***
To, co zrobiłam napawa mnie ciągłym lękiem. Boję się, że jeśli to wyjdzie na jaw, stracę wszystko, co dla mnie najcenniejsze. Choć mam tego świadomość, niczego nie zmieniłabym z tego, co się wydarzyło. Lata utrzymywania tajemnicy powodują jednak, iż coraz mocniej zaczyna mi ona ciążyć i rodzić potrzebę podzielenia się nią, co jest o tyle trudne, iż nie mogę jej wyjawić nikomu bliskiemu. Nikomu nie mogę się z niej zwierzyć.
Jestem żoną, jestem matką. Mam kochającego i kochanego męża, z którym parę tworzymy od blisko dwudziestu lat. Mam też wspaniałego syna, przystojnego i mądrego nastolatka. Chciałoby się powiedzieć, idylliczna sytuacja.
Gdy pobraliśmy się z moim mężem, parą byliśmy już od blisko 10 lat. Na początku, jak każde młode małżeństwo, staraliśmy się zapewnić sobie w miarę dostatni byt, trochę pozwiedzaliśmy świata, zadbaliśmy o swoje kariery zawodowe. W pewnym momencie pojawiła się myśl, iż najwyższy czas powiększyć naszą najmniejszą komórkę społeczną o własnego potomka. Kilka miesięcy bezskutecznych starań nieco nas zaniepokoiło, jednak jeszcze nie zniechęciło w dalszych działaniach.
***
Podejmowaliśmy próby starając się nie wywierać wzajemnie presji ani nie kierować wzajemnych pretensji. Po roku jednak już trudniej było powściągać nasze emocje. Stwierdziliśmy, iż należy zasięgnąć porady specjalisty. Poddaliśmy się badaniom i leczeniu w jednej z klinik płodności. Okazało się, iż przyczyna naszych kłopotów leży po stronie mojego męża. Jego plemniki są leniwe i mają lekko zdeformowane główki. Rozpoczęło się leczenie. Mąż przeszedł na zdrową dietę, rzucił palenie papierosów i całkowicie zrezygnował z wszelkiego alkoholu. Solidnie przykładał się do zadania, choć niestety w niczym to nie pomogło. Nie było żadnych pozytywnych efektów jego starań, poza tym, że stracił parę kilogramów. Narastała w nas frustracja.
Jeszcze trochę i zrezygnowalibyśmy nie tylko z dziecka, ale i z siebie nawzajem. Żal mi było mojego męża, który obwiniał się za taki stan rzeczy, który w istocie nie był przez niego zawiniony. Wtedy stwierdziliśmy, że musimy zawiesić nasze starania na pół roku i odpocząć. Po tym czasie ostatecznie zdecydujemy, co dalej. W grę wchodziło kilka opcji, w tym między innymi adopcja. W ramach odpoczynku od siebie postanowiliśmy wyjechać na wakacje, każde z nas osobno. Ja wybrałam się nad morze. Miałam tam spędzić dwa tygodnie w hotelu blisko plaży. Dopiero kiedy przyjechałam na miejsce, wpadł mi do głowy ten szaleńczy plan. Muszę znaleźć kogoś, kogo wykorzystam do tego, abyśmy stali się rodzicami.
Dni spędzałam więc na polowaniu. Wypatrywałam samotnych mężczyzn, którzy wyglądem podobni byliby do mojego męża. Snułam się po miasteczku, przesiadywałam w kawiarniach i na deptaku. Któregoś dnia wypatrzyłam swoją ofiarę. Stosując dość banalne techniki w sztuce uwodzenia, udało mi się nawiązać z nim kontakt i rozpocząć flirt. Kilka dni romansowaliśmy, aż w końcu doszło do naszego zbliżenia. Gdy po dwóch tygodniach przyszedł czas wyjazdu, uciekłam, nie żegnając się z moim nowym adoratorem i nie zostawiając mu żadnej wiadomości. Chciałam zatrzeć po sobie ślady i zerwać wszelkie z nim kontakty, nie pozostawiając mu złudzeń, co do przyszłości tego związku. Związku, który z mojej strony nigdy nie miał się nawiązać.
***
Wróciłam do domu i męża. Przeczuwałam, że tym razem się udało i że jestem w ciąży. Pewności jednak nie mam do dziś dnia. Bałam się udać do lekarza, głupia nie zrobiłam również testu. Po powitaniu z mężem od razu rzuciłam się mu w objęcia. Faktycznie byłam za nim stęskniona, ale chodziło też o to, by zatrzeć dowody swojej winy, by w razie czego, nie rodziły się w nim żadne podejrzenia. Po około dwóch tygodniach okazało się, że faktycznie jestem w ciąży. Oczywiście wraz z mężem nie posiadaliśmy się ze szczęścia. Moje szczęście zakłócała jedynie nie opuszczająca mnie myśl, kto faktycznie jest ojcem. Tej zagadki nie rozwiązałam nigdy.
Łudzę się nadzieją, że stał się cud i ojcem faktycznie jest mój mąż. Tego obcego mężczyznę, którego jedynie wykorzystałam, wymazałam z pamięci. Odetchnęłam, gdy okazało się, że mnie nie szukał i nie próbował nawiązać kontaktu. Strach jednak o to, że to on może być biologicznym ojcem mojego syna, nie opuszcza mnie od kilkunastu lat. Podwójnie boję się więc o jego zdrowie. Co byłoby, gdyby nagle potrzebował rodzinnego przeszczepu lub transfuzji i wówczas okazałoby się, że nie ma zgodności. Moja tajemnica wyszłaby na jaw. Nie boję się przy tym tych konsekwencji, które dotknęłyby mnie bezpośrednio, ale krzywdy, jaką ta wiadomość mogłaby wyrządzić mojemu mężowi i synowi. Nie zasługują na to. Jednocześnie jednak, gdyby nie moje sprzeniewierzenie małżeńskiej obietnicy wierności i uczciwości, może naszej rodziny nie byłoby już tu i teraz.
Wg mnie,jesteś po prostu masochistką.Tak trudno zrobić badania genetyczne potwierdzające ojcostwo? Do badania wystarczą szczoteczki do zębów obu panów.Po co żyć w nieświadomości i katować się tyle lat.Może się przecież szczęśliwie okazać,że jest zgodność genetyczna między ojcem a synem.Nie sprawdzisz,nie będziesz wiedziała. Życzę powodzenia.
Nie zmienia to faktu że z miłości ? oddałaś się innemu który ci się podobał i to w najintymniejszy i kompletny sposób o jakim można myśleć.
Spędzałaś z nim tzw. romantyczne chwile serwując te same teksty i gesty oraz czułości które jakoby są zarezerwowane dla osoby ukochanej vel męża.
Kim jest więc mąż, komfortowym towarzyszem na życie, czy wręcz frajerem który pracuje by wychować cudze dziecko, nie z wyboru serca i duszy, a z nieświadomości. Czy mąż jest jakkolwiek istotniejszy od kochanka z plaży, czy wręcz gorszy ,bo po prostu całe życie płaci rachunki i wspiera za takie samo NIC NIE ZNACZĄCE SŁOWA I GESTY (jak pakiet dla kochanka) ?
Oczywiście warto zbadać DNA, dziś to żaden koszt, a pozwoli ci na świadome spojrzenie na życie i sytuacje medyczne syna / wnuków.
Aż kusi pytanie czy to była jednorazowa zdrada.
Z drugiej strony , mężczyzna powiedzmy praktycznie bezpłodny jak opisany mąż, który się leczył więc i słuchał opinii i oszacowań lekarzy, który wie, że kobieta zaszła w ciąże zaraz po wakacjach więc na 80+% zakłada że to nie jest jego dziecko. Z racji własnej sytuacji gdy przekona się, że zona nie niema jakiejś trwającej relacji na boku, na co ma 9 miesięcy, może widząc ładnego bobaska i miłą oczekiwana codzienność stopniowo wejść w rolę ojca, choćby z powodu uczuć do kobiety jak i formy rodziny standaryzującej go jako faceta spełnionego.
Jest to taki stan niedomówienia mentalnego, choć w zasadzie wiadomo ze to cudze dziecko, nie czyni się żadnych kroków by to zweryfikować fakty, ciesząc się życiowym teatrem.
Problem jest gdy okoliczności ujawnią prawdę zbyt publicznie lub w trudnym emocjonalnie czasie, bo wówczas prywatny teatr zaczyna mieć widzów i reakcja może być klasyczna i resetująca – do nienawiści włącznie.
U panów z bezpłodnością poziom szału jest oczywiście niższy, choć jeśli ktoś należy do naiwnych 20%, a życie go nie rozpieszczało to poświęcenia dla cudzego dziecka i niewiernej kobiety mogą wyrwać wszelkie hamulce.
Niby da się zracjonalizować takie postępowanie kobiety, w końcu może kochać męża ale jako kobieta chcieć mieć własne potomstwo więc tanim, szybkim i dostępnym środkiem jest taka zdrada. Tylko gdyby chcieli kolejne dziecko czy kolejny przypadkowy pan zaszczyciłby łoże tej żony, w zasadzie to możliwe bo jeśli raz nastąpi świadome złamanie zasad, kolejne razy będą już tylko narzędziową potrzebą.
Czy żona która wypełni świadomie daje się zapładniać „byle komu” w tajemnicy to na pewno żona ?
Zróbmy doświadczenie myślowe, wyłączmy kwestie zdrowotne takie jak HIV itp. to tylko zobrazowanie !
Czy jeśli wezmę prostytutkę wybraną tak by obie strony czuły się względnie komfortowo w swoim towarzystwie i ustalę z nią że od dziś bawimy się w dom, mówimy sobie czułości odgrywamy miłą rodzinę, ona ma gwarantowane domowe warunki przez lata, wsparcie i nie wychodzenie z roli męża, ale musi się starać jako postać żony, natomiast może sobie pracować (tego ten), a jak zajdzie w ciąże to wychowamy razem jej dziecko jak w normalnej rodzinie.
I co, ryje banie ?
Ale przecież różnicy NIE MA praktycznie żadnej, ale jednak jest.
Prostytutka nie oszukuje, ona realizuje umowę, i nawet z czasem mogłaby się naprawdę zakochać …