Więcej...

    W ciemności zobaczyć nadzieję

    Samotność, ta cholerna samotność, która towarzyszy mi każdego dnia. Wychodzę z domu i wracam do domu, a w nim nie ma nikogo. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie dostrzegam ludzi obok siebie. Wszędzie tylko pustka. W pracy spotykam ludzi, którzy mnie mijają i z grzeczności powiedzą: dzień dobry. Jedyne, co przez życie ze mną idzie, to pustka, która każdego dnia obezwładnia mnie coraz bardziej, która każdego dnia, zmusza mnie do tego, żeby wybierać ciągle i ciągle, i od nowa żyć, albo to drugie, gdzie ze strachu nawet tego nie wymówię.

    Miałam fajne życie. Byłam cała poskładana, poukładana i moje życie było całe i poukładane. Ja nie wiem, kiedy to się stało, nie mam pojęcia, co takiego się stało, nie umiem sobie tego wyobrazić. Jakby ktoś wyciągnął mi wtyczkę z tej maszyny, która była idealna. Ja zostałam z tą popsutą maszyną, która w ogóle nie działa, a na dodatek mechanizm, który się zepsuł, jest wewnątrz, schowany głęboko w środku, nie ma do niego dojścia i to tragedia tej sytuacji.
    Na zewnątrz przecież wszystko jest idealnie. Piękny dom, piękny samochód, piękna rodzina, piękny mąż, nawet sumy na kontach są piękne, a kiedy wracam do domu i przekręcam zamek w drzwiach – zabija mnie samotność. Zastanawiacie się, jak to się dzieje? Sama nie wiem, jak to się dzieje. Zawsze śmiałam się z ludzi, którzy mieli wszystko i narzekali. Oceniałam ich tak szybko, jak to było możliwe. Bez mrugnięcia okiem, mogłam ich zaklasyfikować do wiecznych, marudnych gamoni. Ocenianie zawsze dość szybko mi szło, nie znałam realiów, ale uważałam, że wszystko wiedziałam. Jak to w życiu bywa – to moje wszystko, najlepiej wiedziałam do momentu, aż sama się z tym nie zmierzyłam i okazało się, że guzik wiedziałam.
    Nikt, nigdy w życiu, nie powiedział mi, że wewnętrznego spokoju, ciepła i radości, nie kupi się za żadne pieniądze. Zastanawiacie się, czy to depresja? Tak, to depresja, to ten moment, kiedy człowiek zostaje sam ze sobą i patrząc w lustro, widzi kogoś, kogo zupełnie nie zna. Nie umie się dogadać, jakby nawet język nie był z tego samego państwa. Kiedy głowa mówi idź, a ciało mówi – nie. Kiedy myśli mówią zrób, a emocje trzymają cię za gardło. To jest ten moment samotności, to jest to, co mnie zabija.
    Chociaż tak bardzo chcę żyć, to jest ten moment, kiedy mnie dopada nie coś w rodzaju myślenia: ale po co? Po co chcesz żyć? Co takiego dajesz innym, że na to zasługujesz? Co oni dają tobie, że chcesz tu dalej być? Wiele pytań, na które odpowiedzi nie mam, a mam wrażenie, że brak tych odpowiedzi, wciąga mnie w tę czarną dziurę, która jest wewnątrz mnie.
    Gdybym miała być do końca z Wami szczera to, tak naprawdę każdego dnia, próbuję uciec. Z pracy biegam na siłownię, z przyjaciółką na kawę, próbuję ukryć to, co czuję, żeby nikt nie pytał, bo nie wiem co mam powiedzieć. Ja tak naprawdę boję się chyba momentu, w którym będę musiała to powiedzieć, przyznać się sama przed sobą, że mam ten czarny stan, o którym tyle się czyta, mówi, a nawet mam wrażenie jest dość modny, boję się przyznać, że mam depresję i czuję się jak worek nic nie znaczących kamieni. Boję się, że się rozlecę, jak ten wazon, który upadł mi wczoraj na podłogę, uderzając roztrzaskał się na miliony kawałków. Nawet jak to posprzątałam, odkurzyłam, umyłam podłogę, to i tak chodząc ukłułam się w palec. To nie jest tak, że można to posprzątać i wrzucić do kosza, a potem udawać, że jest ok, bo to jest ten moment, w którym coś się traci, albo próbuje się schować, a i tak cię to ukłuje.
    Chciałabym być szczęśliwa, choć może nie wyglądam na taką, raczej wyglądam na kogoś, kto w ogóle się nie stara by być szczęśliwym, nie jest to prawda. Ja naprawdę chcę widzieć pozytywny świat, pozytywne życie. Chciałabym widzieć tę jasną stronę mojego życia, którą widzą ludzie wokół mnie, mówiąc te słowa: jak ja ci zazdroszczę. Jest w tym wszystkim mały problem, o którym nikt nawet nie pomyśli. Oni, Ci ludzie nie mają pojęcia, czego tak naprawdę mi zazdroszczą, o co im chodzi, co oni takiego widzą, może zazdroszczą: męża, pieniędzy, domu, samochodu, pracy, czy może tej samotności? Może tego mi zazdroszczą, tego odbicia w lustrze, którego nie znam, tej ciemnej dziury, która mnie pochłania, tej zimnej wody, która mnie oblewa, za każdym razem, kiedy zostaje sama.
    To co widać, to nie jest to, co jest w środku, bo nawet najgorszy prezent, można ubrać w piękny papier i udawać, że absolutnie wszystko jest ok. Boję się dnia, kiedy przestanę udawać, boję się dnia, kiedy będę musiała stanąć w prawdzie, ale nie z tymi ludźmi, którzy mówią jak mi dobrze, tylko w prawdzie ze sobą i przyznania się przed sobą, że upadłam. Tak bardzo w życiu walczyłam o to, żeby nie upadać, na tak wielu polach się zabezpieczyłam, zbudowałam mury, żeby mnie nic nie zaskoczyło, a nie przewidziałam, że pewnego dnia mój środek, moje wnętrze, każdy kawałek mojego ciała, mojej duszy, moich emocji, moich uczuć, wszystko to, o co nigdy nie dbałam – rozsypie się.
    Nawet teraz nie wiem jak mam to powiedzieć, że właśnie tam, gdzie mnie nie było, bo myślałam, że tego nie ma, że tak bardzo schowałam siebie, że nie jest to możliwe, a mimo wszystko, że to właśnie tam osiągnę dno i na dodatek, osiągnę to dno w samotności. Uderzając głową o ścianę, jakby ból głowy miał stłumić ból w środku.
    Z trudem podnoszę się każdego dnia, więc nie oceniaj. Nie zazdrość mi życia, które mam, bo nie wiesz, co to za życie i nie wiesz, co to za prezent, opakowany w ten piękny papier, przewiązany cudowną wstążką. Nie wiesz, co tam jest w środku, bo nie pytasz, bo cię to nie interesuje, bo oceniasz to, co widzisz, więc nie oceniaj. Nawet nie wiesz jak bardzo kiepski w tej ocenie jesteś.
    Teraz, kiedy próbuję przelać emocje na papier, podobno to pomaga, mam wrażenie, że czuję ukojenie, przez chwilę. Kiedy dyktuję ten tekst, a komputer tak potulnie zapisuje, czuję odrobinę spokoju. A Ty, jeśli czytasz ten tekst i jesteś w tej dziurze, tej swojej ciemni, wyjdź po pomoc, bo na pewno znajdzie się ręka, która podana, pomoże Ci wyjść i zobaczyć promień słońca, który ogrzeje twoją twarz i pozwoli Ci znaleźć nadzieję. Nie zostawaj tam proszę.

    Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.

    Więcej o psychologii znajdziecie tutaj.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY