Anna Krauss: Z wykształcenia jesteś architektem – przydaje Ci się ta wiedza przy tkaniu?
Magdalena Walaszek, MAVA Loom: Zdecydowanie tak. Architektura nauczyła mnie wyobraźni przestrzennej, planowania, a także wyczucia i estetyki, a te wszystkie rzeczy, choć w różnej skali, są potrzebne w obu dziedzinach. Obie łączą też w sobie to, co najbardziej lubię, czyli piękno i użyteczność. Myślę, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, ile tak naprawdę planowania potrzeba w tkaniu i jak często w czasie pracy sięgam po kalkulator. Większość pracy odbywa się „za kulisami”, właściwe tkanie jest tylko częścią całego procesu. Jeden niewielki szalik ma około półtora kilometra nici.
Tkactwo. Skąd pasja i jak nauczyłaś się tkać?
Wszystko zaczęło się, kiedy urodziłam synka. Usłyszałam o chustach do noszenia dzieci i wiedziałam, że chcę tego spróbować. Kupiłam swoją pierwszą chustę, nosiliśmy się, a wkrótce dowiedziałam się, że na Facebooku są grupy zrzeszające „chustonoszące” mamy i tak zaczęła się nasza przygoda z chustami. To tam właśnie pierwszy raz zobaczyłam, że istnieją ręcznie tkane chusty do noszenia dzieci i to było jak strzała amora. Bardzo chciałam spróbować swoich sił w tkaniu, czułam, że to może być to.
Zaczęłam szukać, szperać i podpytywać, co do tkania jest potrzebne i tak stałam się właścicielką swojego pierwszego krosna. Było to krosno stołowe, więc nie zajmowało dużo miejsca, kupiłam książkę o tkaniu, znalazłam trochę filmików w Internecie i po prostu zaczęłam się uczyć. Kupiłam barwniki, nitki i poszłam na żywioł. 😀
Udało mi się nawiązać kontakt z innymi tkającymi dziewczynami, które również dzieliły się swoją wiedzą i wsparciem. I tak metodą prób i błędów (a było tych błędów!) nauczyłam się tkać. Z każdą kolejną osnową i utkaną chustą czy szalem uczę się coraz więcej. Oczywiście są momenty, kiedy najchętniej zrobiłabym wielkie ognisko z krosna i nitek, gdy coś nie idzie po mojej myśli, ale radość z tkania i gotowy efekt zawsze przyćmiewają te gorsze momenty i z każdej utkanej rzeczy jestem niezwykle dumna, bo wiem, ile wymagało to pracy.
Na swojej stronie internetowej (mavaloom.com) szczegółowo opisujesz cały proces twórczy: od nitki, poprzez tkanie, farbowanie aż do powstania chusty. Co jest najtrudniejsze w procesie tkania?
Każdy etap ma swoje trudności. Dla mnie jednym z bardziej wymagających etapów jest farbowanie osnowy, którą trzeba odpowiednio do farbowania przygotować, przygotować odczynniki i barwniki, odpowiednio rozłożyć osnowę, a następnie zaaplikować i utrwalić barwniki na setkach kilku lub kilkunastometrowych nici, aby uzyskać zamierzony efekt i kolorystykę tkaniny. Kolejnym kluczowym etapem jest równomierne osnucie krosna, a także przewleczenie każdej z setek nitek pojedynczo przez odpowiednie otwory, aby uzyskać pożądany splot, wymaga to skupienia i dużo cierpliwości. Gdy mam już przygotowany wątek, zostaje już „tylko” tkanie, które jest wisienką na torcie i konsekwencją wszystkich wcześniejszych etapów i decyzji. A cały efekt i trud widoczny jest dopiero w momencie, gdy odcinam z krosna utkaną tkaninę.
Są różne hafty, są różne ściegi dziewiarskie – czy tak samo jest w tkactwie?
Tkactwo jest bardzo szeroką dziedziną i jest w niej dużo różnych technik tkackich i odpowiednich do tego narzędzi. Zupełnie inaczej tka się tkaniny artystyczne, inaczej tkaniny użytkowe czy tkaniny, które muszą przenieść obciążenia. Inaczej też wygląda przepiękne tkactwo ludowe, wśród nich tkaniny dwuosnowowe, być może w Waszych domach lub u Waszych babć nadal można znaleźć narzuty lub koce utkane w tej technice. Sama korzystam w swoich pracach z różnych rodzajów splotów, a każdy z nich pracuje trochę inaczej. A jest ich naprawdę sporo, sploty typu twill, overshot, echo i wiele innych, a i tak jest to zaledwie jedynie mały wycinek tego, co można utkać.
Masz własną pracownię, w której stoją Twoje krosna?:)
Do niedawna krosna, czyli też „pracownia” znajdowały się w salonie.;) Prawda jednak jest taka, że w ferworze pracy i farbowania cały dom staje się pracownią, a jeszcze chwilę temu przędze można było znaleźć dosłownie w każdej szafce. Teraz dorobiłam się swojego pokoiku, w którym stoi krosno i od czasu do czasu staje krosno stołowe. Przy czym do farbowania nadal potrzebuję dużo więcej miejsca, więc nitki znów wędrują do salonu.
Co to jest krosno wielonicielnicowe? Czym się różni od innych krosien?
Tak jak wspomniałam, tkactwo to bardzo szeroka dziedzina i tak w zależności od tego, co tkamy, są różne do tego narzędzia, w tym krosna. Niewielkie formy można utkać na bardkach, na tabliczkach czy krośnie do krajek, są też ramki tkackie, a także większe krosna pionowe do gobelinów. Te narzędzia nie posiadają nicielnic, a praca na nich jest w pełni manualna.
Krosno wielonicielnicowe to takie, które posiada system nicielnic, które podwiązane są do podnóżków obsługiwanych nogami bądź dźwigni ręcznych i odpowiednio za pomocą nóg lub rąk steruje się ich podnoszeniem w pożądanej sekwencji. Dzięki temu, możemy uzyskać bardziej skomplikowane sploty. Najprostszy z nich, płócienny, wymaga zaledwie dwóch nicielnic, przez które na zmianę przewlekamy nitki i raz podnosimy jedną nicielnicę, a raz drugą, dzięki czemu wątek przeplata się na zmianę i tworzy tkaninę płócienną. Im więcej nicielnic, tym bardziej skomplikowany wzór możliwy jest do uzyskania na tkaninie.
Tworzysz (przepiękne!:)) chusty, szale, szaliki, kominy, a nawet poszewki na poduszki…
Długo powstaje jedna choćby chusta?
Praca nad choćby jednym szalikiem to zwykle kilkadziesiąt godzin spędzonych na odmierzaniu nici na osnowę, farbowaniu, osnuwaniu krosna i w końcu samym tkaniu, a potem jeszcze odpowiednim wykończeniu. Dla przykładu, chustę Restless Waters, którą przygotowałam na konkurs tkacki Tkana Sztuka w Ostródzie (w tym roku szykuje się kolejna edycja!) przygotowywałam od pierwszej nitki do ostatnich szlifów około 80 godzin. Zwykle jedną osnowę planuję i przygotowuję na więcej niż jedną rzecz, ze względu na ilość czasu, jaką zajmuje przygotowanie nici i krosna do tkania. Tkaniny takie zwykło się nazywać siostrzanymi, ze względu na to, że zostały utkane na wspólnej osnowie, ale mogą się między sobą bardzo różnić, wystarczy inaczej zafarbować część osnowy, wybrać inny rodzaj i kolor wątku, nieco zmodyfikować sekwencję splotu i powstają dwie, unikatowe i jedyne w swoim rodzaju tkaniny.
Co to są loopy?:)
Jest to kawałek tkaniny o szerokości chusty do noszenia dzieci i długości około 120-130 cm, który zszyty jest w pętlę i w „chustoświecie” służy do krótkotrwałego noszenia ciut większych dzieci, kiedy zmęczą się nóżki, a te jak wiemy mogą się zmęczyć w każdej chwili. 🙂 Jest bardzo poręczny, bo zajmuje niewiele miejsca, a do tego może służyć również jako otulacz na szyję. Długość musi być dobrana do osoby noszącej i dziecka.
Skrawki materiałów wykorzystujesz dodatkowo w torebkach, nerkach i plecakach – czy to również Twoje projekty?
O ile w tkaniu uzyskałam sprawność i wychodzi mi to, myślę, całkiem nieźle, o tyle do szycia mam dwie lewe ręce i zlecam szycie innym, zdolnym dziewczynom. Razem ustalamy i dobieramy materiały, jednak wykroje i szycie zostawiam im. Staram się wykorzystać każdy, najmniejszy skrawek materiału, który zostaje mi z tkania i resztki nici do innych projektów, przez co często to wielkość skrawka decyduje o tym, jak będzie wyglądać ostateczny produkt.
Czy tworzysz na zamówienie?
Zdecydowanie tak! Indywidualne zlecenia lubię najbardziej i tak naprawdę większość chust, które opuściły moje krosno, robiona była właśnie na zamówienie. Możemy wtedy zdecydować o wszystkim, o kolorach, nitkach, długości i wszelkich ozdobnikach. Choć i tak każda utkana rzecz jest niepowtarzalna, bo nie da się dwa razy utkać czy ufarbować tak samo, to taka chusta czy szal jest jedyny na świecie i wyjątkowy jak osoba, dla której był tkany. Często wiążą się z nimi osobiste historie, które staram się jak najlepiej „przelać” na tkaninę. Jestem niezwykle wdzięczna za każdą taką współpracę i zaufanie, bo dzięki temu sama mogę się rozwijać.
Opowiedz coś o sobie.:) Jakie masz plany czy marzenia…
Mam na imię Magda, mam 34 lata i mieszkam w Krakowie, tutaj też pracuję i już od kilkunastu lat jestem związana z tym miastem. Mam cudownego męża i synka, i to dzięki nim znalazłam swoją pasję. Jestem wielką miłośniczką kotów i często przy krośnie towarzyszy mi mój czarny kocurek. W wolnym czasie lubię grać w gry planszowe lub obejrzeć dobry film czy serial.
Bardzo bym chciała móc rozwijać się tkacko jak najdłużej i jeszcze nie raz czymś zaskoczyć. Mam nadzieję doczekać się kiedyś otwartej pracowni tkackiej, w której będzie można nie tylko obejrzeć czy kupić gotowe tkaniny, ale podglądać jak je tworzę. I że więcej młodych ludzi zainteresuje to niezwykłe rzemiosło.
Więcej o kulturze i sztuce znajdziecie tutaj.









