Więcej...

    Kontener [OPOWIADANIE KRYMINALNE]

    Komisarz Renata Zamojska założyła lateksowe rękawiczki i stanęła obok szefa techników. Spojrzał na nią i spytał: − Gotowa? Kiwnęła głową i włączyła małą LED-ową latarkę, a on po kolei otwierał klamry zamka do wrót kontenera. Potem otworzył prawe skrzydło i ręką dał znak, żeby weszła pierwsza. Instynktownie wzięła głęboki wdech i wkroczyła do środka.

    *Prezentujemy opowiadanie Mariusza Koperskiego, pisarza, autora m.in. powieści „Amator zbrodni. Zakopiańska powieść kryminalna” oraz „Giełda milionerów”. Pozostałe opowiadania: Klub Wynalazców, Reklamacja, Cierpliwość bólu, Wyobraź sobie, Róże odmiany Graham Thomas, Pokój, Piękna pani z telewizji.

    Światło latarki wyłuskało z ciemności samochód, a za nim kolejny. Były przymocowane do podłogi pasami.

    − Dodge Charger, a ten drugi to Chevrolet Camaro, typowe wozy sprowadzane ze Stanów – zauważył szef techników.

    Nic nie powiedziała, chociaż ona też zidentyfikowała marki samochodów. Jej ojciec była wielkim fanem amerykańskich aut i w ogóle wszystkiego, co pochodziło z Ameryki. O osiągnieciach amerykańskiej motoryzacji potrafił opowiadać godzinami, co zresztą często robił, więc i ona, chcąc nie chcąc, coś na ten temat wiedziała.

    Z trudem przecisnęli się przy ścianie obok samochodów i przeszli na tył kontenera. Teraz także szef techników wyjął latarkę i traktując ja jako wskaźnik objaśniał Zamojskiej rozmieszczenie śladów.

    − Dwóch mężczyzn, pierwszy, około czterdziestki, typ europejski, metr osiemdziesiąt wzrostu, dobrze zbudowany, zadbany, leżał tutaj; drugi to najprawdopodobniej Azjata, myślę, że pochodził ze Sri Lanki albo Tajlandii, niski, drobny, koło trzydziestki, zwłoki leżały tutaj. Europejczykowi skręcono kark, Azjata umarł od postrzału w głowę. Więcej się dowiemy, gdy patolog skończy sekcję. W tej części kontenera jest trochę śladów walki, ale krwi stosunkowo niewiele – wskazał snopem światła na kilka miejsc oznaczonych numerami. − Broni nie znaleźliśmy. Przeszukaliśmy także teren wokół kontenera. Żadnych szczególnych śladów.

    Wyszli na zewnątrz. Szef techników wskazał na ziemię przed kontenerem.

    − Tu stała ciężarówka. Z rozmieszczenia odcisków opon wynika, że trochę manewrowała. Najpierw stała na poboczu, a potem wycofała tyłem w las i tam zrzucono kontener na ziemię.

    − Zrzucono? To takie proste? – spytała komisarz.

    − Jeśli to był ciągnik siodłowy z hakowcem, czyli z takim specjalnym wysięgnikiem zakończonym hakiem, to tak.

    − Mamy szansę namierzyć tę ciężarówkę po tych sprowadzanych samochodach?

    − Tylko teoretycznie. Firm, które się tym zajmują jest mnóstwo, ale można ich podpytać. Jeśli to była jakaś prywatna inicjatywa będzie trudniej.

    Zamojska rozejrzała się dokoła. Znajdowali się na leśnej drodze odchodzącej od średnio uczęszczanej drogi wojewódzkiej.

    − Ma pan jakąś teorię? Chętnie posłucham – skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na niego z boku.

    Mężczyzna wzruszył ramionami i powiedział:

    − Najprawdopodobniej było tak: samochody dotarły w kontenerze drogą morską do Bremy. Tam zostały załadowane na ciężarówkę i miały dotrzeć do odbiorcy w Polsce, albo do któregoś z naszych sąsiadów, to też możliwe. Może kierowca chciał sobie dorobić i zabrał pasażera na gapę, nielegalnego emigranta. I myślę, że to było raczej spontaniczne działanie, bo w kontenerze nie ma żadnych udogodnień dla dodatkowego pasażera, nawet koca albo materaca na podłodze.

    − Ale w takim razie kto zrzucił kontener i odjechał ciężarówką? I czy to ta sama osoba zabiła tych dwóch? – zastanawiała się na głos Zamojska. − I dlaczego zostawiła auta? Są pewnie warte ze sto tysięcy. A w pana teorii jedna rzecz się nie zgadza: jeśli jechali z Bremy, to gdzie wsiadł ten emigrant? Tam na miejscu? To, dokąd jechał? Przecież dla większości z nich Niemcy to kraj docelowy. To, gdzie miałby stamtąd jechać? Nie spodobało mu się w Niemczech i zapłacił, żeby przedostać się do Polski? Nie, w to nie uwierzę. Poza tym, na granicy nie ma kontroli, nie musiał od razu dać się zamknąć w kontenerze. Wystarczyło wsiąść w jakieś auto i ją przejechać.

    − Ma pani rację – pokiwała głową szef techników. – To się kupy nie trzyma. A co do zabójcy – może kierowców było dwóch. Zatrzymali się tutaj, żeby pozbyć się pasażera. Jeden wszedł do środka, Azjata rzucił się na niego i skręcił mu kark, a ten drugi miał broń i go zastrzelił. Potem wpadł w panikę, zrzucił kontener i odjechał.

    Zamojska słuchała mężczyzny bardzo uważnie. Widać było, że jej mózg intensywnie pracuje, a w głowie kiełkuje jej pewna myśl.

    − A może było zupełnie na odwrót… − zaczęła, ale w tym momencie odezwał się sygnał jej telefonu. Wyjęła komórkę z kieszeni kurtki i odebrała.

    − Komisarz Zamojska, słucham – powiedziała do aparatu. – Gdzie? Ale wziął zakładników? Już tam jadę.

    Rozłączyła się.

    − A może było zupełnie na odwrót – powtórzyła swoją ostatnią myśl sprzed telefonicznej rozmowy.

    Szef techników rzucił jej pytające spojrzenie.

    − Piętnaście kilometrów stąd na stacji benzynowej, jak to powiedzieli, „duży Azjata” zabarykadował się w budynku stacji − powiedziała. − Ma broń.

    − Kogoś postrzelił? Wziął zakładników?

    Pokręciła głową.

    − Ale próbował obrabować kasę. Jedziemy tam. Mam dziwne przeczucie, że to ma związek z tym – wskazała ruchem głowy na kontener.

    ***

    − A może lepiej będzie jednak zaczekać na antyterrorystów? Mają być do godziny – zauważył szef techników.

    Komisarz Zamojska puściła to mimo uszu. Zwróciła się do pięćdziesięcioletniego przysadzistego mężczyzny z obsługi stacji i spytała:

    − I mówi pan, że ten ciągnik stał tu od dwóch dni? I nie wydał się wam podejrzany?

    − Na początku nie, bo to w sumie normalne, że tu się zatrzymują i robią sobie przerwę. Ale to zwykle stoją góra jeden dzień, a potem jadą dalej. No i widać ich, wychodzą z auta, przychodzą do toalety, robią jakieś zakupy. A tu nic, cisza. Przyjechał, stał, nikt nie wchodził, nikt nie wychodził. No to zadzwoniłem na policję, bo pomyślałem, że może kierowcy coś się stało. A chwilę potem drzwi od kabiny się otwierają i wychodzi ten wielkolud. Ze dwa metry i sto pięćdziesiąt kilo wagi jak nic. Wchodzi do budynku, staje przy kasie – byłem wtedy w środku sam – i mówi po angielsku, że potrzebuje pieniędzy, bo musi zatankować. Nie zrozumiałem go w pierwszej chwili, a potem widzę, że mu z kieszeni wystaje pistolet. Wpadłem w panikę, ale traf chciał, że akurat pojawiła się ta policja, co to ją wcześniej wezwałem. No to, widzę, że teraz w panikę wpadł on. Rozgląda się, nie wie, co robić, no to ja wykorzystałem okazję, wybiegłem z budynku i walę prosto do tych policjantów.

    − Czyli, tak właściwie, to on nie groził panu tą bronią? – spytała Zamojska.

    − No, tak właściwie to nie. Ale na pewno by to zrobił, gdyby nie zjawiła się policja.

    Zamojska wyjęła z kabury broń i podała ją szefowi techników.

    − Przechowa mi ją pan? – spytała, uśmiechając się.

    Pokręcił z dezaprobatą głową.

    − Pani komisarz, proszę, to niebezpieczne…

    Poklepała go po ramieniu.

    − Niech się pan nie martwi, to nie morderca ani terrorysta. Nie sądzę, żeby strzelił do małej bezbronnej kobiety. Kiedy jednak przyjedzie nasza policyjna kawaleria z tymi swoimi zabawkami, to sprawa zrobi się poważna i kto wie, jak zareaguje.

    Ale tak naprawdę bardzo się bała. Serce waliło jej jak młotem, kiedy krok po kroku z uniesionymi rękami zbliżała się do budynku stacji. Doszła do przeszklonych drzwi i nic się nie stało. Próbowała przez szybę wypatrzyć napastnika, ale nie dostrzegła go.

    − Jestem policjantką, nie mam broni. Chcę z tobą porozmawiać – zawołała w prostym angielskim.

    − Wchodzę do środka. Nie strzelaj, dobrze? – dodała.

    Odpowiedziała jej cisza.

    Stała tak przez kilkanaście sekund, potem zebrała się w sobie i otworzyła drzwi.

    Bardzo powoli, unikając gwałtownych ruchów i ciągle trzymając ręce uniesione do góry weszła do środka.

    Znalazła go siedzącego przy małym kawowym stoliku będącym wyposażeniem tutejszego baru.

    Był rzeczywiście wielki, ale jego twarz wydała jej się łagodna. Kiedy podeszła bliżej uniósł do góry rękę z bronią – ona wtedy zamarła. Ale on tylko położył ją na stole, przesunął na skraj stolika w jej stronę.

    Usiadła i spytała:

    − Jak masz na imię?

    − Manuel – odpowiedział.

    − Ja jestem Renata. Opowiedz mi wszystko. Spróbuję ci pomóc.

    Potrząsnął głową.

    − Mi już nikt nie może pomóc.

    − Zabiłeś mężczyznę w kontenerze, bo on zabił twojego przyjaciela, tak?

    − Mojego przyrodniego brata. Ten drań wszedł do środka i bez słowa do niego strzelił. A potem chciał strzelić do mnie, ale nie zdążył. W Indonezji trenowałem zapasy. Jestem duży, ale szybki.

    − Więc jesteś z Indonezji? Co w ogóle robiliście w tej ciężarówce?

    − Oszukał nas. Oszukał, naprawdę. Szukaliśmy możliwości wjazdu do Anglii. Ja jestem z zawodu kierowcą ciężarówek, a tam podobno brakuje kierowców i można dobrze zarobić. Na takim dużym parkingu w Niemczech szukaliśmy kogoś, kto nas tam przerzuci, ale nikt nie chciał ryzykować, chociaż chcieliśmy zapłacić. A ten się zgodził. Tylko powiedział, że to trochę potrwa, że musimy być cierpliwi. No to jechaliśmy i jechaliśmy. Aż dojechaliśmy tutaj.

    Nagle na zewnątrz coś się zaczęło dziać. Zapanował jakiś ruch i pojawił się szum nowych dźwięków. Zamojska kątem oka przez szybę zobaczyła samochód jednostki specjalnej i wysypujących się z niego policjantów w czarnych bojowych mundurach.

    On też ich zobaczył i w jego oczach pojawił się strach. Spojrzał na broń leżącą teraz pod ręką Zamojskiej, jakby nagle pożałował, że ją jej oddał.

    − Posłuchaj mnie – powiedziała najspokojniej jak potrafiła. – Wyjdziemy teraz stąd razem, najpierw ja a ty tuż za mną, jasne? Nic ci nie zrobią, jeśli zachowasz spokój. Ręce trzymaj wysoko. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz?

    Dopiero teraz sięgnęła po broń na stoliku. Potem podniosła się, a on zrobił to samo. Wyrósł przy niej jak wielka góra. Naprawdę jestem przy nim małą kobietą, pomyślała.

    Manuel spytał:

    − A tak właściwie, co to za kraj? Nawet nie wiem.

    − Polska – odpowiedziała policjantka. – Dziwny, ale można się przyzwyczaić.

    Więcej o kulturze znajdziesz tutaj.

    1 KOMENTARZ

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY