Elvis Strzelecki: Rok 2023 przyniósł Ci jak dotąd wiele dobrego. Jaka refleksja pojawia się w Twojej głowie, gdy myślisz o tym, co spotkało Cię w ostatnim czasie?
NIKI: To był rok zmian. Podpisałam swój pierwszy kontrakt muzyczny i rozpoczęłam pracę z wieloma nowymi ludźmi w stolicy. Dodatkowo pisałam w tym roku maturę, a co za tym idzie, wybieram się na studia. Podwójne życie jako piosenkarka i uczennica nigdy nie było łatwe, ale po ukończeniu liceum mam więcej czasu na poświęcenie się pasji. Ten rok uczy mnie ryzykować, uczy mnie żyć. Ciągle próbuję nowych rzeczy i nieustannie wychodzę poza swoją strefę komfortu. Cieszę się, że nabieram odwagi.
Zacznijmy od podpisania kontraktu z wytwórnią – czy to Ty wysłałaś do niej swoje demo, czy zostałaś odkryta dzięki swojej twórczości obecnej w internecie?
Zostałam odkryta dzięki swojej twórczości. Zawdzięczam to piosence „Amnezja”. Po obejrzeniu do niej teledysku, dyrektor wytwórni wysłał mi swoje dane kontaktowe. Kiedy zadzwoniłam, zaproponowano mi kontrakt. Byłam przeszczęśliwa!
Jak wygląda taka współpraca – czy wytwórnia ingeruje w proces tworzenia utworów, czy masz w tej kwestii wolną rękę?
Zostałam odkryta dzięki własnym tekstom i kompozycjom, dlatego też cieszę się sporym zaufaniem wytwórni, jeśli chodzi o proces twórczy. Mam wolną rękę, ale zawsze mogę liczyć na wiele rad i podpowiedzi ze strony pomocnej ekipy, z którą mam przyjemność współpracować, dzięki czemu próbuję nowych rzeczy i poszerzam swoje możliwości.
Kolejna dobra wiadomość – zastrzegałaś swój pseudonim artystyczny. Czyżby na horyzoncie pojawiła się inna dziewczyna próbująca użyć pseudonimu „NIKI”, czy przyczyną tej sytuacji było coś innego?
Tak, była taka dziewczyna. Niestety ta sytuacja trochę mną wstrząsnęła. Zresztą, kto by się spodziewał, że znajoma z branży nagle postanowi odebrać mi osobowość. Podjęłam próby rozmowy, ale bez skutku. Ba! Zaskoczono mnie i moją mamę blokadą w mediach społecznościowych, dlatego po rozmowie z wytwórnią oraz moimi rodzicami wspólnie stwierdziliśmy, że czas zastrzec „NIKI”. Jestem dość nietypową artystką, ale wciąż debiutującą. Łatwo skraść oryginalny pomysł komuś, kto jeszcze nie zaistniał. Wystarczy mieć więcej liczb. „NIKI” jest również dość popularnym pseudonimem, ale na szczęście nie było takiej artystki w Polsce, więc korzystając z tej luki, udało mi się zabezpieczyć swoją nazwę. Bałam się decyzji związanej z zastrzeżeniem mojego pseudonimu, ale się udało! Bardzo mnie to ucieszyło i uspokoiło. NIKI w Polsce jest tylko jedna!
I kolejna dobra informacja z tego roku – zdałaś maturę. Był duży stres?
Największy stres towarzyszył mi przy biologii, bo na niej zależało mi najbardziej i poświęciłam jej najwięcej czasu. Na szczęście udało mi się wszystko zdać i uzyskać wymarzone wyniki. Przy podstawowych egzaminach raczej nie było stresu. Dużo stresowałam się przy egzaminach ustnych, ponieważ nie wiedziałam, jak sobie poradzę oko w oko z komisją. Mogę się pochwalić, że ze wszystkich egzaminów podstawowych miałam 100% oprócz polskiego, z którego miałam 98%! Jakoś przeżyję (śmiech).
I warto było, wszak Twoja grupa fanów na TikToku zgotowała Ci nie lada niespodziankę.
Tak! Moje wyniki maturalne udostępniłam na TikToku i poszły w tak zwany „viral”. Obecnie mają już ponad 1.8 mln wyświetleń i panuje tam burza komentarzy. Cieszę się, że tak mocno docenili moją pracę. Może dzięki temu wybaczą mi małą przerwę muzyczną związaną z nauką do matury.
Planujesz studiować produkcję medialną w Lublinie. Co najbardziej fascynuje Cię w świecie mediów?
Tak! Mogę nawet potwierdzić, że oficjalnie jestem studentką UMCS właśnie na tym profilu. Najbardziej fascynuje mnie praca przy filmach i teledyskach. Uwielbiam pisać scenariusze do własnych klipów, wiem, że mam do tego smykałkę. Dodatkowo kręci mnie dubbing oraz radio. Wiem, że wiedza nabyta na tych studiach przyda mi się w mojej karierze muzycznej, dlatego nie mogę się doczekać, aż zacznę swoje życie studenckie w rodzinnym mieście – w Lublinie! Nareszcie mam okazję, by wrócić do ukochanego miasta.
Pora porozmawiać o muzyce. Masz na swoim koncie takie kawałki jak „Amnezja”, „Napisy Końcowe” czy „Co Ze Mną Będzie?”. Nad czym teraz pracujesz?
Obecnie mam w planach kolejne piosenki, niektóre są już prawie skończone. Bardzo się cieszę, że jestem po maturach i wreszcie mogę wrócić do muzyki na pełnych obrotach. Dodatkowo planuję nowe i inne wersje niektórych starszych kawałków, ale na te smaczki słuchacze muszą jeszcze chwileczkę poczekać. Pewnie niedługo zdradzę więcej.
Pop-rock, electropop, ballady – Twoja twórczość jest różnorodna. Jakie nurty i którzy artyści obecnie Cię inspirują?
Moje kawałki są bardzo różnorodne, a to dlatego, że długo szukałam własnej drogi (i ją znalazłam!). Najlepiej obrazuje to utwór „Co Ze Mną Będzie?”. Uwielbiam łączyć elementy charakterystyczne dla muzyki lat 70. czy 80. z żywymi instrumentami. Nie brakuje też współczesnych brzmień. Pop-rock to zdecydowanie gatunek, w którym wyobrażam sobie swój pierwszy album.
Trudno mi wskazać konkretnych artystów. Czasem usłyszę jakąś piosenkę w radiu lub w internecie i zapala mi się lampka w głowie. Ciągle inspiruje mnie ktoś lub coś innego. Najczęściej to artyści, którzy tworzą w innych nurtach. Przykładowo przy najnowszej piosence „Co Ze Mną Będzie?” zainspirowała mnie Taylor Swift z kawałkiem „Anti-Hero”. Nic mnie jednak nie inspiruje tak, jak własne przeżycia. Sama uważam też, że jest coraz mniej żywej muzyki. Świat realny przenosi się do świata komputerów, powstaje dużo piosenek „bitowych”. Postanowiłam więc przywrócić do łask żywe instrumenty.
Jakie niespodzianki, oprócz tych muzycznych, przygotowujesz dla swoich fanów?
Obecnie skupiam się na muzyce. Planów mam multum! Trzeba poświęcić im masę czasu, by choć niektóre stały się rzeczywistością, ale jestem bardzo otwarta na nowe rzeczy, dlatego w przyszłości na pewno jeszcze zaskoczę i to pewnie nie tylko muzycznie.
Z kim pracujesz w studiu nowymi numerami i jak przebiega ten proces?
Pracuję z Marcinem Limkiem i Kamilem Szmeiduchem, którzy są również odpowiedzialni m.in. za najnowszy kawałek „Co Ze Mną Będzie?”. Czuję się z tymi producentami jak ryba w wodzie i już teraz mogę zdradzić, że nowy kawałek, nad którym pracujemy, będzie bardzo wzruszający! Czymś nowym jest dla mnie z kolei współpraca z FLAIR’SVISION. Dzięki nim postanowiłam więcej eksperymentować i wyjść ze strefy komfortu. Niedługo zaczynam też współpracę z kolejnymi producentami.
Reprezentujesz pokolenie Z. Wielu krytykuje je za roszczeniowość, podczas gdy jego reprezentanci często dużo szybciej uczą się życia niż boomerzy, wykorzystując nowe technologie do promowania swoich talentów. Jakie są Twoje refleksje na ten temat?
Uważam, że każde pokolenie ma swoje plusy i minusy. Zazdroszczę poprzednim pokoleniom tego, że nie było tak bardzo związane z telefonami. Cieszę się jednak, że mnie jeszcze udało się mieć dzieciństwo, które polegało na zabawie w piachu czy w błocie, a nie przed ekranem. Mimo to bez mediów niewielu dowiedziałoby się o mnie i mojej muzyce. Dzięki filmikom na przykład na TikToku dużo osób może lepiej mnie poznać i dać mi szansę. Nie ma co skreślać tych nowych rozwiązań. Super, że mamy takie platformy. Nie mnie oceniać, czy moje pokolenie jest bardziej zaradne niż to naszych rodziców. W moim przypadku najlepiej pokaże to moja przygoda ze studiami – zobaczymy, jak sobie poradzę bez „mamadżerki” (śmiech).
Skoro mowa o „mamadżerce”, to na koniec opowiedz o swojej relacji z nią.
Pieszczotliwie nazwałam moją mamę „mamadżerką”, ponieważ bardzo się przejmuje tym, jak rozwija się moja kariera i mam w niej nieograniczone wsparcie. Jest niezawodnym krytykiem – zawsze wprost usłyszę, czy demo nowej piosenki jest beznadziejne, czy czadowe. Przeżywa ze mną każdy sukces i każdą porażkę. Mam wrażenie, że cieszy się z tych piosenek bardziej niż ja. Poza tym mojej mamie nie umknie żaden komentarz. Często nie zdążę nawet zobaczyć wypowiedzi internetowych trolli, a już słyszę krzyk z salonu – „Widziałaś ten komentarz? Żenada, jak można tak powiedzieć!”. Strzeżcie się hejterzy – mamadżerka widzi wszystko (śmiech).
Zresztą cała moja rodzina jest wspierająca. Zawsze mogę na nich liczyć. Nie ma sytuacji, że nie miałby mnie kto zawieźć na koncert, zajęcia śpiewu lub do studia. „Tatadżer” regularnie jeździ ze mną do Warszawy do wytwórni i do studia nagraniowego. „Babciodżerka” też daje radę! Zawsze dowiaduje się przede mną, że mój kawałek jest gdzieś numerem jeden w radiu i pisze z gratulacjami. Większość telefonów w mojej rodzinie ma na dzwonkach moje utwory. Wszystkich moich rodzinnych menadżerów kocham! Taka rodzinka to skarb!
Więcej o kulturze znajdziecie tutaj.