Więcej...

    Układy

    Komisarz Renata Zamojska wzięła głęboki oddech. Za to mi płacą, pomyślała. Marnie bo marnie, ale płacą. Więc chcąc nie chcąc trzeba czasami wystawić pierś, nie tylko do orderu, ale także do postrzału. Może. Miała nadzieję, że jednak nie.

    ***

    Jakąś ulgą było to, że po drugiej stronie także była kobieta. Miała broń i wszystko wskazywało na to, że jest niebezpieczna, ale świadomość, że to nie mężczyzna jest w tym wypadku przeciwnikiem, w jakiś dziwny sposób ją uspokajała.

    – Założyła pani pod kurtkę kamizelkę kuloodporną? – spytał szef techników.

    Zamojska uśmiechnęła się.

    – Nie uważa pan, że mnie pogrubia? – spytała, chichocząc.

    – Ależ nie, uważam, ze wygląda pani wystrzałowo – odpowiedział, także się śmiejąc.

    – Cieszę się, że pana humor jest tak samo wisielczy jak mój.

    – Proszę na siebie uważać – powiedział już całkiem poważnym tonem. – To zdesperowana kobieta, która ma naładowanego glocka i trzyma na muszce swojego męża. Nigdy nie wiadomo, co jej przyjdzie do głowy.

    – Zdesperowana kobieta z glockiem – powtórzyła po nim, kiwając głową. – To jakby pan o mnie mówił. Czyli powinnyśmy się dogadać.

    Uśmiechnął się jeszcze raz i jeszcze raz powiedział:

    – Niech pani na siebie uważa… proszę.

    ***

    Pomyślała, że wszystko dzieje się jak w klasycznym sensacyjnym filmie. Jest krytyczna sytuacja z zakładnikiem i jest czynnik czasu. Mogła zaczekać na antyterrorystów, godzinę, może dwie, i mieć wszystko gdzieś albo wziąć to na siebie i od razu wkroczyć do akcji.

    Wzięła to na siebie i teraz zbliżała się do białej bagażówki, która niefortunnie utknęła w rowie na poboczu leśnej drogi. Szła z rękami do góry, próbując przez szyby kabiny zobaczyć choćby sylwetkę porywaczki. Niestety szkło działało jak lustro i długo nie mogła dostrzec nic więcej niż odbite w szybach błękit nieba i zieleń okolicznych drzew. Lecz kobieta na pewno widziała ją dobrze, co zresztą wkrótce się potwierdziło, bo nagle szyba drzwi pasażera opuściła się, ukazując wnętrze kabiny.

    – Stać! Kim pani jest? – usłyszała drżący, dość niski jak na kobietę głos.

    – Komisarz Renata Zamojska, policjantka – odpowiedziała. – Mogę pokazać odznakę.

    – Zamężna? – spytała porywaczka.

    – Samotna matka z dzieckiem – odpowiedziała policjantka.

    – A dlaczego samotna?

    – To długa i skomplikowana historia.

    Kobieta zaśmiała się gorzko.

    – Co też pani nie powie. Niech pani wsiada, tylko bez żadnych numerów, pistolet – pokazała jej broń trzymaną w ręku – jest nabity i odbezpieczony.

    ***

    Podeszła do samochodu i otworzyła sobie drzwi. Powoli, bez gwałtownych ruchów, patrząc kobiecie prosto w oczy.

    Jej oczy były smutne i takie jakieś… szare. Wcale nie chodziło o ich kolor, raczej o… Nie, nie potrafiła tego nazwać. Szare i już.

    Kobieta siedziała na fotelu kierowcy, ale skierowana ciałem w jej stronę, z łokciem lewej ręki opartym o kierownicę. W tej ręce trzymała pistolet.

    – To pistolet pani męża? – spytała komisarz.

    Kobieta skinęła.

    – A on gdzie?

    Wskazała lufą pistoletu na otwartą przestrzeń bez okien za siedzeniami kabiny.

    – Wsiada pani czy nie? – spytała szorstko.

    Zamojska usiadła na szerokim podwójnym siedzeniu. Dopiero teraz zauważyła, ze na jego drugim końcu rozłożył się mały pies. Zwinął się w kłębek i tylko ślepia i duże uszy żywo reagowały na nową osobę w pobliżu.

    – To moja corgi – objaśniła kobieta. – Wie pani, że to ulubiona rasa królowej brytyjskiej? Nazwałam ją Diana, to moja prywatna zemsta na Elżbiecie za złe traktowanie synowej.

    ***

    Komisarz uśmiechnęła się lekko, żeby pokazać, że docenia poczucie humoru kobiety, ale jednocześnie zerkała na przestrzeń bagażową, gdzie spodziewała się zobaczyć uwięzionego mężczyznę.

    Wydawało jej się, że w półmroku widzi ciemny, leżący na podłodze kształt z czymś jakby workiem na głowie.

    – Co z nim? – spytała zaniepokojona.

    – Spokojnie, żyje. Uśpiłam go trochę.

    – Muszę sprawdzić, zobaczyć na własne oczy.

    – Niech mi pani zaufa, mój mąż żyje i nic mu nie jest.

    – Nie – odpowiedziała stanowczo Zamojska. – To warunek wstępny naszych rozmów. Bez tego wychodzę i czekamy na antyterrorystów. A wie pani, wtedy…

    Kobieta milczała przez kilka sekund, a potem zrezygnowana spuściła głowę.

    Komisarz przecisnęła między przednimi fotelami przednią część ciała i wyciągając rękę złapała za worek na głowie obezwładnionego ciała.

    Zdjęła go jednym ruchem i krzyknęła przerażona.

    – O Boże! Co to?

    ***

    Kobieta zaśmiała się, jakby udał jej się świetny żart.

    – Dmuchana lala mojego męża. Wreszcie i mi się przydała – powiedziała kobieta przez zaciśnięte zęby.

    – A pani mąż? Gdzie on jest?

    – Spokojnie, został na działce. Tak jak powiedziałam: żyje.

    – Kłamie pani. Byliśmy tam i przeszukaliśmy cała posesję. Nie ma go tam.

    Kobieta pokręciła głową.

    – Ależ jest, zapewniam. Po prostu źle szukaliście. Tam w ogrodzie stoi taka stara drewniana wygódka. Dół na odchody pod nią jest głęboki, wiem, bo sama go kopałam pod czujnym okiem męża. Więc… On tam stoi związany i zakneblowany po szyje w gównie, ale… nic mu nie będzie. No, chyba, że go krew zaleje ze złości…

    Zamojska sięgała już po krótkofalówkę w kieszeni, ale kobieta złapała ją za rękę. Zaniepokojona gwałtownym gestem swojej pani corgi zawarczała cicho.

    – Niech pani zaczeka. Zaproponuję pani układ – powiedział kobieta.

    – Nie będę się z panią układać, jest pani przestępcą, porywaczką, a może morderczynią…

    – Niech pani posłucha, co to panią kosztuje…

    ***

    Zamojska skinęła głową na znak, że się zgadza.

    – Układ jest następujący: ja powiem pani, co on mi zrobił, co mi robił, codziennie przez ostatnie dwadzieścia dwa lata, a pani potem sama zadecyduje, czy mamy go od razu uwolnić, czy ma sobie tam jeszcze postać. Zgoda?

    ***

    – Jego tam nie ma – powiedziała Zamojska zdejmując kamizelkę. – Nie ma go w tej bagażówce.

    – Co? Jak to nie ma? To gdzie jest? – spytał szef techników.

    Policjantka wpatrywała się w niego chwilę, a potem powiedziała:

    – Zaproponuję panu układ.

    – Mi? Układ? – zdziwił się.

    – Tak. Wiem, gdzie on jest. Powiedziała mi. A ja zaraz powiem panu. Ale najpierw wysłucha pan tego, czego ja dowiedziałam się od niej. Opowiem panu, co on jej robił przez długie lata małżeństwa, jaki był z niego człowiek, a potem pan sam zdecyduje, kiedy go uwolnić. Wchodzi pan w to?

    ***

    Szef techników wpatrywał się przerażony w Zamojską.

    – Boże! To wszystko prawda? Wierzy jej pani?

    – Nie mam powodu jej nie wierzyć – odpowiedziała. – Opowiadając to patrzyła mi w oczy, ani na chwilę nie przestała. Tak, wierzę.

    Szef techników podrapał się po głowie.

    – I co pan zrobi? – spytała go Zamojska, świdrując go wzrokiem.

    Wzruszył ramionami.

    – Ja? Nic. Jestem tylko szefem techników. Co ja mogę?

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY