mężczyźni, którzy dotąd się nie znali, zauważyli ją w tym samym momencie. Obaj podeszli do niej z zaciekawieniem i nadzieją, że znajdą w niej coś cennego, zwłaszcza że wyglądała na solidną – takie znalezisko w centrum Moskwy może być nie lada gratką. Gdy jeden z nich podniósł walizkę, okazało się, że jej waga też jest słuszna. Zaczęli dyskutować, który z nich ma prawo do znaleźnego – od słowa do słowa, w ruch poszły pięści. Bójka trwała w najlepsze, gdy w pewnym momencie walizka, którą wyrywali sobie z rąk, upadła na ziemię. Zatrzaski puściły. Oczom przechodniów ukazał się tułów kobiety, pozbawiony kończyn i głowy.

    ***

    Bardziej krewki z „dyskutantów” rzucił się do ucieczki, jednak został złapany przez rywala, który zaczął wzywać milicję.

    Patomorfolog określił wiek kobiety, której zwłoki znaleziono w walizce, na ok. 18-25 lat. Na ciele nie znaleziono żadnych cech szczególnych, natomiast na plecach znaleziono ślady ludzkich zębów. Kobieta już po śmierci została dotkliwie pogryziona. Sprawa była tak bulwersująca, że niemal natychmiast władze radzieckie podjęły decyzję o jej utajnieniu – przecież nie można było dopuścić, by w świat popłynęły plotki o tym, że w ZSRR grasuje kanibal! Pierwotnie bowiem jedną z wersji, przyjętych przez śledczych było to, że kończyny kobiety zostały oddzielone od ciała właśnie dlatego, że sprawca postanowił spróbować ludzkiego mięsa.

    ***

    W międzyczasie badano też walizkę. Na podszewce znaleziono ślady farby olejnej i wyblakły ślad pieczątki, a jedynym, co udało się rozszyfrować ekspertom, było sformułowanie „studio filmowe”. Zapowiadało się, że trzeba będzie wysłać funkcjonariuszy do kilkudziesięciu studiów filmowych w całym ZSRR, by tam rozpytali świadków, czy nie kojarzą walizki z plamami po farbie.

    Milicjanci zaczęli sprawdzać wszystkie informacje o niedawnych zaginięciach młodych kobiet. Okazało się, że kilka dni wcześniej zaginięcie wnuczki, 19-letniej Jelizawiety zgłosiła starsza pani, Taisija Osmołowska. Babcia była jedyną opiekunką Lizy – jej rodzice zmarli, gdy ta była mała. Gdy dziewczyna podrosła, zaczęła się buntować, kłócić z babcią, uciekać z domu i wpadła w „złe towarzystwo”. Starsza pani zgłosiła się na milicję, gdy wnuczka przez tydzień nie dawała znaku życia. Wtedy też usłyszała, że ma jechać do prosektorium, zidentyfikować ciało. Chociaż Osmołowskiej towarzyszył lekarz, starsza pani na widok okaleczonego ciała zasłabła. Zmarła wkrótce po przewiezieniu do szpitala. Nazajutrz po jej śmierci do milicjantów zgłosiła się cudownie odnaleziona Liza – okazało się, że wyjechała ze znajomymi na daczę, o czym zapomniała poinformować babcię, uznając, że jest pełnoletnia i nie musi się tłumaczyć ze swoich wyborów.

    ***

    Śledztwo trwało, ale wciąż nie było żadnych wskazówek, które by umożliwiły identyfikację ofiary. Kolejni członkowie rodzin zaginionych dziewcząt nie byli w stanie rozpoznać swoich bliskich, a po kilku omdleniach i kolejnych zawałach śledczy zrezygnowali z tego sposobu na znalezienie odpowiedzi na pytanie, kim jest kobieta, której ciało potencjalny (wciąż nie znano ustalono przecież przyczyny śmierci) zabójca potraktował z takim okrucieństwem.

    Kilka tygodni po znalezieniu walizki z makabryczną zawartością stróż na jednej z budów rzucił się w pogoń za mężczyzną, którego podejrzewał o kradzież materiałów budowlanych. W trakcie pogoni natknął się na plecak. Gdy zajrzał do środka, zobaczył rozkawałkowane ludzkie kończyny. Od razu zawiadomił milicję. Eksperci medycyny sądowej ustalili, że to części ciała kobiety, której tułów znaleziono w maju. Jedna z techników kryminalistyki zwróciła uwagę na lakier, którym były pomalowane paznokcie ofiary. Był to perłowy niebieski lakier – towar unikatowy na tamte czasy w ZSRR. Prowadzący sprawę śledczy zaczęli przypuszczać, że ofiara może pochodzić z zagranicy.

    ***

    Wtedy też okazało się, że władze radzieckiego uniwersytetu im. Łomonosowa (MGU) zgłosiły zaginięcie studentki z Polski. 20-letnia Alicja N. zaginęła w maju. Jej koleżanki zeznały, że studentka spotykała się z synem prominentnego działacza partii komunistycznej, pracującym w Radzie Ministrów. Andriej Wereszczagin miał 21 lat, studiował w MGIMO i kochał wystawne życie, które zapewniał mu wysoko postawiony rodzic. Miał nawet własny samochód, co w tamtych czasach dla młodego chłopaka było niedoścignionym przedmiotem marzeń. Władze moskiewskiej milicji podjęły decyzję o śledzeniu działań Wereszczagina. Gdy któregoś dnia chłopak wyjechał z Moskwy, śledczy ruszyli za nim. Przyłapali go w chwili, gdy wyjmował z auta dużą, ciężką torbę. Zatrzymali go i przeszukali – w torbie znaleziono deficytowe polskie kosmetyki i legitymację studencką Alicji N.

    ***

    Podczas przesłuchania chłopak przyznał się do tego, że wie, co się stało z Alicją. Okazało się, że dziewczyna handlowała sprowadzanymi z Polski kosmetykami – polskie perfumy „Pani Walewska” i „Być Może” były namiastką wielkiego świata, aby zdobyć polskie tusze, cienie do powiek, a zwłaszcza lakiery do paznokci, dziewczyny gotowe były stawać na głowie. Gdy okazało się, że jedna z partii kosmetyków jest już przeterminowana, Alicja i Andriej postanowili sprzedać kosmetyki w Riazaniu. Tam też młoda kobieta została zatrzymana za „spekulanctwo”, a chłopak na widok jej zatrzymania uciekł. Okazało się, że Alicja od kilku tygodni przebywa w areszcie w Riazaniu.

    Gdy ten wątek śledztwa się wyjaśnił, śledczy byli w punkcie wyjścia – wciąż nie wiedzieli, kim jest ofiara, której ciało znaleziono w maju.

    ***

    W tym samym czasie okazało się, że na plan zdjęciowy filmu, produkowanego przez studio filmowe Mosfilm, nie zgłosiła się statystka, która miała zagrać służącą w jednej z kluczowych scen. Nazywała się Nadieżda Machaczowa, miała 18 lat. Jedna z przyjaciółek dziewczyny, która pracowała w jednym z nielicznych w Moskwie salonów piękności jako pedicurzystka, powiedziała, że widziała Nadieżdżę wsiadającą pod domem do taksówki z o wiele starszym od niej mężczyzną z długimi włosami. Wskazała też taksówkarza, który wiózł parę – często widziała go w okolicy dworca, przy którym znajdowała się jej praca. Taksówkarz przypomniał sobie, że wiózł mężczyznę, podającego się za artystę-malarza i młodą dziewczynę, która wypytywała, jak długo będzie musiała pozować do obrazu.

    Śledczy szybko ustalili adres pracowni. Należała do Jewgienija Bodrina, malarza, który współpracował z Mosfilem. Mężczyzna miał o sobie bardzo wysokie mniemanie – uważał się za drugiego Leonarda Da Vinci, był przekonany o swoim geniuszu i złościł się, gdy ktoś wspominał o tak przyziemnych sprawach jak terminy oddania prac czy pieniądze.

    ***

    Gdy weszli do środka, zobaczyli na środku pokoju portret kobiety – szokujące było to, że wszystkie części ciała, przedstawione na obrazie, były oddzielone od siebie. Był to portret Nadieżdy…

    W trakcie przeszukania pracowni śledczy natrafili na pomieszczenie pod podłogą. W kącie, zawinięte w gazetę, leżały trzy noże i toporek. Wciąż były na nich ślady krwi…

    Jewgienij Bodrin niemal od razu przyznał się do zamordowania 18-latki. Podczas składania zeznań opowiadał, jak szykował się do zabójstwa, twierdził, że czuł obsesyjną potrzebę sprawdzenia, jak wygląda rozczłonkowane kobiece ciało. Zeznawał, że „to” jest silniejsze od niego, że nie potrafi kontrolować swoich morderczych zapędów i miał ochotę „rozszarpać” Nadieżdę. Stąd też ślady zębów na ciele ofiary.

    ***

    Nadieżda, młodziutka dziewczyna o pięknej twarzy i uśmiechu, którą poznał na planie filmu, była ufna i chciała zostać aktorką. Wspomniała, że jej rodzice wyjechali na cały miesiąc na urlop, Bodrin miał więc pewność, że nikt nie będzie jej szukał. Gdy zgodziła się zapozować do portretu w pracowni malarza, przekonującego, że przy okazji pozna całą moskiewską bohemę, jej los został przypieczętowany…

    Jewgienij Bodrin został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano. Mieszkanie, w którym doszło do tej strasznej zbrodni, zostało przejęte przez państwo, a sprawa zamordowania Nadieżdy Machaczowej przez wiele lat była skrzętnie ukrywana przed narodem radzieckim.

    Źródła:

    „Śledztwo prowadzili… – z Leonidem Kaniewskim”, lenta.ru, aif.ru

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY