Więcej...

    Przyjaźń damsko-męska

    Kiedyś wydawało mi się, że przyjaźń to taki stan, który trwa, jest z nami zawsze. Kiedyś wydawało mi się, że przyjaciel to człowiek, który stanie za nami, będzie nas wspierał, nawet jeśli lód pod naszymi nogami będzie się kruszył i nawet jeśli sami będziemy go kruszyć stąpając złą drogą. On zawsze będzie obok nas nieważne, czy będzie nam smutno, czy będziemy szczęśliwi. Mam wrażenie, że w tak wielu kwestiach mojego życia się myliłam, że zaczynam zastanawiać się, czy odrobiłam w swoim życiu wszystkie lekcje. Było ich przecież tak wiele i miałam wrażenie, że nie wszystkie egzaminy z życia zdałam na piątki. Jak ludzie łatwo popełniają błędy, jak ja łatwo je popełniam.

    ***

    Poznaliśmy się w zerówce, to był taki śmieszny chłopczyk z ciekawą budową ciała i z uroczo zadartym nosem. Mówili na niego pulpet, był grubiutki, nawet wydawało mi się, że wyglądał jak mała kulka z czterema kończynami, ja też nie byłam pięknym dzieckiem. Kiedy poszliśmy do szkoły zawsze stawałam w jego obronie, bo wydawało mi się, że warto bronić ludzi, którzy są obok nas. Dokuczali mu, bo był, jaki był, a mnie dokuczali, bo pochodziłam z domu, z jakiego pochodziłam. Trzymaliśmy się razem, bawiliśmy się razem, graliśmy w różne gry na podwórku.

    Wspieraliśmy się, kiedy nasi rodzice byli pijani, raczej moi byli pijani, jego tata był inny niż mój, lubił alkohol, ale potrafił nad sobą panować, mój nie potrafił. Czasem nocowałam u niego, bo bałam się wracać do domu. Przeżyliśmy razem podstawówkę, a potem szkołę średnią, liceum. Wydawało nam się, że wiemy o sobie wszystko. Na dodatek byłam pewna, że wiemy, bo przecież znałam jego wszystkie sekrety. Wiedziałam, gdzie go szukać, kiedy ma zły dzień, a on wiedział co mi powiedzieć, kiedy mój dzień nie należał do najlepszych. Trzymaliśmy się po prostu razem i to było wyjątkowe, czułam się wyjątkowo przy nim, a on, mam nadzieję, czuł się wyjątkowo przy mnie.

    ***

    Życie szybko nas nauczyło, że przychodzi dzień rozstania. Chcieliśmy pójść na studia razem, ale ja nie dostałam się na studia dzienne, on tak, pomimo iż nie było go na nie stać. Musieliśmy wyjechać do różnych miast, obiecywaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem wracać do domu, że będziemy blisko jak przyjaciele z dzieciństwa. Na początku strasznie mi go brakowało, każde niepowodzenie w mojej nowej pracy i na moich nowych studiach, chciałam omówić z nim. Czułam, że połowa mnie jest gdzieś daleko. Wracaliśmy często do naszych rodziców, tak naprawdę nie do nich, tylko do siebie. Długo rozmawialiśmy, byliśmy jak rodzeństwo, które jest ze sobą mocno zżyte.

    Niestety po dwóch latach od wyprowadzki z domu, mój przyszywany brat znalazł sobie dziewczynę i moment, w którym znalazł tę dziewczynę – zmienił w naszym życiu wszystko. Mimo że przecież tak bardzo przysięgaliśmy sobie, że będziemy zawsze obok siebie. Nie żywiliśmy do siebie miłości, nie w sensie kobiety i mężczyzny, jego nowa partnerka zapewniała, że to rozumie. Na początku faktycznie tak było, czasem spotykaliśmy się nawet we trójkę. Wprawdzie nie były to już takie spotkania jak kiedyś, ale co mam powiedzieć, jak  przyjaciółka trwałam u jego boku i akceptowałam jego miłosne wybory.

    Przecież miał prawo do tego, żeby kochać, kogo chce i kiedy chce. Liczyłam wprawdzie na to, że nas to nigdy nie zmieni, liczyłam na to, że zawsze będziemy razem. Nie pozwolimy na to, żeby stanął ktoś między nami. Szybko zaczęłam rozumieć, że kobieta, która jest u jego boku, przeradza się w chorobliwie zazdrosną bestię, która próbuje rozszarpać naszą przyjaźń na kawałki. Próbowałam nawet często jej tłumaczyć, że nie ma czym się przejmować, że za dobrze go znam, żeby chcieć z nim być, ale uspokajało ją to na chwilę.

    ***

    Ciągłe awantury między nimi, ciągłe stawianie go przed faktem wyboru, było trudne nawet dla mnie. Nasz kontakt powoli się urywał. Nie było wspólnych kaw, nie było wspólnych wyjść. Często słyszałam, kiedy do niego dzwoniłam, że rzuca wobec niego kąśliwe uwagi na temat mnie i naszego, nazwijmy to, związku. To było takie niesprawiedliwe, myślałam. Uważałam nawet, że robi to specjalnie, żeby zatruć nam życie, ale z drugiej strony też wiedziałam, że nasza przyjaźń powoli będzie musiała się skończyć. Nawet kilka razy podjęłam wyzwanie, żeby mu o tym powiedzieć. Próbowałam zapytać go o to, ale często zbywał mnie mówiąc, że przecież nikt, nigdy nie zrobi nic takiego, co spowodowałoby, że nasza przyjaźń przestanie istnieć. Wierzyłam mu, czemu miałabym mu nie wierzyć, tyle lat wspólnych.

    Pewnego dnia nie odebrał ode mnie telefonu. Wiedziałam, że to zły znak, ale stwierdziłam, że może potrzebuje czasu, że może akurat robi coś ważnego, coś wyjątkowego. Niestety, wiedziałam, że to pierwszy punkt na czarnej liście, wszystkich czarnych punktów, których nie da się przeskoczyć. Pierwszy tydzień, kiedy nie mieliśmy ze sobą kontaktu był dla mnie bardzo ciężki. Tysiąc razy sprawdzałam na telefonie, czy czasem nie napisał, bo przecież pisał zawsze. Po tygodniu dostałam od niego krótką informację, że niestety, ale nie będziemy mogli ze sobą utrzymywać kontaktu, ponieważ jego związek jest dla niego na tyle ważny, że postawiony w sytuacji wyboru… i tak dalej, i tak dalej.

    ***

    Cała reszta tych bzdur, które tam czytałam, powodowała, że byłam wściekła. Przecież ja od niego nie chciałam nic takiego, co mogłoby zniszczyć jego związek. Chciałam być przyjaciółką, ale zrozumiałam. Odpisałam, że spodziewałam się takiego obrotu zdarzeń, że nie jestem zaskoczona i życzę mu wszystkiego dobrego. Nie rozumiałam… skłamałam, nigdy się nie okłamywaliśmy, ale ja nie dałam rady być kolejną kobietą, która robi mu wyrzuty. Skasowałam jego numer, żeby mnie nie kusiło i nie dopytywałam rodziców, co u niego. Po kilku miesiącach przestałam nawet jeździć w rodzinne strony, bo za dużo wspomnień. Najgorsze było w tym wszystkim to, że wiedziałam, że gdybym była facetem, prawdopodobnie nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji, w której on musiałby wybierać.

    Mijały lata, wiedziałam, że się ożenił, że ma dzieci. Sama wyszłam za mąż i mam dorosłą córkę, ale brakuje mi go każdego dnia. Brakuje mi naszych rozmów… nigdy nie zapomniałam. Jakiś czas temu spotkaliśmy się przez zupełny przypadek na jednym z festynów w rodzinnych okolicach, był sam, ja byłam z córką. Patrzyłam na niego, długo nie miałam ochoty podchodzić, ale nas zauważył i podszedł. Chciał rozmowy, jego głos się zmienił, a mnie już nie sprawiało takiej przyjemności, kiedy go słuchałam. Miałam żal, już nigdy później go nie spotkałam i dziś wiem, że już nie spotkam. Wyjechał.

    Przyjaźń to takie piękny element naszego życia, który niestety bywa obarczony podziałem na kobiety i mężczyzn. Nie uważam, żeby przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną była czymś dziwnym, nie rozumiem, jeśli ktoś jest o to zły lub każe wybierać. Byłam zła. Straciłam kogoś, kogo mocno kochałam jako brata i pomyśleć, że tylko płeć była moją największą wadą.

    ***

    Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY