Więcej...

    Nie umiem żyć swoim życiem

    Uwielbiam żyć życiem innych, kiedyś takie słowa powiedziałam do mojej koleżanki. Spojrzała na mnie i zdębiała, taka właśnie jest rzeczywistość. Nie umiem żyć swoim życiem. Dlaczego? Nie wiem, może moje życie było zbyt nudne, nic mnie nie ciekawiło w nim. Za to uwielbiałam wiedzieć wszystko o innych. Czy to źle? Nie wiem, zawsze wiedziałam, co u kogo słychać, co się u kogo dzieje, kto jest szczęśliwy, a kto przeżywa gorsze chwile. Wiedziałam wszystko i nawet przez moment nie zaczęłam się zastanawiać, czy coś ze mną nie tak, bo przecież chyba nie robiłam nikomu nic złego. Lubiłam spoglądać w okno i dostrzegać to, co inni chcieliby ukryć. Po co była mi ta wiedza? Nie wiem, może szukam dowartościowania. Posłuchajcie mojej historii, jestem pewna, że wielu ona zbulwersuje.

    Mam 55 lat, mieszkam w małej miejscowości. Do niedawna miałam dość specyficzne hobby: lubiłam wiedzieć wszystko o innych. Lubiłam wiedzieć, kiedy wychodzą rano do pracy, o której wracają, co się u nich dzieje, kiedy kłócą się z żoną lub z mężem, kiedy dzieci ich zostawiają albo kiedy są obok nich. Lubiłam wiedzieć, kiedy ktoś się o kogoś martwi, troszczy, a kiedy ktoś jest zbyt próżny, żeby móc zrobić coś dla kogoś.

    Skąd się u mnie wzięło to żywe zainteresowanie innymi? Jako dziecko uwielbiałam, kiedy ludzie robili różne rzeczy, a ja byłam małym podglądaczem. Bawiło mnie to ludzkie zakłamanie. Widziałam jak sąsiadka uprawia seks w stodole z sąsiadem, o czym nie poinformowała swojego męża. Widziałam jak drugi sąsiad kupił samochód i ukrył oficjalną kwotę zakupu przed żoną. Powodem, dla którego nie chciał głośno mówić o tym, co zrobił, były długi, które miał, bo pił. Dlatego powiedział, że auto było droższe niż w rzeczywistości. Mógł spłacić i pić dalej na kreskę. Takie małe kłamstwa, ale jakże istotne i gdybym wiedziała jak to wtedy wykorzystać, pewnie dziś nie byłabym tu gdzie jestem i byłabym dobrze urządzona.

    Ludzie przecież kłamią, oszukują, nie dlatego, że kochają drugą osobę. Kłamią i oszukują tylko i wyłącznie dlatego, aby poczuć satysfakcję, poczuć się lepszym. A ja już wtedy widziałam w tym coś złego, ale też mocno powszechnego. Dlatego też w dyskusji mogłam się pochwalić, co wiem i trochę ograniczyć ten proceder. Często zastanawiałam się jak to jest, że niby ludzie są razem, a robią wszystko, żeby być od siebie jak najdalej.

    Lata mijały, a moja pasja do podglądania i doszukiwania się, zmieniła się z czasem w obsesję, jak to mówił mi mój mąż. Jednak prawda jest taka, że też na tym korzystał, bo przecież to ja mu powiedziałam o sekrecie szefa, który to spotykał się w tajemnicy z konkurencją i próbował sprzedać firmę za plecami swojego wspólnika. Skąd by o tym wiedział? A ja wiedziałam. Na dodatek z biegiem czasu i z biegiem lat nauczyłam się to wykorzystywać, bo przecież informacja dobrze zdobyta i dobrze wykorzystana jest droższa, niż największe pieniądze, a czasem nawet droższa niż życie, bo przecież nikt nie chce, żeby jego tajemnice wychodziły na światło dzienne.

    Moje życie się zmieniło i poglądy się zmieniły dopiero, kiedy obok zamieszkał sąsiad, który miał podobne upodobania w życiu jak ja. Zaczęłam rozumieć, że wiedza i umiejętności, które nabyłam w czasie mojego życia, zaczynają mi doskwierać, a raczej człowiek z podobnymi zdolnościami zaczął uprzykrzać mi życie. Kiedy widziałam jak ruszają się firanki, doskonale wiedziałam, co to oznacza. Moje firanki też dość często się ruszają, ja wiem z jakiego powodu się to dzieje. Nigdy nie myślałam, że przyjdzie dzień, w którym to mnie będą chcieli podglądać.

    W momencie, w którym to zrozumiałam, zaczęłam się ukrywać. Nie mówiłam na głos, szeptałam na podwórku, żeby tylko on nic nie usłyszał. Nie chciałam, żeby to, co dzieje się u mnie, ujrzało światło dzienne, a raczej, żeby jego światło tego nie zauważyło, bo wiedziałam, że tym samym wszyscy wokół będą wiedzieć.

    Walczyłam długo i skutecznie, jednak kiedy pewnego dnia okazało się, że nie tylko ludzie mają sekrety, ale również w moim domu sekret zagnieździł się, poczułam co znaczyło słowo: upokorzenie. Mój mąż mnie zdradzał, spotykał się z koleżanką z pracy, a mój sąsiad wszystko odkrył. Niestety, ale podglądanie miał we krwi, tak jak ja, łączenie faktów, kropek wszystko to, co ja robiłam świetnie dla moich sąsiadów, zrobiono dla mnie. Nadszedł dzień rozliczenia pomyślałam, i wtedy zrozumiałam, że ujawnianie sekretów nie jest dobre.
    Sąsiad w zwykłej rozmowie wśród tłumu zaciekawionych, wypalił do mnie, że powinnam popilnować męża, który włóczy się i sprawdza jak wygląda bielizna sąsiadki. Jak mi było wstyd! Powiedział to wśród ludzi, oni na mnie patrzyli i nikt mnie nie pożałował, bo przecież ja robiłam tak samo. Stawałam przed ludźmi i mówiłam im to, co wiem. Było mi przykro, poczułam ciężar odpowiedzialności tego, co się stało. Z jednej strony zdałam sobie sprawę z tego, że teraz ja będę musiała walczyć o swoje dobre imię, ale z drugiej strony też zrozumiałam, że nie było, o co walczyć, nikt nie myślał o mnie jak o kimś, kto to dobre imię ma.

    Podglądanie innych właśnie obróciło się przeciwko mnie i czy z jednej strony wolałam żyć w błogiej nieświadomości prawdy o moim mężu. Odpowiedź brzmi: tak. Dokładnie tak, naprawdę wolałam żyć w błogiej nieświadomości. Wolałabym się nigdy nie dowiedzieć o tym, że mój mąż mnie zdradza, jeszcze w taki sposób.

    Już nigdy firanki w moim oknie nie będą się poruszały. Zdałam sobie sprawę z tego, że moje życie to moja sprawa, a życie innych, to ich sprawa i nic mi do tego. Musiałam mieć poważną lekcję. Taką, która uderza ze zdwojoną siłą. Teraz, kiedy wychodzę na ulicę, wszyscy się na mnie patrzą i ze mnie śmieją. Dokładnie w taki sposób, jak ja kiedyś śmiałam się z nich.

    Czy jest mi przykro z tego powodu co robiłam? Nie, przykro mi nie jest, ale przykro mi, że musiałam się tak gorzko przekonać o tym, że ludzie mogą się śmiać ze mnie. Zawsze wszystkie informacje miałam wcześniej, zanim pozostali w ogóle się zorientowali. Nie będę tego robić więcej, tak bardzo skupiłam się na tym, co dzieję się obok, że nie zauważyłam, jak mój własny mąż chodzi na boki. Jaki ze mnie obserwator, marny, na dodatek z dobrą nauczką na przyszłość. Człowiek uczy się przez całe życie.

    Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.

    Więcej o psychologii znajdziecie tutaj.

     

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY