Więcej...

    Stracone szanse

    Jechałam pociągiem, jak zwykle o tej porze. Wracałam z pracy. Pociąg jechał szybko, ale jednostajnie. Wydawało mi się, że ani nie przyspiesza, ani nie zwalnia. Dziwne uczucie, kiedy patrzysz przez okno i mijasz obrazy, w których tempo i szybkość jest taka sama. Z czasem barwy zaczynają się sklejać i powstaje jedna plama. Nagle z tego myślenia wyrwała mnie jedna dyskusja, która zatrzymała mnie, która wyrwała mnie i pokazała, że można zadać konkretne pytanie i co gorsza oczekiwać równie konkretnej odwiedzi. I nie wiem co mnie tak zmroziło, odwaga pytającego, czy samo pytanie, które nie było łatwe. Zapraszam Was do przeczytania mojej historii z podróży, ciekawa jestem Waszych wrażeń.

    W pociągu siedziałam w przedziale, w którym byłam ja i niski, może dwunastoletni chłopiec, ze swoją mamą. Pierwsze przywitanie, dzień dobry, usiedliśmy. Pociąg ruszył, chłopiec bawił się czymś, potem zaczął się nudzić i w sumie jak ja, próbował znaleźć sobie coś do roboty. Ja, zapatrzona w okno, starałam się odwrócić uwagę od tego jak wolno mi płynie czas, ale chłopiec nie miał tego daru, więc mama wyciągnęła mu kolejną gazetę i książkę. Stwierdziła, że może w taki sposób syn spędzi tę podróż. Jednak on miał inny plan.
    Chłopiec nagle podniósł wzrok. Popatrzył na mnie, a potem na mamę i zadał pytanie, ale jakie to było pytanie. Jak na jego wiek bardzo dojrzałe. „Mamo, czym jest stracona szansa?”

    Mama popatrzyła równie co ja zdumiona. Raz na mnie, raz na niego i znowu na mnie. Po czym zaczęła mówić do młodego: „to jest tak, jakbyś coś próbował złapać, ale Ci się nie udaje. To jest tak, jak chcesz strzelić gola w zawodach drużynowych i Ci nie wyjdzie.” Chłopiec pokiwał głową ze zrozumieniem. Jednak było widać po jego minie, że dalej coś nie daje mu spokoju.

    Pokiwał głową i zaczął mówić. „Czy to znaczy, że ja ciągle będę miał stracone szanse?” Mama znów zdziwiona, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i dodała. „Wiesz, czasem w życiu tak bywa, że tych straconych szans jest więcej niż jedna.” Chłopiec nie bardzo chciał uwierzyć, więc zadał kolejne pytanie. „No dobrze, ale to jak ja mam żyć, nagle?” To mnie dokładnie zatrzymało. Jak 7-latek, którego życie kręci się wokół szkoły, piłki, komputera, zauważa, jak wiele może przeminąć bez niego. Jak wiele może zagubić żyjąc, idąc dalej jak ma żyć, skoro, może tyle stracić.

    Zauważyłam, że kobieta jeszcze bardziej się zaniepokoiła, chyba sama zauważyła, że gubi się w swoich odpowiedziach. Zmieszana odpowiada: „skąd takie trudne pytanie?” Chłopiec patrząc na mnie, zaczął mówić: „wiesz mamo, w szkole mówili o tym, że jakaś pani straciła szansa na pracę. Po szkole, kiedy wracałem do domu, pan w autobusie mówił, że stracił szansę na podwyżkę. Pani siedząca obok mnie, rozmawiała z kimś przez telefon, powiedziała, nie trać szansy, wyjedź. Jak wróciłam do domu, zacząłem się zastanawiać. Teraz i tak nie ma co robić, to może mi powiesz, o co chodzi.”

    Inteligentny siedmiolatek nie dawał za wygraną i zarówno ja, jak i mama tego chłopca, wiedziałyśmy, że tak łatwo z nim nie będzie. Przysłuchując się tej rozmowie, na każde jego pytanie, sama próbowałam odpowiedzieć i przyznam Wam, że wcale nie było to takie proste. Na chwilę przeniosłam się do mojej głowy, tam analizowałam, co byłoby dobrą odpowiedzią.

    Oni dyskutowali i chłopiec nagle ponowił to pytanie: „to jak ludzie żyją, jak ciągle tracą szansę?” Skrępowana sytuacją kobieta odpowiedziała bardzo lakonicznie, nawet mnie nie przekonała. „Wiesz, no jakoś żyją, potrafią się z tym pogodzić, albo i nie potrafią. A jak nie potrafią, to są źli, na cały świat.” Chłopiec rezolutnie przerwał mamie: „to znaczy, że nasza sąsiadka jest ciągle zła, bo cały czas traci szansę.” Kobieta już nie wiedziała co ma odpowiedzieć, wymijająco kontynuowała, „wiesz synu, sąsiadka może mieć różne, inne problemy. Ale jeśli straciła jakąś szansę i się z tym nie pogodziła, to jest duża szansa, że właśnie z tego powodu jest zła.”

    „Wiesz ja nie rozumiem, mamo, o co chodzi z tymi szansami. Jak ja wchodzę na boisko i raz nie strzelę gola, no to jutro też pójdę na boisko, to co to za różnica, kiedy ja tego gola strzelę.” Nagle mnie olśniło, że przecież to jak my patrzymy na to, zależy tylko od nas. Chłopiec, mimo młodego wieku, miał dużo racji.

    Jeśli pani nie dostała tej pracy w przedszkolu, to nie dostała jej, to jest fakt, ale to nie jest tak, że straciła szansę. Na dodatek ostatnią, jedyną, przecież pewnie będzie miała inne okazje, na inne prace. Chłopiec obudził we mnie inne, dotąd mi nieznane spojrzenie. Zerknęłam wtedy na mamę tego chłopca i usłyszałam z jej ust, „no wiesz, nie wszyscy myślą, że mogą mieć coś więcej, albo coś w zamian tego.

    Zapadła cisza i w tej ciszy usłyszałam wszystkie dźwięki dobiegające z pociągu. W sumie nie wiem, co sobie myślałam, że to jakaś terapia w pociągu, ale zaczęłam się zastanawiać, czy ja mam jakieś stracone szanse i na co je straciłam. Może na to, żeby być szczupłą, może straciłam szansę na to, żeby jeździć dobrym autem. W sumie, czy ja straciłam te szanse? Czy tak je postrzegam i nic z tym nie robię?

    Ciszę znów przerwał chłopiec, z pytaniem do mamy: „rozumiem, że ludzie patrzą na różne sprawy, w różny sposób, ale to dlaczego nie chcą patrzeć w ten dobry, że mogą pójść na boisko i znów strzelić gola, nieważne kiedy to zrobią. Co takiego dzieje się z ludźmi, że chcą żeby im było źle?” Nie usłyszałam, co matka odpowiedziała chłopcu. Założyłam słuchawki i zatopiłam wzrok w szybko mijających obrazach za oknem.

    To jest tak, że ja znam odpowiedzi na pytania, młodego chłopca, ale mocno zabolało mnie to pytanie, dlaczego sam chce, żeby mi było źle? Niestety sama często używam tego sformułowania, że straciłam szansę, albo co gorsza, że straciłam czas. I zatapiam się w tym, że nie chce wyjść i ruszyć, tylko tkwię w tym smutku. Chłopiec miał dużo racji, to jak patrzę na świat zależy tylko ode mnie, tylko ja mam na to wpływ, a lubię się gnębić, szczególnie słowami, że coś straciłam.

    Nie wiem jak Wy, ale ja podziwiam i chłopca, który nie wiedząc czemu miał trudny temat i chciał rozmawiać, i podziwiam mamę, która mimo tego, że chyba sama dobrze zna to uczucie rezygnacji, gdy coś się traci, a jednak próbowała wybrnąć z twarzą. Najwięcej po tej podróży mam żalu do siebie, bo nie dałam sobie szansy na inna perspektywę, już tyle lat.

    Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.

    Więcej o psychologii znajdziecie tutaj.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY