Więcej...

    Kiedyś ta bańka pęknie

    Trzymałam w dłoni kubek z kawą, patrzyłam no to, co przede mną i zastanawiałam się po co w ogóle mi to życie. W sumie to pytanie (po co ci to?) brzmiało tak głośno, że z czasem sama zaczęłam zadawać sobie to pytanie, którego nienawidziłam. Dopijałam kawę i czekałam, zastanawiacie się na co? Nie na piękny zachód słońca, czekałam, aż mój mąż wróci, bo razem z nim wracał do domu strach, przerażenie, a czasem Armagedon.

    Mieliśmy małą córkę, w sumie nie było to małżeństwo z jakiegokolwiek przymusu, poznaliśmy się, polubiliśmy, w sumie bez większych wzlotów i upadków, bez jakiś dram i katastrof i też bez jakichś wielkich radości. Tak zwyczajnie, każdy z nas miał pracę, rodzinę i tyle, nie ma tutaj jakiejś wielkiej bajki, nikt nie uronił łzy. Widzicie, w tej normalności nie przeszkadzało mi nic. Nie pytałam go o to, dlaczego jest sam, nie wnikałam, jak wyglądało jego życie do tej pory i słuchajcie – nawet w najbardziej zastanawiających momentach, nie zapytałam, dlaczego się tak zachowuje. Uznałam, że normalnie wszystko jest zupełnie normalnie.

    Pierwszy raz doznałam szoku, kiedy mój mąż wpadł w taką histerię, nigdy wcześniej nie widziałam, żeby ktoś tak zareagował. Jechaliśmy samochodem, wkurzył go kierowca innego auta. Zaczął bić rękoma o kierownicę, zagryzać wargę w jakimś omotaniu i tak strasznie ciskać w klakson i pokazywać obraźliwe gesty. Zwyczajnie było mi wstyd. Pomyślałam, że ok, raz nie zawsze, więc pewnie miał gorszy moment i nie zastanowiło mnie, że wybuch tej złości, tej frustracji – był nieadekwatny do sytuacji.
    Powoli uspokoiłam najpierw siebie, a potem spojrzałam na niego i zapytałam, czy wszystko ok, zaczął wymachiwać dłońmi i krzyczeć, że przecież widziałam, co się wydarzyło. Natomiast dla mnie, to nie było nic wielkiego, a na pewno nie była to sytuacja, która mogłaby wywołać u mnie taką furię.

    Tylko normalnie

    Mijały tygodnie, bez jakiś wielkich emocjonalnych dram, nie kłóciliśmy się ani nie widziałam, żeby on kłócił się z kimkolwiek, wręcz miałam wrażenie, że kiedy coś go denerwuje – po prostu wychodzi. Uznałam, że taki ma sposób bycia. Mój ojciec często jak się kłócił z matką i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, to po prostu trzaskał drzwiami i już go nie było. Uznałam, że to to samo, tylko mój ojciec wychodził po awanturze ze złością. Mój mąż wychodził, kiedy zapaliła się iskra i tak naprawdę nic się nie wydarzyło, jego już nie było, jakby chciał coś przede mną ukryć.
    Kiedyś go zapytałam w żartach, czy ma jakieś tajemnice, spojrzał na mnie i powiedział, że nie rozumie pytania. Rozmowa zakończona, dla niego się wyjaśniło wszystko. Jakby nie musiał mi nic tłumaczyć, po prostu nie ma tajemnic. Ja nie mam, o co pytać, wszystko jest normalnie. Bardzo często to powtarzał: wszystko jest normalnie, nie dobrze czy źle, czy cudownie czy kiepsko, normalnie.

    Znowu zaskoczona

    Kolejny raz zauważyłam, że coś jest nie tak, kiedy byliśmy razem w kinie i kasjer pomylił zamówienia. Mój mąż rzucił w niego popcornem, po czym strasznie krzyczał, wzywał przełożonego. Było mi wstyd, zapytałam, o co chodzi, przecież to nic takiego, ale widziałam, że nie ma wtedy dyskusji. Po prostu poszliśmy do sali kinowej i cieszyłam się, że przez kolejne dwie godziny nie będę musiała z nim rozmawiać. Nie pamiętam, co to był za film, skupiałam się na tym co się wydarzyło. W drodze powrotnej próbowałam porozmawiać z nim, zapytać, o co chodzi, bo to nie jest pierwszy raz, a on spojrzał na mnie i powiedział, że dwa razy, to już nie reguła, więc domknęłam temat i nigdy go nie poruszyłam.
    Do momentu, aż któregoś dnia poszliśmy na przyjęcie. Mój mąż nigdy nie pił, uważał, że alkohol to zło. Natomiast wtedy na tym przyjęciu wypił i to był dzień, w którym zrozumiałam, dlaczego nie pił i co takiego ukrywał. Wpadł w taki szał, rzucał kieliszkami, jedzeniem, krzyczał, że wszystkich pozabija, że wszyscy go o coś oskarżają. To było straszne, patrzyłam i nie wierzyłam. Nie rozumiałam, kim jest ten człowiek.

    Oni wiedzieli

    Im bardziej chciałam go uspokoić, tym bardziej on wybuchał, w końcu mnie odepchnął, upadłam, a kiedy się podniosłam, jego już nie było. Pobiegł przed siebie jak wariat, jak furiat. Przyjęcie było u jego rodziny, więc miałam wrażenie, że tylko ja byłam zaskoczona. Byłam wręcz oszołomiona, po tym co się stało. Zaczęłam pytać, co się dzieje, gdzie on jest, a wszyscy wkoło jakby znali scenariusz. Uspokajali mnie, ale nie byli zaskoczeni. Zapytałam mojej teściowej, co do cholery się dzieje, żeby ktoś mi to w końcu wyjaśnił, ale ona patrzyła na mnie i pokiwała głową, jakby w ogóle nie chciała o tym rozmawiać.
    Wróciłam do domu, sama, wykąpałam się i poszłam spać. Mój mąż wrócił tego samego dnia wieczorem. Przepraszał, było mu przykro, że nie panował nad sobą po alkoholu i że nigdy więcej to się nie wydarzy, bo ja wiem, że on nie pije. W sumie to co miałabym mu nie wierzyć. Znaliśmy się już jakiś czas, byliśmy małżeństwem, ja nigdy wcześniej nie widziałam, żeby on pił. Nie alkohol mnie przerażał, przerażało mnie jego zachowanie. Przerażała mnie ta złość, ja się go po prostu wtedy bałam i miałam wrażenie, że on jest w stanie zrobić wszystko. Ja miałam wrażenie, że on może mnie nawet zabić.
    Po tym bardzo złym weselu, przez długi okres czasu był spokój. Starałam się nie wchodzić mu w drogę a on mnie omijał szerokim łukiem. Kiedy chociaż trochę zaczynaliśmy się sprzeczać, on standardowo wychodził, ja już nie pytałam dlaczego. Żyłam trochę jak w świecie iluzji, jakbym miała w domu wielkiego lwa, który nie zaatakuje, bo niby jest udomowiony, ale wystarczy go podenerwować i rzuci mi się do gardła.

    Pękająca bańka

    Jednak czasem mam wrażenie, że kiedyś ta bańka pęknie. Nie musiałam długo czekać wystarczył sklep i starsza pani z wózkiem, która go przez przypadek uderzyła, wystarczył taksówkarz, który jechał nie tą drogą i nie w takim tempie, albo wystarczyła pani w lodziarni, która nie sprzedała mu takiej gałki, jaką on by sobie wymarzył. Co robię jak wybucha… Nic. Milczę i czekam.
    Nie wiem czy jestem gotowa odejść, ja go w gruncie rzeczy kocham, ale czy można kochać tego lwa, czy to nie jest złudne, czy przerażenie nie powoduje tego, że ja nie odchodzę, bo się po prostu boję. Czasem o tym myślę, na przykład jak dziś – popijając kawę i czekając, bo nigdy nie wiem, kto na drodze mojego męża zrobi coś, co spowoduje, że będzie wybuch, a rykoszetem oberwę ja.

    Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.

    Więcej o psychologii znajdziecie tutaj.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY