Więcej...

    Magia świąt

    Latami walczyłam o to, żeby wszyscy wokół mnie poczuli magię świąt. Jak ja bardzo chciałam, żeby wszyscy byli szczęśliwi, radośni, żeby wokół mnie roztaczała się aura lampek bożonarodzeniowych. Co roku, już od 1 grudnia, bardzo chciałam, żeby wszyscy to czuli. Trudno to zrobić, jeśli funkcjonuje się wśród ludzi, którzy nie znoszą świąt, którzy nie lubią jak im się mówi: Wesołych Świąt. To jest taki trudny świat dla kogoś takiego jak ja, z pełną radością, fantazją i z miłością podchodzącą do świąt. Ja naprawdę kocham święta. Dla wielu to są święta na zupełnie innym poziomie. Cóż! Trudno! Posłuchajcie mojej historii, bo może komuś wydać się ona bardzo bliska.

    Kiedy byłam mała, bardzo chciałam zobaczyć świętego Mikołaja. Wszyscy wokół mnie a nawet wszystkie dzieci, już dawno przestały w niego wierzyć, ale ja czułam, że Mikołaj naprawdę istnieje. Dostawałam paczki, ukradkiem podkładane pod drzwi. Nigdy nie wątpiłam, że był to Mikołaj, nawet jak wszyscy wokoło mówili, że to rodzice. Nie chciałam w to wierzyć nawet, jeśli mieli jakieś dowody na to, że to rodzice. Nie odpuszczałam, chociaż spotkałam się z różnymi reakcjami, nawet wśród dzieci.

    Myślałam, że wszyscy lubią ten świąteczny, magiczny czas. Jednak jak sięgam pamięcią, to kiedy byłam dzieckiem, nie pamiętam zbyt wielu takich magicznie spędzonych, wśród rodziny. Raczej wiele z moich wigilii było w nastroju ogólnie panującej nienawiści do bliźniego. Nie wiedziałam dlaczego. W sumie jakoś mnie to nie interesowało, zaczarowywała mnie choinka i tak dorastałam w tym środowisku, w którym ciężko mówić, że święta mogą wszystko zmienić, że ten czas może dać wsparcie i radość, że będziesz mógł żyć na tym paliwie, przez kolejny rok.

    Kiedy już byłam większa, wszyscy mnie wyśmiewali. Wszyscy to znaczy, moi rodzice, dziadkowie a nawet koledzy ze szkoły, oczywiście ci mądrzejsi… lepsi, którzy zapomnieli czym jest magia świąt, a ci co się nie odzywali uważali mnie za wariatkę, która z biegiem czasu dostanie tak po nosie, że zapomni, że są na świecie jeszcze święta.

    Każdego roku chciałam zbierać przy stole wigilijnym całą moją rodzinę, również rodzeństwo, dziadków, rodziców, niestety moja rodzina nie potrafiła się dogadać. Każdy miał coś przeciwko komuś, a mnie nie bardzo chciało się z tym walczyć, bo nawet nie wiedziałam jak. Jako nastolatka myślałam, że są nienormalni, a potem już zapomniałam o większości trosk z tym związanych, bo wyjechałam na studia. Zaangażowałam się w różne akcje charytatywne, właśnie w okresie świątecznym, czułam tę magię… pomimo powrotu do domu i grobowej atmosfery.

    Czasem nawet zadawałam sobie pytanie, po co oni ubierają tę choinkę, skoro jest ona tylko jakimś symbolem nienawiści do drugiego człowieka, albo nawet do siebie samego, bo przecież człowiek, który nie umie się cieszyć, nigdy nie ucieszy się z rzeczy prostych, jak wspólna kolacja, jak przytulenie, pocałunek. Co jest zabawne… w tej sytuacji jest to, że ta porąbana rodzina nauczyła mnie, że wsparcie, przytulanie, miłość, to jakieś banały, które ludzie opowiadają sobie, gdy są słabi, więc mnie nie wolno być słabym. A w święta, kiedy poddajesz się magii, kiedy się cieszysz i radujesz, jesteś słaby, bo można cię zranić, tylko oni zapominali, że tak naprawdę ranili mnie oni. Nie moja fantazja czy radość.

    Kiedy dorosłam i wyszłam za mąż, obiecałam sobie, a nawet przysięgłam, że już nigdy nie będę miała smutnych świąt, że nawet jeżeli moja rodzina tak chce, to niech sami sobie te święta spędzają. Ja będę żyła, tak jak będę chciała. Będę się cieszyła. Cóż, nie zawsze jest tak, jak człowiek sobie zaplanuje, chyba każdy to zna. Nie mamy odwagi powiedzieć komuś, kto jest dla nas teoretycznie bliski: nie przychodź w święta, bo psujesz nastrój.

    Tak też pierwsze święta minęły mi w podobnym klimacie. Naburmuszone miny rodziców, nie odzywających się do siebie, albo mówiących tak, że chyba wolałabym żeby zamilkli. Siostra, która uważała, że święta są dla idiotów. Brat, który nie zdążył na wigilię, no bo przecież może przyjechać trzy godziny po, zawsze miał w głowie tylko to, że był pępkiem świata, więc cały świat będzie na niego czekał, ale nie mogłam mieć do końca pretensji tylko do niego, bo w końcu nauczyli go tego moi rodzice. Na koniec najmłodsza siostra, która wybrała wyjazd z przyjaciółmi w Alpy. Nie będzie tracić czasu na głupoty.

    Godziłam się na to. Wtedy uznawałam, że każdy ma prawo do spędzenia tych świąt, jak chce. Jednak zauważyłam, że to jak oni chcą spędzać święta, wpływa na to jak ja je spędzam. Negowali wszystko, moje lampki na choince, wystrój przed domem i nawet moją makietę z domkami, którą przywiozłam kiedyś z Niemiec, gdzie światełka migały jak w wiosce, każdy dom ubrany i taki cichy, i taki szczęśliwy.

    Kiedy wychodzili, mogłabym w sumie napisać – kiedy zniszczyli moje święta, przysięgłam sobie, że choćbym miała stanąć naprzeciwko nich i powiedzieć: dość! To zrobię to, bo nie zniosę kolejnych naburmuszony świąt, bo nie po to dorastałam i nie po to uznaję, że rządzę swoim życiem, nie po to uznaję, że ja w nim jestem panią i władczynią, żeby ktoś mówił mi, jak mam żyć.

    Magia świąt zadziałała albo moje dorosłe życie spowodowało, że stanęłam na wysokości zadania i nadchodzą kolejne święta, które spędzam już po swojemu. Spędzam na własnych zasadach z mężem, dzieckiem, chociaż maleńkim, z piękną choinką, z radością. Nie chcę uczyć mojego dziecka, że to czas udręki, pracoholizmu, ucieczki i że najlepiej człowiek by się schował pod kocem, a nie przygotowywał te wszystkie potrawy.

    Dlatego mam takie wielkie pytanie, czemu człowiek nie robi tego, co chce, dlaczego ludzie ten świąteczny czas tak potrafią zdemonizować, że wyjdą spod tej kołdry, tylko po to, żeby przygotować to ciasto, żeby ulepić pierogi, albo kupić je w jakimś dyskoncie, a nie potrafią stanąć w prawdzie i powiedzieć, że tego nie chcą. Może gdyby potrafili to zrobić, zrozumieliby, że tak naprawdę magia świąt może być rozumiana w różny sposób i że magią świąt jest to, kiedy my jesteśmy szczęśliwi. Nieważne, czy przy stole, wśród rodziny, czy przed telewizorem, pod kołdrą. Tego właśnie wam życzę: abyście odkryli magię własnych świąt, własnej radości. Nieważne jak, nieważne gdzie, nieważne z kim, byle poczuć, że jest się zwyczajnie szczęśliwym, aby te słowa: Wesołych Świąt, nabrały dla was specyficznego znaczenia.

    Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.

    1 KOMENTARZ

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY