Więcej...

    Data w kalendarzu nic nie zmieni

    Mam 35 lat, połowę mojego życia mieszkałam za granicą. Wybrałam państwo i warunki, które były najlepsze dla mnie. W Polsce nie żyło mi się najlepiej. Myślałam, że za granicą zawojuję świat. Nauczyłam się języka, nawet trochę pokochałam kulturę. Zrozumiałam, że jestem daleko od domu i mam tak naprawdę dwa wyjścia: albo się przystosuję, albo umrę z tęsknoty. 15 lat minęło jak jeden dzień, i to bardzo szybko. W sumie niewiele pamiętam, zanurzyłam się w pracy, w obowiązkach i państwie, które mi pasowało. Posłuchajcie mojej historii, niełatwej, ale myślę, że jest wielu rodaków, którzy będą doskonale wiedzieli o czym mówię.

    Wyjechałam… ale sama nie wiem czy za chlebem, bo chleb miałam. Wyjechałam, bo w Polsce było mi po prostu trudno znaleźć pracę, chociaż nigdy nie myślałam, że będę pracować za granicą. Nie wiążę tego z patriotyzmem, ja po prostu nie umiałam zostawić moich dziadków, rodziców, rodzeństwa, przyjaciół. Żyłam w przekonaniu, że można żyć biedniej, ale wśród swoich. Zmieniły mi się priorytety, kiedy zabrakło na pierwszy czynsz i wtedy rodzina, przyjaciele znajomi, najbliżsi niewiele mogli. Usłyszałam, że wszystkim ciężko i powinnam wymyślić coś, co sprawi, że będzie mi lżej.

    Nadarzył mi się wyjazd, na początku było mi trudno przywyknąć, ale pierwsza wypłata spowodowała, że mogłam spłacić tak wiele długów, że smutek zaczęłam przekuwać w dumę z tego, że w końcu wymyśliłam coś, co sprawia, że nie muszę martwić się o jutro. Nawet przyjaciele i znajomi się znaleźli i w jednym kraju, i drugim. Tak na marginesie, co to kasa potrafi zdziałać… wręcz cuda.

    Mijały kolejne miesiące, zarobiłam dobrze, dawałam z siebie bardzo dużo. Z każdym dniem mój szef był coraz bardziej ze mnie dumny, ale z drugiej strony miałam coraz mniej czasu na cokolwiek. Miałam tak mało czasu na życie, nie poznawałam nowych ludzi, a starzy odeszli.

    Zapisałam się do szkoły, zaczęłam uczyć się nowego języka i tak po kilku nieprzespanych nocach, wielu miesiącach frustracji, zaczęłam gadać, a gadanie spowodowało, że dostałam nowe oferty pracy, coraz większe pieniądze, coraz więcej możliwości. Nawet się nie zorientowałam jak stuknęła pierwsza dyszka na obczyźnie. Było mi ciężko, ale potrafiłam sobie kupić wiele rzeczy, tylko żeby o tym nie myśleć. Z czasem naprawdę zaczęłam uważać, że można sobie kupić w życiu odrobinę luksusu, zabawy, a nawet czasem poudawać, że jest zabawnie, jak nie jest.

    Przez te wszystkie lata zaczęło ubywać ludzi w moim życiu, dziadkowie zmarli, siostra wyprowadziła się daleko do męża. Miała swoje dzieci i własne problemy. Zostali rodzice, chociaż na dzień dzisiejszy to już tylko ojciec. Nie zauważyłam kiedy trochę przegrałam w tym życiu. Miałam dużo pieniędzy i dużo samotności, szczególnie święta przywoływały taki najtrudniejszy moment, kiedy człowiek robił zestawienie zysków i strat, i z każdym rokiem wychodził na większym minusie.

    Spacery i aktywność niewiele pomagały, nawet zaczęłam myśleć o tym, żeby kupić sobie zwierzaka, bo realia mojej pracy pozwalały na to, żeby był ze mną cały czas. Tak właśnie na psa przelałam całą moją miłość, tylko nie wiem komu zrobiłam większą krzywdę, sobie czy jemu. Chuchałam i dmuchałam, bo bardzo chciałam, żeby mnie kochał. Z czasem pies zaczął być członkiem rodziny, ale było nas mało, bo dwoje.

    Postanowiłam wrócić do kraju, spakować walizki i zacząć życie gdzieś, gdzie będę może bardziej doceniać to, że są ludzie, że mogę porozmawiać po polsku i być blisko. Kiedy wysiadłam na lotnisku, Warszawa przywitała mnie chłodem, a ludzie nie byli tak uśmiechnięci i szczęśliwi jak mnie się wydawało. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie rzuciłam się z jednego wiru w drugi, na dodatek może bardziej potężny niż pierwszy.
    Po powrocie do Polski znalazłam mieszkanie i pracę od ręki, bo doświadczenie zawodowe i pieniądze na koncie razem połączone to dobry początek, ale znów wracałam do pustego mieszkania. Zaczęłam się zastanawiać nawet, czy ja i mój pies nie jesteśmy na siebie skazani. Starałam się wychodzić na jakieś randki, nawet umówiłam się na taką, z której wyniknęło kilka spotkań. Zaczęłam sobie nawet myśleć, że coś mnie w życiu w końcu spotkało. Niestety mój partner od randek zapomniał mi powiedzieć, że ma żonę i dzieci.
    Strasznej traumy człowiek może dostać, jeśli zwątpi w życie, zwątpi w siebie, powoli zaczyna wątpić i w ludzi, a nawet w ten kraj, do którego chciał tak wracać, żeby to życie zmienić.

    Dopiero kiedy poszłam na terapię, uświadomiłam sobie, że mam taki pierwiastek, który pomaga mi niszczyć samą siebie, pomaga mi żyć w samotności, ale ta samotność mnie dobija. Nieważne, gdzie się wyprowadzę, kogo ze sobą zabiorę, ja po prostu zapomniałam jak się żyje. Pierwiastek deprechy, tak go nazwałam, który przywiozłam ze sobą w walizce, niewiele pomaga mi w życiu, ale uderza z każdym kolejnym miesiącem. Po prostu kupiłam sobie tę depresję razem z resztą zabawek.

    Dziś jest trochę lepiej, a terapia nawet pomaga, ale przychodzą takie dni jak ten, kiedy ciężko mi opowiadać o sobie, tak naprawdę nie wiem co mogłabym powiedzieć. Mam wrażenie, że zanudzam świat sobą, a ten trud, który we mnie jest, potęguje to, że oprócz tego, że nie wiem, co powiedzieć, to nawet nie wiem komu to powiedzieć. Czasem mam wrażenie, że zamęczam terapeutę…

    Reasumując tę moją historię, mam wrażenie, że 15 lat życia daleko od domu, rezerwując szczęście na potem, spowodowało, że mogę sobie kupić wiele, ale nigdy nie kupię radości z życia i kiedy jesteś za granicą, często zastanawiasz się, czy to, że tam jesteś ma jakiś większy sens, jak tylko taki, żeby zarabiać pieniądze. Ja wiem, że jeśli zatrzymasz się tam i będziesz w tym punkcie, że robisz wszystko dla innych, a sam będziesz tam cierpiał, pewnego dnia nie będziesz wiedział jak stamtąd wrócić, a depresja spowodowana tym, że jak wrócisz nie będziesz miał pieniędzy, zamknie Cię na zawsze w pudełku, zamknie Cię w samochodzie zapakowanym po każdych świętach, po każdych wakacjach i tak będziesz miał pieniądze, tylko pewnego dnia, wielu ludzi nie wybaczy Ci, że ich zostawiłeś. Tak jak mnie nie wybaczyli moi rodzice, dziadkowie, siostra… No, ale mam dużo pieniędzy…

    Wybór należy do ciebie, ja dziś po 15 latach wiem, że kiedyś zarabiałam pieniądze, żeby opłacać fajną imprezę nazwaną życiem, a tak naprawdę zarabiałam pieniądze, tylko po to, żeby dziś wydać je na dobrą terapię. Muszę zapłacić, żeby ktoś mnie wysłuchał, nie życzę Ci tego. Przemyśl to, przemyśl to dziś, kiedy zaczyna się nowy rok, być może obiecujesz sobie, że ten właśnie rok jest tym ostatnim i zaraz coś zmienisz. Nie oszukuj się, sama zmiana daty w kalendarzu nic nie zmieni.

    Paulina Oleśkiewicz — kobieta nieszablonowa, szukająca swojej drogi i samej siebie. Zakładała firmy i je traciła, otarła się o wojsko, pracowała na budowie, cały czas największą przyjemność sprawiało jej słuchanie ludzi. I tak dotarła do miejsca, w którym jest teraz — realizuje się w life coachingu, ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z powodzeniem pisze i nadal szuka. Przedstawione historie są historiami ludzi, z którymi w swojej pracy i życiu się spotkała.

    Więcej o psychologii znajdziecie tutaj.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!

    Akceptuję Politykę prywatności / RODO i Regulamin serwisu

    Proszę podać swoje imię tutaj



    Inne w kategorii

    PARTNERZY