Więcej...

    Przystanek PKS

    Przystanek był dla wybranych. Rządziła tam elita, a raczej więcej tych elit i rzadko był wolny. Przystanek to długie rozmowy, wojny na argumenty słowne, a rzadko siłowe. Napisy na ścianach… oprócz brzydkich wyrazów, zdradzały, kto kogo kocha. Każdy chciał, żeby x+y=wnm dotyczyło właśnie jego.

    ***

    Niby nic szczególnego, ale dla nas – młodzieży wychowanej w małej miejscowości, to nie tylko miejsce odjazdu autobusu, lecz również symbol i pomnik przeszłości.

    Tu było nasze kultowe miejsce spotkań, tu były nasze pierwsze randki, zazwyczaj z obstawą,:) pierwsze smakowanie alkoholu i pierwsze zapalone w ukryciu papierosy. Wszystko było pierwsze, owiane tajemnicami i lekkim szantażem: ,,przysięgnij na wszystko, że nikomu nie powiesz”.

    Nasze wspomnienia… zapach deszczu, kałuże wokół, którymi ochlapywały nas auta i towarzystwo walających się wszędzie ogryzków z jabłek. Graliśmy w ,,król stop” i w ,,kapsle”. Wydawało nam się, że jesteśmy dorośli, a nadal byliśmy dziećmi. Nie zwracaliśmy uwagi na higienę i dzieliliśmy sprawiedliwie czerwoną oranżadę – ,,żłopaliśmy” ją wspólnie, wszyscy po kolei, wcześniej wycierając butelkę ręką. Kosz, który był pełen papierków od lodów, czasem podpalaliśmy. Tak, tak… My też nie byliśmy idealni, choć naszym dzieciom opowiadamy dziś to inaczej. ,,Wtedy nie było komórek i czytaliśmy książki” wdzięcznie zastąpiło: ,,ja w Twoim wieku”, ale swoje za uszami mieliśmy.

    ***

    Na drugi dzień po naszych ,,sesjach” podłoga przystanku była cała pokryta ciemnymi łupinkami po słoneczniku. Tak, dziś się tego wstydzimy, ale wtedy mówiono ,,że się samo rozłoży” i nikt nie szedł za to do więzienia. W domu ciągle wmawiano nam przecież, żeby nie jeść słonecznika z łupinkami, bo dostaniemy zapalenia wyrostka robaczkowego. Rodzice nie rozumieli naszych wielogodzinnych posiedzeń na zimnym przystanku i mówili, że dostaniemy wilka. Tego ,,wilka” nikt nigdy z nas chyba nie doświadczył i do dzisiaj nie wiemy co to za choroba. Czasem się przeziębialiśmy i stawiano nam bańki, które skutecznie pomagały nam w powrocie do zdrowia. Człowiek był zły, że choruje…Nie chciał iść do szkoły, był zdrowy i musiał ,,nacierać” termometr, chciał iść na przystanek – chorował, a u rodziców ,,tylko na chwilę wyjdę” nigdy nie przeszło… Zawsze na opak.

    ***

    Tak… tam było cholernie zimno, wygląd pomarańczowego przystanku też nie był zbyt przytulny: zimna posadzka i ściany przypominające współczesne luksfery, lecz nikomu to nie przeszkadzało. Była ciepła atmosfera i głośne śmiechy. Przystanek był dla wybranych. Rządziła tam elita, a raczej więcej tych elit i rzadko był wolny. Przystanek to długie rozmowy, wojny na argumenty słowne, a rzadko siłowe. Napisy na ścianach… oprócz brzydkich wyrazów, zdradzały, kto kogo kocha. Każdy chciał, żeby x+y=wnm dotyczyło właśnie jego. Czasem byliśmy źródłem informacji ,,kiedy leci następny autobus”? Czy on leciał do miasta K przez miejscowość G, czy miejscowość R , dla nas nie miało znaczenia. Nam słowo ,,leci” kojarzyło się z czasem, który dla nas mijał zbyt szybko.

    Przystanki… nasze POMNIKI MŁODOŚCI, obok których dzisiejsza młodzież przechodzi obojętnie. Dla niektórych to tylko nic nie znaczące ,,zabytki”, a dla nas: historia, wspomnienia i symbol upływającego czasu.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY