Los Gatos, niewielkie miasto w Dolinie Krzemowej, położone u podnóża gór Santa Cruz, przy drodze numer 17 wiodącej nad ocean. Mieszka tu obecnie około trzydzieści tysięcy mieszkańców.
Jest to jedno z najstarszych miast założonych w tej okolicy, w połowie XIX wieku. Nazwane Los Gatos (po hiszpańsku „koty”) ze względu na lwy górskie („mountain lions”), które mieszkają w okolicznych górach. Rozwój kolei, przez to łatwy dostęp do miasta z San Francisco, oraz jego położenie i klimat spowodowały, że stał się atrakcją turystyczną. Obecnie miasto znajduje się w obszarze Doliny Krzemowej i jest związane z jej przemysłem. W Los Gatos swoją siedzibę ma Netflix. Nadal jednak Los Gatos przyciąga turystów i zachowuje swój wizerunek małego miasteczka, co ja osobiście bardzo cenię.
W latach 20. XX wieku miasto miało reputację kolonii artystycznej, przez lata przyciągało malarzy, muzyków, pisarzy, artystów bohemy. Zachowało się tu wiele domów i budynków komercyjnych z epoki wiktoriańskiej i z początku XX wieku – budynek liceum, kino, centrum handlowe, kościół św. Łukasza. Centrum Los Gatos jest wpisane do Krajowego Rejestru Miejsc Historycznych.
W mieście jest biblioteka, muzeum, szkoły, centrum rekreacji dla seniorów. Są kafejki, restauracje i sklepiki, na których często jest wywieszona kartka z napisem „Jesteśmy dumni, że kupujemy lokalnie”. To ważne dla mieszkańców Los Gatos. W każdą niedzielę jest też rynek w miejskim parku, można wtedy kupić owoce i warzywa od lokalnych producentów, ale także chleb, dobre mięsa, ryby, owoce morze, a nawet gotowe dania włoskie, meksykańskie, francuskie.
To miasteczko znam od wielu lat. W Kalifornii przez wiele lat mieszkała moja mama, mieszka brat. Przy okazji moich odwiedzin za każdym razem wpadałam z mamą do Los Gatos na kawę do ulubionej kafejki, na spacer uliczkami miasteczka, na zakupy w małych lokalnych sklepikach i galeriach, na lunch w ulubionej meksykańskiej restauracji. Uwielbiałam chodzić pomiędzy wiktoriańskimi domkami, wybierając te, w których chciałabym zamieszkać. Uwielbiałam zaglądać do lokalnych galerii i sklepów z antykami, by oglądać skarby z początku XX wieku, starą porcelanę, szkło, meble czy biżuterię.
Tym razem w Los Gatos spędziłam więcej czasu, to tu zamieszkał mój brat, który pokochał to miejsce. Zadecydowały o tym lokalny klimat miasteczka, jego społeczność i przyroda wokół. I ja to miejsce pokochałam. Cieszyła nas lokalna parada zorganizowana z okazji świąt, cieszyły nas spotkania z sąsiadami na szlaku w lokalnym rezerwacie przyrody.
W naszej ulubionej kafejce byliśmy stałymi gośćmi, znamy imiona osób obsługujących, a oni poznali nasze. Kiedy wchodziliśmy uśmiechali się z daleka i wiedzieli jaką kawę pijemy. Dla mnie to wspaniałe uczucie, kiedy nie jestem anonimowa i mogę się czuć częścią lokalnej społeczności.
Aleksandra Karkowska – autorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru Pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”, „FOTO z misiem”. Od 2015 roku prowadzi Oficynę Wydawniczą Oryginały. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografie i podróże.





































