Więcej...

    Czy przyjaźń damsko-męska istnieje?

    Nie wiem, kiedyś wydawało mi się, że wszyscy, których spotkałam w moim życiu, opowiadali, że przyjaźń między kobietą i mężczyzną nie jest możliwa. Wszystko zmieniło się, kiedy poznałam jego. W moim odczuciu, to była jedyna przyjaźń, jakiej doświadczyłam. To była jedyna przyjaźń, która dawała mi wszystko. Dziś boli tylko jedno, odległość jaka nas dzieli.

    Poznaliśmy się jeszcze w szkole średniej. Obydwoje mieliśmy te same pasje i tak samo patrzyliśmy na życie. Chcieliśmy studiować, zdobywać świat, oboje jakoś nie mieliśmy w planach wielkich miłości. Może dlatego, ta przyjaźń w tym wieku była taka prawdziwa. Lata mijały, skończyliśmy studia w tym samym mieście, na różnych uczelniach i dalej byliśmy sobie bliscy. Ja poznałam mojego obecnego męża, on był samotny. Mówił, że jest mu to do niczego niepotrzebne, że nie umie się zaangażować, że nie pociągają go związki na dłuższą metę. Miał jakieś przelotne miłości, z których się zwierzał, ale jakoś zawsze miałam wrażenie, że szuka w moich oczach aprobaty. Szuka odpowiedzi, czy to właśnie ta jedyna. Ja nigdy tego nie robiłam, nie dawałam tej odpowiedzi. Zawsze uważałam, że moje zdanie w tym temacie jest nieważne. Najważniejsze co on czuje i ta kobieta, bo ja pragnę dla niego tylko szczęścia. Uśmiechał się pod nosem i kiwał głową.
    Pewnego dnia przyjechał do mnie, patrzył głęboko w oczy i powiedział, że jestem największym darem jaki otrzymał od losu, że znamy się już tyle lat i wiem o nim wszystko, a on wie o mnie. Cieszył się, że poznał najlepszego człowieka jakiego mógł poznać i, że daje mu tyle szczęścia. Objął mnie i przytulił, pocałował w czoło. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie jakby to było ostatnie pożegnanie. Jakby nie chciał mieć kontaktu, jakby coś pękło, ale następnego dnia normalnie rozmawialiśmy, pisaliśmy wiadomości.
    Mój mąż czasem był zazdrosny o niego, bo miał wrażenie, że więcej jestem w stanie powiedzieć przyjacielowi, niż swojemu mężowi. Mój przyjaciel wiedział o mnie dużo więcej niż mój mąż, ale od początku naszego związku wiedział, że jestem w pakiecie z najlepszym człowiekiem jakiego w życiu poznałam. Dla mnie to była przyjaźń nie do zdarcia, nie do zajechania, aż do momentu, kiedy stanął przede mną i powiedział, że poznał kogoś, ale ten ktoś żyje na drugim końcu świata, nawet nie Polski i że w końcu poczuł to, co ja czuję od lat.
    Mnie zamurowało i nawet nie wiem, czy chodziło o zazdrość jako o mężczyznę, ale poczułam jakby mnie ktoś uderzył w twarz. Jakby nagle zabrał mi ktoś to coś, co tak chroniłam tyle lat, co wszyscy musieli akceptować i patrzeć na to bez prawa głosu i oceny. Zapytałam jak to możliwe, tak nagle, że bardzo się cieszę, ale bardzo mnie zaskoczył. Na co on odpowiedział, że tak zaskoczenie jest, bo on też nie sądził, że kiedyś będzie mi w stanie to powiedzieć, a ja patrzyłam na niego. Długo opowiadał o tej kobiecie. Ja nawet nie znam jednego szczegółu z tej rozmowy. W głowie tylko miałam jedno zdanie: on wyjedzie, to koniec.
    Wróciłam do domu, powiedziałam wszystko mężowi. Mam wrażenie, że ucieszył się, że tak się potoczyły losy naszej przyjaźni. Kolejne kilka dni spędziłam na telefonie, robiąc wszystko, żeby nie zauważył, że cierpię, ale wiedział. Nie oceniał, nie mówił na ten temat, ale wiedział. W przeddzień, kiedy miałam poznać tę wybrankę, w głębi duszy liczyłam na to, że okaże się jakąś wariatką, tym samym da mi powód, żebym powiedziała: zostań. Okazała się jednak bardzo miłą dziewczyną. Zaangażowana, czuła, piękna, a to mnie dobiło, nie miałam też prawa go zatrzymywać, bo on zawsze mnie wspierał, a nie zatrzymywał.
    Minął miesiąc i nagle dzień przed jego wyjazdem, nie umiałam sobie poradzić, bolała mnie głowa, serce, oczy od płaczu. Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, żeby nie wyjeżdżał, że nie chcę, żeby mnie zostawiał, że sobie bez niego nie poradzę. Kto będzie pił ze mną kawę w czwartki, a kiedy będzie mi źle – wino w soboty? Kto będzie udawał, że interesują go moje kobiece maseczki? Kto będzie mi mówił, że jestem najbardziej wartościowym człowiekiem na świecie. Mam wrażenie, że wszystko, co w życiu zdobyłam, co dokonałam, nigdy by się nie wydarzyło bez niego.
    Nadszedł ten dzień, w którym trzeba było się pożegnać. Stanął przede mną, powiedział, że bardzo mnie kocha i będzie za mną bardzo tęsknił. Dodał, że będziemy ze sobą rozmawiać, tak często jak to będzie możliwe, mimo zmiany czasu. W myślach pojawiło mi się, że nawet pory roku nie będą nas łączyć. Na koniec dodał, że dziękuje mi za wszystko, co zrobiłam dla niego i dla nas. Ja też chciałam mu powiedzieć, że dziękuję za przyjaźń, za wsparcie i za to, ale nie dałam rady nic powiedzieć. Czułam się jak hipokrytka, która mówi jedno, a robi drugie. Chciałam mu powiedzieć: nie wyjeżdżaj, to nie ma sensu, zostań.
    Jednak jedyne na co było mnie stać, to przytulenie go mocno. Powiedziałam, że zawsze tu będę i że też go kocham. W myślach miałam, że te wspólne lata przyjaźni, to dla mnie najcenniejszy dar od Boga, ale przemilczałam, chociaż bałam się odezwać, żeby nie wybuchnąć płaczem. Wsiadł do taksówki, z boku siedziała ona. Pomachałam im i wraz z odjeżdżającą taksówką, odjechało wszystko, co w życiu było dla mnie najcenniejsze. Największa przyjaźń, jaka mogła mnie spotkać, jaka spotkała, wspomnienia zostaną ze mną na zawsze.
    Poczułam, że moje życie się zmieniło. Jakiś etap w moim życiu się zamknął. Mamy ze sobą kontakt do dziś. Tak naprawdę to potrafimy nocami siedzieć, tylko dlatego, że to drugie, akurat wtedy ma czas. Dalej jest dla mnie najważniejszy, nie szukam przyjaciół i nie jestem w stanie zastąpić go nikim innym. Wiem, tu nie chodzi o miłość, chodzi o to, że to jest moja bratnia dusza, to koś kto mnie wspiera, kto jest mi filarem i ostoją.
    Przyjaźń damsko męska istnieje, a ja jestem tego dowodem i mam nadzieję, że pewnego dnia mój przyjaciel stanie na lotnisku i powie, że wraca i życzę mu, żeby był szczęśliwy gdziekolwiek jest. Jego szczęście to moje szczęście, mimo tego, że tak trudno żyje się oddzielnie. Na razie wspólna kawa na Mokotowie nie jest możliwa, ale pewnego dnia będzie i na tą kawę warto czekać, choćby całe życie.

    Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.

    Więcej o psychologii znajdziecie tutaj.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY