Jest magia w tym mieście.
Oczywiście są tu wspaniałe muzea, kościoły, bazyliki, mosty, wieże, które są na listach pod tytułem „top X, które musisz zobaczyć w Wenecji” – sama przygotowałam dla Was taką listę, znajdziecie ją tutaj.
Ale tym razem proponuję wycieczkę innymi szlakami. Zaszyjmy się w tym mieście. W Wenecji jest to bardzo ciekawe, biorąc pod uwagę, jak malownicze to jest miasto.
Uwielbiam to robić w miejscach, które odwiedzam.
Zaszywam się w mieście, znikam pomiędzy uliczkami, skręcam, gdzie mnie intuicja, a czasem zapach poprowadzi, potem skręcam znów. Im mniejsza uliczka, mniejsze podwórko, tym chętniej tam zaglądam. Próbuję dotrzeć do miejsc, w których mieszkają wenecjanie, gdzie gotuje się obiad, zamiata podłogę, wiesza pranie za oknem. Lubię wąchać to pranie. Czyż płyny i proszki używane w innych miejscach nie pachną ładniej?
Zaglądam tam, gdzie w barze przy ulicy spotykają się sąsiedzi na porannej kawie. Gdzie słychać „Buongiorno Mario!”- „Buongiorno! Ciao!” – pozdrawiają jedni drugich i szeroko się uśmiechają. Od razu świat wydaje się piękniejszy.
Obserwuję dostawę towaru – z łodzi wypakowują kartony na wózek, po uliczkach trzeba będzie go pchać. Tu nie ma samochodów dostawczych. Są łodzie. Nie ma ulic, są kanały.
Wchodzę do piekarni. Oczywiście, że znajdziesz lokalną po zapachu! Tu kupując bułki jesteś jedyną osobą „obcą”, na którą wszyscy zerkają i uśmiechają się. Bo jesteś „nowa/nowy”. Każdy chce Ci pomóc i podpowiada nazwy pieczywa, które Ty wskazujesz palcem. Innych osób w kolejce sprzedawczyni nawet nie pyta, po co przyszli, bo przyszli po to, co zwykle. Oni są tu codziennie. Rozmawia z nimi wymieniając lokalne ploteczki.
A ja próbuję wtopić się w tłum niezdarnie wypowiadając „Due croissant naturale i uno ai pistacchi”.
Zerknę do kiosku, by obejrzeć okładki kolorowych pism i nagłówki gazet. Zajrzę do lokalnego warzywniaka, jest na barce. A tu sycylijskie pomarańcze i cytryny, pomidory, karczochy. Zawsze żałuję, że w hoteliku nie ma kuchni, bo już bym coś kupiła i gotowała. Tu na miejscu smakuje wszystko najpyszniej. Zawsze żałuję też, że mam tylko bagaż podręczny, do którego nie da się zapakować wielu rzeczy. W sumie to bardzo dobrze, że tak jest. Inaczej na straganie z warzywami czy z rybami i owocami morza dopiero bym poszalała!
Koniecznie zaglądam na pocztę. To punkt obowiązkowy bez względu na to, gdzie jestem. Czy odwiedzam Wenecję, Dehli czy Bielsko-Białą. Zakup znaczka pocztowego to przygoda. Już mało kto wysyła pocztówki z wakacji, a poza tym ciekawa jestem ludzi w kolejce. To mieszkańcy, którzy płacą rachunki lub odbierają emeryturę.
W Wenecji to wszystko dzieje się na ulicy Giuseppe Garibaldi, 15 minut spacerkiem od Placu Świętego Marka. Polecam taką lokalną przygodę, z boku od głównych atrakcji turystycznych.
Aleksandra Karkowska – autorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru Pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”, „FOTO z misiem”. Od 2015 roku prowadzi Oficynę Wydawniczą Oryginały. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografie i podróże.
Więcej o podróżach znajdziecie tutaj.